Po ponad 40 latach prowadzonych w różnym tempie prac powoli kończymy budowę sieci autostrad. Po niedawnym finiszu robót na trasie A1 z Pomorza do granicy z Czechami mamy ich już 1,8 tys. km.

Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad skupia teraz wysiłki na ostatnich fragmentach trasy A2, która pod koniec przyszłego roku ma być dociągnięta do 55-tysięcznej Białej Podlaskiej. Wtedy będzie brakować już tylko ponad 30-kilometrowego odcinka do granicy z Białorusią w Kukurykach. Rząd zlecił już przygotowanie projektu, lecz w obecnej sytuacji geopolitycznej z wykonawstwem na razie nie zamierza się spieszyć. W najbliższych latach powinna wystarczyć tu zwykła, jednojezdniowa droga krajowa.

Tempo ślimaka

Reklama

Droga do realizacji polskich autostrad była długa i kręta. Pierwsze odcinki szybkich tras odziedziczyliśmy jeszcze po III Rzeszy. To zbudowane głównie w latach 30. XX w. prawie 140 km autostrad – odcinek obecnej trasy A4 z Krzyżowej do Wrocławia oraz południowa obwodnica Szczecina. W II Rzeczpospolitej też zaczynaliśmy planować trasy szybkiego ruchu, ale państwo było zbyt biedne, by je realizować.

Do budowy nowych odcinków zabrano się dopiero za czasów Edwarda Gierka. Pod koniec lat 70. nieśpiesznie zaczęła się budowa trzech odcinków – z Krakowa do Katowic, z Tuszyna do Piotrkowa Trybunalskiego i z Wrześni do Konina. Ta ostatnia miała być częścią „olimpijki”, czyli autostrady prowadzącej z Berlina do Moskwy. Władze zakładały, że na igrzyska, które w 1980 r. odbywały się w stolicy ZSRR, trasę uda się ukończyć przynajmniej z Wrześni do Warszawy. Prace jednak niezwykle się ślimaczyły. W efekcie dopiero w 1985 r. oddano jedynie krótki, 34-kilometrowy odcinek z Wrześni do Sługocina, który do 1989 r. udało się przedłużyć o kolejnych 14 km – do Konina. Do schyłku PRL udało się jeszcze ukończyć 35-kilometrowy fragment obecnej trasy A4 z Jaworzna do podkrakowskich Balic i 17 km trasy A1 z podłódzkiego Tuszyna do Piotrkowa Trybunalskiego.