Informację o odmowie Scholza podał w środę dziennik "Bild", a następnie potwierdziła telewizja ARD. Na dostawy Taurusów od pewnego czasu nalegały Francja i Niemcy. Berlin obawia się jednak, że mogłyby one zostać wykorzystane do ataku na Most Kerczeński łączący Rosję z okupowanym Krymem.

Opór materii

"Zarówno Francja, jak i Wielka Brytania wzywały niemiecki rząd do dostarczenia pocisków, ale Scholz skupił się na różnicach prawnych. Brytyjczycy i Francuzi mają własne oddziały na Ukrainie, które kontrolują geodane dla pocisków. W Niemczech Bundestag musiałby wyrazić zgodę na rozmieszczenie niemieckich wojsk za granicą. (...) Jak to się coraz częściej zdarza, Scholz chowa się za techniczną wymówką, aby nie musieć ujawniać prawdziwego powodu" - ocenia Eurointelligence.

Reklama

Według think tanku kanclerz Niemiec nie chce przekroczyć czerwonej linii, jaką byłoby wysłanie niemieckich żołnierzy na Ukrainę, choć w Bundestagu znalazłaby się wyraźna większość dla poparcia takiej decyzji.

Podwójna gra Kanclerza

"Nie chce też, by niemiecki sprzęt wojskowy został wykorzystany do ataku na Rosję. (...) Pokazuje to granice zachodniej jedności co do celów operacji, jaką jest wsparcie Ukrainy. Wszyscy zgadzają się, że nie chcą, aby Władimir Putin odniósł zwycięstwo, ale mają różne poglądy na temat Krymu i tego, czy zachodnia broń powinna być używana w ukraińskich atakach na samą Rosję" - podkreśla brukselski instytut, dodając, że "Scholz prowadzi podwójną grę, tak jak to robił przez całą wojnę."

Z Brukseli Artur Ciechanowicz