"Sektor chemiczny cierpi najmocniej i jako pierwszy". Niemcy boją się kryzysu

Bez chemii nie utrzymamy statusu nowoczesnego państwa przemysłowego – ostrzegał w 1991 r. kanclerz Helmut Kohl, wizytując zakłady chemiczne w Schkopau w południowo-wschodnich Niemczech.

Fabryka polimerowych tworzyw sztucznych działa w mieście od lat 30. XX wieku. Od 1995 roku należy do amerykańskiego giganta chemicznego Dow. Na początku tego roku – "w związku z rosnącymi kosztami i słabnącym popytem" – szefostwo firmy podjęło decyzję o zamknięciu zakładów w Schkopau. Mają być one stopniowo wyłączane do 2027 roku. Pracę straci kilkaset osób.

To tylko jeden z syndromów postępującego upadku niemieckiego przemysłu chemicznego. Za Odrą budzi to ogromny niepokój, bowiem jego kondycja uchodzi za zwiastun kryzysu całej krajowej ekonomii. Ponieważ, jak piszą dziennikarze "Spiegla", "cierpi on z tych samych przyczyn, które trapią całą niemiecką gospodarkę – często jako pierwszy i najmocniej".

Cięcia i bankructwa. W sektorze chemicznym jest najgorzej od 30 lat

Przemysł chemiczny należy do największych pracodawców w Niemczech. Zatrudnia około 480 tys. ludzi. Tymczasem, jak podaje monachijski instytut analiz ekonomicznych Ifo, ilość zamówień sektora spadła do najniższego poziomu od 30 lat. Wykorzystanie mocy produkcyjnych wynosi zaledwie 71 proc. A to oznacza, że ponad jedna czwarta drogiego parku maszynowego w takich zakładach jak Ludwigshafen czy Brunsbüttel stoi niewykorzystywana. Aby wyjść na zero, linie produkcyjne musiałyby pracować na 82 proc.

Nie ma więc co się dziwić, że przedsiębiorstwa chemiczne przeprowadzają spore cięcia. Tylko w 2025 r. sześć z nich, w tym wspomniany Dow, zapowiedziało zamknięcie dużych zakładów. Z kolei średnie firmy takie jak Ventor, produkujący chemię specjalistyczną, po prostu bankrutują. A to bardzo zły prognostyk.

Przemysł chemiczny dobijają koszty i chińska konkurencja

Ciosem dla branży była inwazja wojsk Putina na Ukrainę w lutym 2022 roku. Zakaz importu tanich surowców z Rosji sprawił, że produkcja chemikaliów w Niemczech mocno zdrożała.

Poza tym na europejski rynek zaczęli agresywnie wchodzić konkurenci z Chin. W pierwszej połowie roku import chemikaliów i tworzyw sztucznych z Państwa Środka wzrósł o 40 proc. w porównaniu z analogicznym okresem poprzedniego roku. To powoduje, że ceny produktów chemicznych spadają, a ich wytwarzanie staje się dla Niemców po prostu nierentowne.

– Wiele firm zastanawia się teraz, czy nie zamknąć się całkowicie albo przynajmniej przenieść część produkcji – mówi "Spieglowi" Anna Wolf, ekspertka ds. innowacji z instytutu Ifo. Ale branża nie poddaje się bez walki.

Sygnały alarmowe trafiają w próżnię. Branża walczy o przetrwanie

Niemcy jako miejsce prowadzenia działalności gospodarczej znajdują się w stanie swobodnego upadku, a rząd federalny nie reaguje wystarczająco zdecydowanie – grzmiał kilka dni temu Peter Leibinger, szef Federacji Przemysłu Niemieckiego.

Jego poglądy częściowo podziela Wolfgang Grosse Entrup, szef niemieckiego Związku Przemysłu Chemicznego. – Jesteśmy coraz bliżej nokautu – ostrzega. To on właśnie zabiega o ratowanie sektora w Berlinie i Brukseli. Domaga się obniżenia podatków, kosztów pracy, procedur biurokratycznych i regulacji.

Chce także zmian w unijnym systemie handlu emisjami dwutlenkiem węgla. Wskazuje, że konkurenci sektora chemicznego spoza UE nie muszą za niego płacić. Grosse Entrup zaznacza, że nie domaga się jego zupełnej likwidacji, ale obniżenia celów klimatycznych "tak, by bardziej odpowiadały przedsiębiorstwom".

Wspierają go w tym przedsiębiorcy z branży, jak na przykład Ute Spring, szefowa Dow Germany. Wiosną tego roku spotkała się z kanclerzem Friedrichem Merzem, naświetlając problemy, jakie toczą niemiecki przemysł chemiczny. Póki co zabiegi te nie przyniosły żadnych rzeczywistych rezultatów.

Nie wiem, ile jeszcze sygnałów alarmowych mamy wysłać – mówi Spring.

"Półprodukty chemiczne są w niemal wszystkim, co produkuje się w Niemczech – od kremów po baterie samochodowe i mikrochipy. Jeśli Niemcy będą je w przyszłości sprowadzać wyłącznie z Chin lub USA, staną się podatne na szantaż – jak w przypadku metali ziem rzadkich" – konstatują gorzko dziennikarze Spiegla.