Nawozy z Rosji wciąż płyną do Europy. Wojna niewiele zmieniła
Rosja produkuje jedną piątą nawozów na świecie. Najpowszechniej używane, azotowe, powstają z wykorzystaniem gazu ziemnego, którego – jak wiadomo – w tym kraju nie brakuje. Poza tym dysponuje ona ogromnymi złożami fosforu i potasu, wykorzystywanego do produkcji nawozów innych typów.
Nawozy z Rosji są tanie i łatwo dostępne. Dlatego przed wybuchem wojny w lutym 2022 r. około 30 proc. wszystkich kupowanych przez rolników z UE pochodziło właśnie stamtąd. Co ciekawe, po inwazji Rosji na Ukrainę sankcjami bloku objęto tylko ludzi kierujących rosyjskimi przedsiębiorstwami produkującymi nawozy, ale już nie ich produkty.
Efekt? W drugim kwartale 2025 roku, jak podaje brytyjski tygodnik "The Economist", udział rosyjskich nawozów w europejskim rynku ponownie wzrósł do jednej trzeciej. Tylko w czerwcu do UE sprowadzono go milion ton – najwięcej w ujęciu miesięcznym od dekady. Towar trafia do Europy za pośrednictwem firm ze Szwajcarii i Zatoki Perskiej.
Jak ograniczyć zakupy nawozów z Rosji? Dwa rozwiązania
Do tej pory władze Unii Europejskiej nic z tym nie robiły. Obawiały się gniewu rolników. Obecnie koszty nawozów stanowią 15-30 proc. kosztów ich działalności. Mogłyby one drastycznie wzrosnąć, gdyby wyeliminować zupełnie rosyjski towar z rynku. Co więc można zrobić, by nie wspierać miliardami euro skarbca wojennego Putina?
"The Economist" wskazuje dwa rozwiązania. Po pierwsze, należałoby zwiększyć własną produkcję. Przed wojną działało w Unii około 120 fabryk nawozów, pokrywając 70 proc. europejskiego zapotrzebowania na ten produkt. Jednak po odcięciu rosyjskich gazociągów i gwałtownym wzroście cen surowca Europa ograniczyła produkcję o 70 proc. Dziś według jednego z przedstawicieli branży pracuje zaledwie połowa wcześniejszych mocy produkcyjnych, pokrywając około połowy zapotrzebowania UE. Mało kto jednak chce w te zakłady inwestować ze względu na kosztowne regulacje środowiskowe bloku.
Po drugie, można znaleźć nowych dostawców. Wybór jest spory. Egipt i Algieria eksportują nawozy azotowe, Maroko – fosforowe, Trynidad i Tobago – amoniak. Tyle tylko, że jest to towar droższy niż ten pochodzący z Rosji, zwłaszcza odkąd ma ona nadwyżki gazu.
UE chce wypchnąć rosyjskie nawozy z rynku. Wprowadza cła
Bruksela jednak nie spoczywa na laurach. Zaczęła stopniowo wprowadzać cła na rosyjskie nawozy azotowe, by skłonić europejskich importerów do szukania alternatyw.
"Zaczęto od 40 euro za tonę. To niewielka kwota jak na produkt, który tuż przed pierwszą podwyżką ceł kosztował 400–700 dolarów za tonę. Od 1 lipca przyszłego roku stawka wzrośnie do 60 euro, by po połowie 2028 r. osiągnąć 315 euro. Jeśli jednak ceny nawozów rosłyby zbyt szybko, cła mogą zostać obniżone" – czytamy w "The Economist".
Ruch UE przyniósł pożądany skutek. Import nawozów z Rosji znacznie spadł od momentu wprowadzenia ceł. Jednak wciąż jego spore zapasy znajdują się w europejskich magazynach.
Rolnicy szykują protest w Brukseli
Te poczynania budzą niepokój farmerów z Unii. Dlaczego? Od 1stycznia wzrosną także ceny importu nawozów z innych krajów, ponieważ zacznie obowiązywać unijny mechanizm dostosowania cen na granicy z tytułu emisji dwutlenku węgla (jeśli produkt powstawał w procesach silnie emisyjnych).
Rolnicy obawiają się, że to oni ostatecznie zapłacą za wymierzone w Rosję działania władz UE i zobowiązania klimatyczne. Między innymi z tego powodu planują 18 grudnia potężny protest w Brukseli.