W styczniu 1945 r. miasto leżało w gruzach, które w dodatku były zaminowane. Wydawało się, że odbudowa Warszawy jest mało prawdopodobna – mówi w wywiadzie dr Andrzej Skalimowski z Centrum Interpretacji Zabytku Muzeum Warszawy. Mało kto wyobrażał sobie, że może ona pełnić funkcje stolicy - dodaje.

Czy po 1945 roku Warszawa została odbudowana, czy raczej zbudowana na nowo?

Warszawa po 1945 r. była zarówno odbudowywana jak i budowana na nowo. To cecha zbieżna z miastami sowieckimi, takimi jak białoruski Mińsk czy Stalingrad. Warszawa nie miała być powtórzeniem przedwojennego miasta. Przeciwnie, zdaniem ówczesnych urbanistów projektowano miasto lepsze, które jednocześnie miało zachować niektóre elementy ciągłości swojej historii. Należały do nich m.in. warszawskie zabytki.

Najważniejszym elementem ciągłości miało być Stare Miasto.

Stare Miasto, Trakt Królewski i Zamek Królewski zwany w czasach stalinowskich Zamkiem Warszawskim. Odbudowa tego obiektu za czasów rządów Bolesława Bieruta była bliska realizacji. Zaniechano jej z przyczyn politycznych w czasach Władysława Gomułki, a powrócono dopiero w dekadzie Edwarda Gierka.

Reklama

W 1945 r. odbudowa Starówki nie wydawała się jednak oczywista.

W 1945 r. odbudowa Warszawy w ogóle nie wydawała się czymś oczywistym. Po 17 stycznia, gdy Niemcy prawie bez walki wyszli z lewego brzegu miasta, a ich miejsce zajęły wojska sowieckie i armia Berlinga, miasto leżało w gruzach, które w dodatku były zaminowane. Wydawało się, że odbudowa Warszawy jest mało prawdopodobna. Mało kto wyobrażał sobie, że może ona pełnić funkcje stolicy.

Napisał Pan w jednym z artykułów, że decyzję o odbudowie miasta narzucił Józef Stalin podczas rozmowy z Bolesławem Bierutem 25 stycznia 1945 r. Czy można więc powiedzieć, że paradoksalnie odbudowę Warszawy zawdzięczamy dyktatorowi, którego wojska stały na Pradze, patrząc na niszczenie Warszawy przez Niemców w 1944 r.?

Tak, to chyba uprawnione twierdzenie. Oczywiście Stalin nie zrobił tego z powodu swoich sympatii do Warszawy. Była to gra polityczna, której celem było uwiarygodnienie nowych komunistycznych władz. Przeniesienie stolicy kraju z miasta bohaterskiego, które cierpiało od pierwszego dnia wojny do robotniczej Łodzi, która miała wprawdzie dobre „czerwone” konotacje i zachowane budynki do zagospodarowania na potrzeby urzędowe, byłoby praktycznie uzasadnione, ale niezręczne wizerunkowo. Rząd RP na uchodźstwie mógłby to wykorzystać jako argument przeciwko nominatom Stalina. Dlatego dyktator zdecydował, że należy niezwłocznie rozpocząć odbudowę Warszawy i zachować jej stołeczny charakter.

Bardzo szybko powstało Biuro Odbudowy Stolicy. Jakie koncepcje odbudowy miasta były tam brane pod uwagę?

BOS powstało w lutym 1945 r. W szczytowym momencie swojej działalności zatrudniało ponad półtora tysiąca osób. Można je porównać wyłącznie z wielkimi pracowniami architektonicznymi powołanymi w latach trzydziestych do opracowania całościowych planów przebudowy Moskwy. BOS był tworem nowym administracyjnie, ale skupiającym ludzi, którzy projektowali już przed wojną, a w czasie okupacji w Zarządzie Miejskim podporządkowanym Niemcom konspiracyjnie przygotowywali plany przebudowy i odbudowy Warszawy. Ich koncepcje były w dużej mierze radykalne i oparte na postulatach lewicowych. To pasowało do ideologii nowej władzy. Ich głównym celem było uzdrowienie Warszawy poprzez rozgęszczenie zabudowy dziewiętnastowiecznego miasta, złożonego z niezliczonej liczby kamienic z tzw. podwórkami-studniami. Zrealizowane miały zostać postulaty modernizmu i Karty Ateńskiej z 1933 r. W jakimś stopniu udało się je zrealizować.

