Mimo rosnącej potęgi Chiny nadal tkwią w granicach strefy wpływów, jaką nakreślono po II wojnie światowej. Japonia, Korea Południowa i inne kraje regionu nie muszą podporządkowywać się dyktatom rozpychającego się sąsiada, bo mogą liczyć na wsparcie Stanów Zjednoczonych. Nawet Tajwan, uznawany przez Pekin za zbuntowaną prowincję, wciąż pozostaje poza jego zasięgiem. Waszyngton nie zamierza bowiem pozwolić, by chińskie mocarstwo zamknęło mu przed nosem drzwi do Azji i uderzyło w żywotne interesy Amerykanów. Ci muszą więc uparcie trzymać stopę na progu i jedynie potężne kopnięcie – czyli wojna – mogłoby radykalnie zmienić sytuację.

Treść całego artykułu można przeczytać w piątkowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej oraz w eDGP.