Choć w całym kraju główną przyczyną powstawania smogu jest liche paliwo używane w piecach, to w dużych miastach za kiepski stan powietrza winę ponosi transport drogowy. W dużych ośrodkach jest zazwyczaj dobrze rozwinięta sieć ciepłownicza, za to ogromnym problemem jest wielka liczba aut. Z raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, że ruch samochodowy odpowiada za 63 proc. zanieczyszczenia pyłami PM10 w Warszawie. Ich wdychanie może powodować liczne alergie, kaszel czy trudności z oddychaniem. Dodatkowo według NIK w stolicy z zanieczyszczeń transportowych pochodzi aż ok. 75 proc. groźnych dla zdrowia tlenków azotu.

Tymczasem w wielu polskich miastach mamy w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców znacznie więcej aut niż na Zachodzie. Na przykład w Warszawie zarejestrowanych jest 1,5 mln samochodów osobowych – daje to 833 auta na 1 tys. mieszkańców. Pewien odsetek tych samochodów to np. pojazdy leasingowane, które nie jeżdżą po stolicy. Według ostrożnych szacunków Warszawa ma faktycznie ponad 700 aut na każdy tysiąc mieszkańców, co jest jednym z najwyższych wskaźników w Europie. Dla porównania w Berlinie wynosi on ok. 300, w Kopenhadze – 240, w Amsterdamie – 247, a w Nowym Jorku – 246. Do samochodów mieszkańców trzeba dodatkowo doliczyć auta, które wjeżdżają do Warszawy. Według danych Zarządu Dróg Miejskich każdego dnia rogatki stolicy przekracza milion pojazdów.

Wiele miast Europy już od blisko dekady stara się poprawić jakość powietrza poprzez tworzenie stref, do których nie mogą wjechać najstarsze, czyli najbardziej trujące samochody. Na starym kontynencie jest już prawie 350 takich obszarów, z czego połowa we Włoszech, a jedna czwarta w Niemczech. Te dwa ostatnie kraje zdecydowały się nie wpuszczać kopcących aut nie tylko do największych miast, lecz także do tych mniejszych.

CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP I NA E-DGP

Reklama