Niemcy należą do tych europejskich krajów, które są w dużym stopniu zależne od importu rosyjskiego gazu. W ubiegłych dwóch latach importowali stamtąd ok. 50 proc. zużywanego paliwa, czyli ok. 50 mld m sześc. rocznie. Dla porównania: to prawie tyle, co Polska zużyła przez ostatnie trzy lata. – Kolejne rządy Republiki Federalnej Niemiec przez lata świadomie uzależniały niemiecką gospodarkę od taniego surowca z Rosji. Elity polityczno-biznesowe wierzyły, że to jest obopólne uzależnienie obu krajów. Dziś jest jasne, że jest ono asymetryczne i na niekorzyść Niemiec – tłumaczy Michał Kędzierski, analityk specjalizujący się w niemieckiej energetyce w Ośrodku Studiów Wschodnich.
Po rosyjskiej napaści na Ukrainę to ma się zmienić, Republika Federalna ma zdywersyfikować swoje źródła energii i uniezależnić się od surowców z Federacji Rosyjskiej. „Tylko wspólnym wysiłkiem pożegnamy rosyjski gaz – zaangażowane muszą być władze federalne, krajowe, lokalne, firmy i gospodarstwa domowe. Potrzebny jest rozwój odnawialnych źródeł energii, konsekwentna redukcja zużycia na wszystkich poziomach, dywersyfikacja i szybki wzrost wykorzystania wodoru. Wtedy możliwe jest uniezależnienie się w dużej mierze od rosyjskiego gazu do połowy 2024 r.” – zapowiadał w marcu Robert Habeck, minister gospodarki i ochrony klimatu.
Niemcy nie chcą natychmiast zrezygnować z dostaw, ponieważ to sparaliżowałoby tak ważne branże, jak choćby przemysł chemiczny, odpowiadający m.in. za produkcję nawozów.
Reklama