W obszernej rozmowie Zełenski z uznaniem wypowiedział się na temat pomocy, której jego krajowi udzielał ustępujący we wtorek premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson, skrytykował natomiast postawę prezydenta Francji Emmanuela Macrona i kanclerza Niemiec Olafa Scholza.
"Boris odegrał znaczącą rolę. Zrobił wiele. Od samego początku był po naszej stronie. Nigdy nie widziałem w naszych rozmowach wahań czy wątpliwości co do jego wsparcia dla Ukraińców. Pamiętam, że były momenty, szczerze mówiąc, kiedy potrzebowaliśmy broni, a Wielka Brytania jej nie miała i Johnson pomógł, rozmawiając z innymi krajami i przyspieszając dostarczenie tej broni na Ukrainę. On to zrobił. Więc jest jednym z tych liderów, którzy mieli wpływ na to, że Europa zjednoczyła się w swoim wsparciu dla Ukrainy" - powiedział ukraiński prezydent.
Jak dodał Zełenski, Johnson, w odróżnieniu od innych głównych przywódców, od początku nie miał wątpliwości, że Ukraina będzie stawiała opór Rosji, a jej podbicie nie będzie możliwe, zaś to co mówił mu prywatnie, nie różniło się niczym, od tego, co mówił publicznie.
Zdaniem ukraińskiego prezydenta, Johnson uosabia brytyjski charakter. "Chodzi o siłę, chodzi o pewność siebie. To jest w duszy każdego silnego przywódcy. Trzeba inspirować społeczeństwo. Ludzie nie mogą być zmotywowani tylko swoją wewnętrzną siłą albo zrozumieniem, że muszą chronić swoją rodzinę. To dużo, ale to nie wystarczy. Ludzie ryzykują swoje życie, ryzykują wszystko, co mają. Premier Johnson rzeczywiście dostarczył tej inspiracji i ludzie to widzieli" - wyjaśnił.
Przyznał, że zapowiedź ustąpienia Johnsona go zaniepokoiła i choć ma nadzieję, iż jego potencjalni następcy - Liz Truss bądź Rishi Sunak - będą kontynuować wsparcie, wiele zależy od tego, czy uda się wypracować bliskie osobiste relacje, a to nie jest już takie pewne. "Nadchodzi zima, kryzys energetyczny. Jest wiele innych wyzwań. Mogę się tylko modlić, aby (relacje) były na tym samym poziomie, jaki miałem z premierem Johnsonem" - dodał.
Ale zasugerował, że jeszcze bardziej obawia się o stosunki z Francją i Niemcami, bo jak powiedział, "nie wie", czy Macron i Scholz "w pełni rozumieją" zagrożenie stwarzane przez Putina.
Ukraiński prezydent podkreślił, że świat bardziej niż "krótkotrwałego kryzysu energetycznego" powinien się obawiać tego, iż Ukraina nie wytrzyma rosyjskiego naporu, bo to grozi wojną światową. "Rosja na pewno będzie kontynuować. Poszliby na Polskę i kraje bałtyckie. I trzeba przeanalizować, co się stanie. Co zrobiłyby kraje NATO? Byłaby pełnowymiarowa wojna na kontynencie europejskim. Mówimy o wojnie globalnej. Więc w dzisiejszej sytuacji odporność Ukrainy jest ważna dla świata. Społeczność globalna nie może sobie pozwolić na przegraną" - powiedział. Podkreślił, że Putin idzie śladami Hitlera i choć niektórzy europejscy przywódcy mogą myśleć, iż ich kraje na pewno nie zostaną zaatakowane, to poczucie może być złudne.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)