Komentując sobotnie głosowania w Izbie Reprezentantów podczas briefingu pod gmachem Kapitolu w Waszyngtonie, poseł ocenił, że jest to "dobry dzień i duża sprawa dla bezpieczeństwa Polaków".

Zagraniczna presja przyniosła efekt

Opisywał też własne działania w Kongresie w ciągu mijającego tygodnia, gdy wraz ze swoimi odpowiednikami z Niemiec i Francji starał się przekonać Republikanów do poparcia dalszej pomocy dla Ukrainy. Podkreślił przy tym, że zagraniczna presja na Kongres - w tym również z Polski - przyniosła efekt. Wspomniał tweeta premiera Donalda Tuska, potępiającego republikańskich senatorów wstrzymujących pomoc dla Ukrainy.

Reklama

"To jest moment, w którym (efekt przyniosła) presja, którą słynnym tweetem rozpoczął Donald Tusk. Wtedy wszyscy uważali, że to źle, źle, źle - a dzisiaj widać, że ta sojusznicza presja, na którą zdecydował się Donald Tusk, i do czego zdecydowała przyłączyć się reszta europejskich polityków, miała sens, bo dotyczyła bezpośrednio polskiego bezpieczeństwa" - powiedział Kowal.

Dodał, że jego własne działania lobbingowe były nastawione na polityków republikańskich, których "trzeba było wyzwolić" z wpływów izolacjonistycznego skrzydła partii.

"Ta presja rządowa, zapoczątkowana przez Donalda Tuska, ale też te działania parlamentarne, to było też +wyzwalanie+ Republikanów z objęć własnych obsesji wstrzymywania tego głosowania" - ocenił poseł. Kowal przyznał, że w trakcie spotkań z kilkudziesięcioma politykami na Kapitolu był zaskoczony brakiem wiedzy wielu z nich na temat skali europejskiej pomocy dla Ukrainy, która pod względem wsparcia humanitarnego i gospodarczego przewyższa amerykańską.

Jak szybko broń trafi na front?

Jak podkreślił, teraz najważniejsze jest, by broń jak najszybciej trafiła na front i by "zdążyć przed Putinem".

"Putin zdaje sobie sprawę z tego, że w Ameryce nastąpił przełom. To super, że spiker Johnson przeszedł ten przełom, także wewnętrzny, że uniezależnił się mentalnie i zdał sobie sprawę z faktu, że ta zmiana jest konieczna, żeby zachować lojalność wobec całej tradycji Partii Republikańskiej" - powiedział.

Pytany przez PAP, czy na zmianę mogły mieć wpływ alarmujące informacje na temat sytuacji na froncie, Kowal stwierdził, że sytuacja ta nie jest tajemnicą i sam przekonał się o powadze sytuacji podczas wizyty na Ukrainie.

Ukrainie grozi przełamanie linii frontu

"Moim zdaniem przełamanie linii frontu jest zagrożone od kilku miesięcy. To nie jest żadna tajemnica służb. To wiedzą wszyscy, którzy tym się zajmują i spiker Johnson (też) powinien to już wiedzieć" - powiedział. "Przełamanie linii frontu miałoby następujące konsekwencje: taktycznie to oznacza, że będzie trudno odbudować dobrze przygotowaną linię obronną, (...) politycznie oznaczałoby załamanie poparcia dla obecnego rządu, a dla poszczególnych państw w UE - Niemiec, Francji, Włoch, Hiszpanii - poważne załamanie poparcia dla rządów wspierających Ukrainę. A to by wpłynęło na zmianę całej sytuacji politycznej na całym Zachodzie" - analizował Kowal.

Dodał przy tym, że sprawa Ukrainy jest "kwestią bezpieczeństwa naszej granicy", ponieważ jeśli Rosja "przejdzie np. przez linię frontu, co jest najważniejszym zagrożeniem w najbliższym czasie, to potem ma już tylko Dniepr i naszą granicę".

Poziom wydatków na wojsko

Kowal ponownie skrytykował pomysł zwiększenia obowiązkowego poziomu wydatków na obronę państw NATO z 2 do 3 proc., wysuwany przez prezydenta Andrzeja Dudę. Stwierdził, że podnoszenie tego pomysłu w sytuacji, gdy część sojuszników nie będzie chciała się na to zgodzić, podważy jedność NATO i da argument przeciwnikom Sojuszu w Stanach Zjednoczonych.

"Podoba mi się, jeśli ktoś próbuje mobilizować w ten sposób naszych sojuszników, tylko mam wrażenie, że dostarczamy w ten sposób też argumentów izolacjonistom. Bo oni będą mówili: +O, nie ma 3 proc., to w takim razie osłabiamy NATO+. Nie leży w interesie Polski szukanie takich argumentów, które mogą być użyte przeciwko nam" - zaznaczył.

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)