10 lat temu trzęsienie ziemi spowodowało fale tsunami, które były przyczyną katastrofy japońskiej elektrowni nuklearnej. Od 11 marca 2011 roku ludzie na całym świecie mogli obserwować, jak trzy reaktory atomowe w Fukushimie uległy stopieniu i wyrzucały z siebie promieniowanie jonizujące daleko w głąb lądu, morza i powietrza.

Szok w efekcie tych wydarzeń był tak duży, że łańcuch konsekwencji dotarł aż na drugi koniec świata – do Berlina. Konsekwencje te miały jednak charakter polityczny. W ciągu kilku dramatycznych dni, niemiecki rząd kanclerz Angeli Merkel dokonał wolty i 14 marca 2011 roku ogłosił wycofanie się z energii atomowej. Ostatni niemiecki reaktor atomowy ma zostać wyłączony w przyszłym roku.

Decyzja ta miała swój trwający trzy dekady prolog. Masowe demonstracje przeciwko wykorzystywaniu atomu do produkcji energii zaczęły się w RFN w latach 70. XX wieku. Ruch ten doprowadził do powstania Partii Zielonych i przekształcił niemiecką gorliwość antynuklearną w coś w rodzaju nowej religii.

Reklama

W roku 2000 niemiecki rząd, w którego skład wchodzili również Zieloni, zdecydował o wycofaniu się Niemiec z energii atomowej. 10 lat później, konserwatywny rząd Angeli Merkel przedłużył żywotność działających w Niemczech reaktorów, ale radykalnie zmienił stanowisko w kilka dni po katastrofie w Fukushimie.

Niemiecka historia to przestroga dla innych krajów

Z tego zwrotu jednak wyłoniła się poważna sprzeczność, która może stanowić ostrzeżenie dla innych krajów. Otóż w dążeniu do zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych, Niemcy zainwestowały wielkie środki w odnawialne źródła energii, głównie ze słońca i wiatru. Źródła te jednak mają to do siebie, że ulegają wahaniom i nie dostarczają wystarczająco dużo energii, aby zaspokoić potrzeby gospodarcze kraju. W obliczu polityki wyłączenia reaktorów atomowych, dużą część powstałej luki energetycznej przejęły elektrownie węglowe.

Tymczasem węgiel jest jednym z najbrudniejszych źródeł energii jeśli chodzi o emisje dwutlenku węgla do atmosfery. W przeciwieństwie do węgla, technologia jądrowa nie wiąże się z żadnymi emisjami CO2. Niemcy zastępując czystą energię brudną węglową, napotykają na problemy w zakresie zmniejszania emisji CO2. Zamiast tego Berlin skupia się na gazie, który ma być paliwem przejściowym w osiągnięciu stanu, gdy cała energia będzie pochodziła ze źródeł odnawialnych. Choć gaz jest czystszy niż węgiel, to wciąż jest to brudne źródło. Wszystko to sprawia, że Niemcy w niebezpiecznym stopniu stają się uzależnione od takich dostawców gazu, jak Rosja.

Stąd bierze się paradoks, który leży u samych podstaw niemieckiego ruchu ekologicznego: otóż przeciwstawia on wizję antywęglową wizji antyatomowej. Aby poradzić sobie z tym wzywaniem, rząd Angeli Merkel zdecydował się wycofać także z węgla, sprawiając tym samym, że Niemcy stały się pierwszym krajem na świecie, który podejmuje próby wycofania się jednocześnie z paliw kopalnych i z atomu.

Ale obok bardzo szybkich planów wycofania się z atomu, plany wycofania się z węgla prezentują się bardzo łagodnie – ostatnia elektrownia węglowa ma zostać wyłączona w 2038 roku. Tymczasem z porozumienia klimatycznego z Paryża, które ma na celu zmniejszenie globalnego ocieplenia i które zostało podpisane również przez Niemcy, wynika, że bogate kraje powinny wycofać węgiel do 2030 roku. Zatem Niemcy odwróciły do góry nogami ważność i pilność dokonania tych dwóch działań.

Bardzo wyraźnie widać na tym przykładzie, że w niemieckiej debacie coś poszło nie tak, jeśli porównamy ją z konsensusem panującym w innych krajach świata. Niemcy oczywiście mają prawo martwić się o ryzyka korzystania z energii jądrowej i rosnące problemy ze składowaniem odpadów atomowych, które pozostają radioaktywne przez tysiące lat. Ale dlaczego mieliby martwić się o to bardziej, niż powiedzmy ich sąsiedzi z Zachodu?

Francja z reaktorów atomowych pozyskuje 70 proc. całej swojej energii i porównaniu do Niemców, Francuzi wydają się być wyjątkowo spokojni. I co dziwne, Niemcy są również wyjątkowo spokojni, gdy importują energię z Francji. Jak widać, rola kultury i psychologii w postrzeganiu ryzyka musi być naprawdę duża.

Atom jako niezbędny element miksu energetycznego w przyszłości

Niektóre kraje, szczególnie Chiny oraz Indie, zrozumiały, że atom pozostanie niezbędnym elementem, aby móc wypełnić braki energetyczne płynące ze źródeł odnawialnych w miksach energetycznych w przyszłości. Dlatego państwa te budują nowe reaktory atomowe. Jednocześnie niektóre bogate kraje, w tym USA i Kanada, mają otwarte podejście do energii nuklearnej i zastanawiają się nad nowymi formami wykorzystania tej technologii.

Zamiast budowania starych, wielkich, skomplikowanych, drogich i powolnych reaktorów, budują tzw. małe reaktory modułowe (SME). Te jednostki jądrowe mogą być załadowane na dużą ciężarówkę i przewiezione tam, gdzie tego potrzeba, a następnie włączone lub wyłączone w zależności od możliwości słońca czy wiatru. Te małe jednostki są także bezpieczniejsze niż duże reaktory, a niektóre z nich wykorzystują odpady radioaktywne z innych reaktorów jako paliwo.

Według Międzynarodowej Agencji Energetycznej (MAE), osiągnięcie celów założonych w ramach porozumień klimatycznych z Paryża – czyli uniknięcie tego, że nasza planeta zacznie się gotować – wymaga „zarówno dużych wzrostów wydajności i inwestycji w źródła odnawialne, jak i wzrostu energii nuklearnej”. Objawia się tu prosta prawda: nie uda nam się ocalić naszej planety bez posiadania źródeł energii, które wypełnią luki energetyczne powstałe przy okazji przechodzenia na źródła odnawialne. Te dodatkowe źródła energii to wodór, ale także atom.

Ani Niemcy, ani żaden inny kraj nie może sobie pozwolić na zamknięty umysł. To samo dotyczy partii politycznych, w tym Zielonych. 10 lat od katastrofy w Fukushimie świat powinien uczcić tysiące ofiar trzęsienia ziemi, tsunami oraz ewakuacji Fukushimy – tak samo, jak tę jedną ofiarę, która straciła życie w wyniku promieniowania.

Zróbmy wszystko, aby podobna katastrofa nuklearna już więcej się nie wydarzyła. Ale pamiętajmy też, że będziemy potrzebować energii atomowej, aby zapobiec jeszcze gorszym katastrofom w przyszłości.