Socjaldemokratyczna SPD, Zieloni i liberalna FDP doszły do porozumienia w sprawie utworzenia nowego rządu Niemiec. Tygodnik "Spiegel" pisał, że zgodnie z umową koalicyjną partnerzy chcą nadać UE konstytucję i rozwinąć ją w "federalne państwo europejskie". O te doniesienia pytani byli we wtorek goście Programu Trzeciego Polski Radia - wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz oraz poseł koła Polska 2050 Paweł Zalewski.

Przydacz zauważył, że w Europie "w naturalny sposób" toczy się dyskusja o przyszłości UE. Według niego, siły lewicowo-liberalne oczekują przyspieszenia integracji, "które finalnie ma doprowadzić do jakiegoś superpaństwa europejskiego", z kolei siły centroprawicowe opowiadają się "za utrzymaniem takiego statusu organizacji, jaki był w zamyśle ojców-założycieli - czyli funkcji współpracy państw członkowskich".

"My w naturalny sposób stoimy - jako rząd polski - na takim stanowisku, uważając, że nadmierne przyspieszanie integracji może tak naprawdę zepsuć ten dobry projekt współpracy europejskiej i ci, którzy chcą go przyspieszać, tak naprawdę mogą mu zaszkodzić. Nie można ponadprzeciętnie akcelerować tego typu procesów" - ocenił wiceszef MSZ.

Przydacz zauważył, że "głos takiego państwa jak Niemcy jest tu jakimś wyznacznikiem". "Ja mam nadzieję, że praktyka zweryfikuje te często zbyt ambitne pomysły, a czasami wręcz niebezpieczne, bo na nie też tak można spoglądać" - dodał.

Reklama

Zalewski stwierdził, że wypowiedź Przydacza "bardzo korzystnie odbija się na tle rządu". "Rozumiem, odczytałem (...) ten obecny stan rozwoju UE za odebrany przez pana ministra jako pozytywny. Bardzo się z tego cieszę, bo z obozu rządzącego mamy sygnały odwrotne. (...) Bardzo wyraźnie pan minister aprobował ten stan rzeczy w przeciwieństwie do jakiegoś rozwoju federalnego UE. I ja muszę powiedzieć, że się z tym zgadzam" - zaznaczył.

Polityk Polski 2050 wskazywał, że dyskusja o federalizacji UE jest "taką standardową dyskusją unijną, która nie prowadzi do żadnych konkluzji". Jak mówił, to dyskusja polityczna, raczej wyrażająca pewną wolę i "poziom odpowiedzialności, które poszczególne partie czy politycy chcą wziąć na swoje barki, czy też chcieliby, by UE razem z nimi na swoje barki wzięła".

Na uwagę, że takie zapisy znalazły się w niemieckiej umowie koalicyjnej, odparł, że stało się tak "niewątpliwie pod wpływem Zielonych, którzy rzeczywiście mają najdalej idące integracyjne plany, koncepcje wewnątrz nowego rządu, który za chwilę się już utworzy w Niemczech". Zalewski dodał jednocześnie, że nie odbiera tego "jako poważnego wezwania do federacji", "bo na to nie ma miejsca i w przewidywalnej przyszłości kilku, kilkunastu lat".

"Ja to odbieram raczej jako wzięcie odpowiedzialności przez partie, które tworzą rząd w Niemczech, za to, co się będzie działo z UE. To jest powiedzenie: tak, UE jest dla nas bardzo ważnym projektem politycznym. Chcemy się w ten projekt zaangażować bez reszty" - powiedział Zalewski.

Przydacz zaznaczył, że UE, do której wchodziła Polska, "była własnością państw członkowskich". "Nie widzę tu odosobnienia mojego głosu na tle całego rządu" - dodał.