W środę mija 1000 dni od referendum w sprawie członkostwa w UE, które odbyło się 23 czerwca 2016 roku. Kraj nadal jest pogrążony w kryzysie politycznym w obliczu trwającego impasu wokół warunków wyjścia ze Wspólnoty, do którego pierwotnie miało dojść 29 marca.

"Tysiąc dni niekompetencji, zdrad i teraz narodowego upokorzenia. Jak zwycięstwo przekształciło się w coś takiego?" - pytał w komentarzu redakcyjnym eurosceptyczny "Daily Mail".

"Kiedy 17,4 miliona osób zagłosowało za wyjściem przy najwyższej od 24 lat frekwencji na poziomie 72 proc., dali oni rządowi najwyższy mandat demokratyczny w brytyjskich historii. (...) Jednoznacznie ignorując niestosowne bombardowanie straszliwymi opowieściami czarnowidzów, (...) nieustraszona opinia publiczna wysłała politykom jasny sygnał: wyprowadźcie nas (z UE)" - przypomniano.

Jak pisze gazeta, "wydaje się, że to było tak dawno temu", a "dziś to marzenie, jeśli nie martwe, to ledwo dyszy dzięki maszynie podtrzymującej czynności życiowe".

Reklama

"Daily Mail" nie przebierał w słowach, oceniając, że winnym za taki stan rzeczy jest "nie mający kontaktu z rzeczywistością, elitystyczny parlament, który haniebnie nie wdrożył jasno wyrażonego pragnienia elektoratu".

"Pstrokaty miks niekompetentnych posłów, masochistycznie nieprzejednanych eurosceptycznych fanatyków, zdradliwych zwolenników pozostania w Unii Europejskiej i wyniosłego, sabotującego spikera spiskował razem, aby powstrzymać brexit" - napisano.

Dziennik ocenił, że obecna sytuacja polityczna jest "upokorzeniem dla Zjednoczonego Królestwa", a "niepowodzenia głosowań nad umową w ciągu tysiąca dni od 23 czerwca 2016 roku sprawiły, że staliśmy się międzynarodowym pośmiewiskiem".

W szczególności skrytykowano eurosceptyczne skrzydło rządzącej Partii Konserwatywnej, które dwukrotnie opowiadało się przeciwko umowie przygotowanej przez swoją premier, doprowadzając do porażki przedstawionej propozycji.

"Najwyższą ironią jest to, że (...) ryzykują utratę nagrody, o którą walczyli przez dwa pokolenia: samego brexitu. Trudno sobie wyobrazić, w jaki sposób będą w stanie spojrzeć sobie w oczy, jeśli Wielka Brytania będzie ostatecznie zmuszona do pozostania w Unii Europejskiej, nie mówiąc już o poradzeniu sobie z wściekłością milionów wyborców" - napisano.

W podobnie ostrym tonie wypowiedział się najlepiej sprzedający się tabloid w kraju, "The Sun", który ostrzegł, że "Wielka Brytania jest na granicy globalnego upokorzenia", wzywając "słabych polityków do spełnienia swojego obowiązku wobec demokracji".

Gazeta także przypisała kluczową odpowiedzialność brytyjskiej Izbie Gmin, a w szczególności eurosceptykom w ramach Partii Konserwatywnej.

"Torysi (...) powinni się dobrze nad sobą zastanowić. Jeśli skończymy bez brexitu lub z jego bardzo miękką wersją - a (lider opozycyjnej Partii Pracy Jeremy) Corbyn już planuje taką wersję, w której nawet zrezygnujemy z kontroli nad naszymi granicami to będzie w znacznej mierze ich wina" - oceniono.

Jak podkreślono, politycy mają jeszcze "ostatnią szansę na uniknięcie kapitulacji" przez przegłosowanie proponowanego przez premier Theresę May projektu porozumienia przy trzeciej próbie, "realizując swój obowiązek wobec naszej demokracji i liczącej 17,4 miliona większości wyborców".

W poniedziałek spiker Izby Gmin John Bercow powiedział jednak, że zgodnie z procedurami brytyjski rząd nie może zwrócić się do posłów o ponowne głosowanie nad tekstem porozumienia bez wprowadzenia w nim istotnych zmian.

Bercow powołał się na parlamentarną konwencję z 1604 roku, która zapisana jest w podręczniku praktyki parlamentarnej Thomasa Erskine'a Maya, opublikowanym w 1844 roku. Zakłada ona, że w trakcie jednej sesji parlamentarnej (zwyczajowo trwającej rok) nie można ponownie poddać pod głosowanie projektu, który już raz został odrzucony przez posłów.

Mimo to przedstawiciele rządu kontynuowali w poniedziałek i wtorek rozmowy z przedstawicielami eurosceptycznego skrzydła rządzącej Partii Konserwatywnej i północnoirlandzkiej Demokratycznej Partii Unionistów (DUP), którzy w przeszłości głosowali przeciwko proponowanemu tekstowi porozumienia z UE, próbując przekonać ich do poparcia tego projektu umowy.

Wcześniej posłowie dwukrotnie odrzucili przedstawioną propozycję porozumienia z Wspólnotą, najpierw w połowie stycznia (różnicą 230 głosów), a następnie w ubiegłym tygodniu (różnicą 149 głosów).

Jakiekolwiek przedłużenie procesu opuszczenia UE wymaga jednomyślnej zgody 27 pozostałych państw członkowskich. Wniosek Londynu będzie prawdopodobnie omówiony podczas zaplanowanego na czwartek i piątek posiedzenia Rady Europejskiej w Brukseli.

W razie braku jakichkolwiek ustaleń - przyjęcia porozumienia z UE lub przedłużenia procesu wyjścia z Unii - niezależnie od przyjętej w ubiegłym tygodniu opinii politycznej Izby Gmin przeciwko wyjściu z UE bez umowy, Wielka Brytania automatycznie opuści Wspólnotę o północy z 29 na 30 marca.

>>> Czytaj też: Brytyjski rząd złożył wniosek o opóźnienie brexitu do 30 czerwca