- Jeden z prezydentów dużego państwa powiedział mi: „jeśli nie będziemy płacić, a zostaniemy zaatakowani przez Rosję, to nas ochronisz?”. Więc ja powiedziałem: “Nie płacicie? Macie zaległe płatności?” On stwierdził: “Powiedzmy, że tak”. Na to ja: “Nie, nie chroniłbym was. Tak właściwie, to zachęcałbym ich (Rosję – red.), by zrobili z wami, co tylko zechcą. Musicie płacić, musicie płacić swoje rachunki”. Cytat powyżej to słynne już słowa Donalda Trumpa z wiecu wyborczego w Karolinie Południowej. Padły w 40. minucie jego 1,5-godzinnego wystąpienia typu „strumień świadomości", jak zawsze po części przygotowanego wcześniej, a po części improwizowanego.

Wypowiedź sondażowego faworyta w listopadowych wyborach prezydenckich odbiła się na świecie szerokim echem. Natychmiast podchwyciły ją największe światowe media, właściwie bez głosów odrębnych interpretując to jako zapowiedź tego, że nowojorczyk wstrząśnie podwalinami NATO w przypadku wyborczego triumfu. Jednak jeśli wziąć pod uwagę wyłącznie same słowa Trumpa, to nie brzmi to jeszcze aż tak źle, były gorsze momenty. W końcu przyzwyczaił nas już za swojej prezydentury do tego, że wymaga od europejskich sojuszników zwiększenia wydatków na obronność, dobicia do dwóch procent PKB na wojsko. W DGP przypominaliśmy też, że mówił iż „ma NATO gdzieś”, nazywał „papierowym tygrysem”, a w swojej rezydencji na Florydzie miał dyskutować z najbliższymi doradcami o ewentualnym wyprowadzeniu Stanów Zjednoczonych z Sojuszu. Dlaczego więc to słowa z Karoliny Południowej wywołały takie oburzenie i niepokój?

Trump blokuje wsparcie dla Ukrainy

Stało się tak, bo ciężko wyrwać je z kontekstu. Który dla Ukrainy wygląda ostatnie dni posępnie. W Kongresie trwa impas, do tej pory nie udało się przegłosować w Izbie Reprezentantów kolejnego pakietu wsparcia dla Kijowa, a bez niego administracja Joego Bidena nie ma jak przekazywać naszym wschodnim sąsiadom sprzętu wojskowego. Za ten impas odpowiada głównie Trump. To on zarządza kilkunastoma arcylojalnymi wobec niego kongresmenami, pomoc dla Ukrainy kazał im blokować. Oficjalnie argumenty blokady padają przeróżne, często są kuriozalne i mało kto w nie wierzy. Cel tak naprawdę jest natomiast prosty – w roku wyborczym Trump nie życzy sobie, by Biden osiągnął jakikolwiek sukces, a przeforsowanie wielomiliardowego pakietu wsparcia dla Kijowa z pewnością takim będzie. Los Ukrainy jest tu wtórną sprawą dla republikanina, choć na wiecu przyznawał, że lubi i szanuje prezydenta Wołodomyra Zełenskiego.

Reklama

Odpowiedź Bidena na Karolinę Południową była ostra, prezydent stwierdził, że jego poprzednik „ugiął się” przed Władimirem Putinem, a komentarz nazwał bez ogródek „durnym”. Przedstawianie Trumpa jako kogoś skrajnie nieodpowiedzialnego jest teraz powszechne w kampanijnych materiałach 80-latka ubiegającego się o reelekcję. Czołowi demokraci oczywiście na Trumpie nie zostawiają suchej nitki, republikanie natomiast, jeśli nie licząc skrajnych lojalistów, lekceważą jego wypowiedź i mówią, że były prezydent po prostu ma taki styl przemawiania. Głos w sprawie politycznej, choć nieco pośrednio, zabrał nawet przewodniczący kolegium połączonych szefów sztabów Charles Q. Brown Jr. - Myślę, że mamy obowiązek podtrzymywać sojusze. Stawką każdego z naszych sojuszy jest wiarygodność USA, a przywództwo USA jest nadal potrzebne i pożądane – stwierdził. W środę swój komentarz dodał też sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg, mówiąc: „jakiekolwiek sugestie, że nie będziemy siebie nawzajem bronić, podważają bezpieczeństwo nas wszystkich. To ważne, by komunikować jasno, że stosujemy się do zobowiązań NATO, by chronić wszystkich członków”.

Jak zachowa się Trump, gdy wejdzie do Białego Domu, nie jest wiadomo. Wiemy, że jego komentarze oraz blokowanie pomocy są w kontrze do mainstreamuoraz szeroko rozumianych instytucji państwa. Wojsko, demokraci, większość republikanów opowiada się za utrzymaniem wsparcia dla Kijowa i żelaznymi gwarancjami bezpieczeństwa w ramach Sojuszu. Gdyby zdecydował się na jednostronne wyjście z NATO, byłoby to prawnie bardzo trudne, wymagałoby współpracy z Kongresem. To raczej scenariusz niemożliwy. Artykuł 5. Paktu Północnoatlantyckiego nie precyzuje jednak jaka dokładnie powinna być reakcja państwa członka, gdy sojusznik zostanie zaatakowany. I tu właśnie jest pies pogrzebany, Trump może stworzyć NATO dwóch prędkości – tych, którzy wydają wystarczająco, bronimy. Tych, którzy wydają mniej, porzucamy.