Zmobilizowany jesienią 30-letni mieszkaniec Rosji przed wysłaniem na front przeszedł kilkotygodniowe szkolenie, podczas którego zdołał dwa razy oddać strzał z broni z czasów ZSRR. Po przewiezieniu na Ukrainę początkowo budował fortyfikacje w okupowanym Ługańsku, później, w maju, trafił do Bachmutu.
Dowódca wysadził go i dwóch innych rekrutów kilkaset metrów od linii frontu i rozkazał im, by przedostali się do okopów. Tam spotkali bojownika najemniczej tzw. grupy Wagnera, który zagroził im, że ich zastrzeli, jeśli uciekną albo nie wypełnią misji.
Zostawieni sami sobie
Kiedy na chwilę ucichł intensywny ostrzał moździerzowy, trzech mężczyzn przeczołgało się po ciemku do innej części okopów. Jak się później okazało, czołgali się po ciałach poległych.
Rano 9 maja Anitin próbował nawiązać przez walkie-talkie kontakt z dowództwem, jednak nikt nie odpowiedział. Drony zrzucały ładunki wybuchowe na ich pozycje, a ostrzał moździerzowy nie ustawał. Dwóch towarzyszy broni Anitina zostało poważnie rannych.
Akt rozpaczy
21-letni Iwanow wyciągnął zawleczkę z granatu i przystawił go do głowy, zabijając się, a drugi mężczyzna zastrzelił się - pisze w środę "WSJ".
Anitin został sam na pozycji. Późnym popołudniem, kiedy nie miał już siły, by ukrywać się, wyszedł z okopów i dał znać ukraińskiemu dronowi, który krążył nad okolicą, że chce się poddać. Scena ta została nagrana i opublikowana w ubiegłym miesiącu w mediach.
Mężczyzna jest w ośrodku dla jeńców rosyjskich w Charkowie.
ndz/ mms/