Akurat nie mam wahań, że walka jest najważniejszym argumentem w rokowaniach pokojowych z agresorem. Tyle, że głosując „za”, winienem później, by być konsekwentnym, pojechać na Ukrainę, by walczyć, a przynajmniej wspomagać walczących, ramię w ramię. Nikt mnie na wojnę nie weźmie, nie te lata i nie to zdrowie… Jak łatwo podnieść rękę za czyjeś, ale nie własne, bohaterstwo. Łatwo powiedzieć, iż takie postawienie sprawy to naiwność, może święta, a może ślepa. Tak nie działają demokracje, że ci sami decydują i ci sami walczą. Działają raczej tak, że plecie się różne brednie o wojnach, bo to przecież wszystko na niby. Do czasu. Jeżeli ktoś nie rozumiał, to od tygodnia rozumie – słowa coś znaczą.