To jednak tylko część zadań BOS-u. Zdaniem konserwatorów pracujących w tej instytucji, których symbolem jest dzisiaj Jan Zachwatowicz, miasto nie mogło istnieć bez tradycji i żeby zachować tożsamość musiało utrzymać jakąś ciągłość. Miała temu służyć odbudowa zabytków. Powodowało to konflikty z urbanistami, którzy uważali, że ich odtwarzanie nie ma sensu. Zrealizowana koncepcja odbudowy miasta jest więc wypadkową tych dwóch tendencji. Należy jednak pamiętać, że powojenna Warszawa to miasto nieskończone…

Czego w nim brakuje?

Kropki. Paradoksalnie, gdyby Stalin z Bierutem pożyli dłużej Śródmieście Warszawy byłoby pewnie domknięte urbanistycznie. Plan, który opracowano w BOS zakładał odbudowę Śródmieścia do 1960 r. Oczywiście po 1949 r., gdy zadekretowano socrealizm, miało to już być centrum monumentalne – w formie estetycznej takie jak MDM i Muranów, z dominantą w postaci Pałacu Kultury i Nauki. Można to oceniać różnie, ale był w tym zamysł. Oczywiście należy pamiętać, że w takim scenariuszu dużo więcej ludzi tkwiłoby lub zostało zamęczonych w stalinowskich katowniach, w tym wielu architektów, jak np. Jan Rodowicz „Anoda”.

Po 1956 r. wielkie przestrzenie w centrum miasta pozostawione przez architektów „na później”, zostały zabudowane prostym budownictwem mieszkaniowym z czasów Gomułki. Dlatego w Warszawie mamy takie gmachy jak monumentalne Ministerstwo Rolnictwa, które zostało obudowane blokami. Takie otoczenie sprawia, że koncepcja tego budynku stała się nieczytelna, ponieważ należy patrzeć na niego z pewnej perspektywy, a nie stojąc tuż przed jego drzwiami.

Czy pomijając wszelkie aspekty ideologiczne można powiedzieć, że odbudowa miasta w pierwszym dziesięcioleciu rządów komunistycznych była udana urbanistycznie?

Z tym można dyskutować, ale bez wątpienia była to przemyślana koncepcja, która miała swoje założenia i cele. Różnie możemy oceniać Plac Konstytucji, pomyślany przecież jako miejsce masowych pochodów legitymizujących władzę. Ale jest to jedyny, choć także niedokończony, tak jednorodnie skomponowany plac miejski, jaki powstał w Warszawie po drugiej wojnie światowej.

Skąd w środowisku o takim nastawieniu ideowym koncepcja budowy Mariensztatu, czyli małego miasteczka u stóp Starego Miasta?

Mariensztat jest socjalistycznym suplementem do Starówki. Jego budowa towarzyszyła realizacji Trasy W-Z, czyli pierwszej warszawskiej wielkiej inwestycji powojennej. Była ona w dużej mierze podyktowana uwarunkowaniami sowieckiej strategii wojskowej, która wymagała budowy szerokiej przeprawy ze Wschodu na Zachód. Przy okazji rozwiązano problem komunikacyjny z okresu międzywojennego. Już w latach 30. planowano wyprowadzenie ruchu z Placu Zamkowego, który się zwyczajnie korkował.

Pamiętajmy, że plany Mariensztatu opracowano jeszcze przed wprowadzeniem socrealizmu. Mariensztat był eksperymentem w sferze budownictwa szybkościowego, czyli domów mieszkalnych wznoszonych w kilka dni i próbą wysondowania władz, czy można budować w stylu historyzującym. Miał być także próbą swobodnego nawiązania do nieodbudowanego jeszcze Starego Miasta. Architekci lewicowi byli radykalni więc ich propozycje często zakładały budowę w formach prostych, tak jak przed wojną np. na Żoliborzu czy Kole. Możemy sobie wyobrazić jak wyglądałaby kolonia WSM-owska u stóp Starego Miasta. Byłoby to na pewno ciekawe, ale kontrowersyjne.

Która ze zrealizowanych w latach 40. i 50. koncepcji urbanistycznych była obecna w myśleniu o architekturze już przed 1939 r.?

Z pewnością najważniejsza była idea Trasy W-Z. Istotna była również koncepcja przebicia Marszałkowskiej i połączenia Śródmieścia z Żoliborzem przez Plac Dzierżyńskiego (Bankowy). Do dzisiaj nie rozwiązano natomiast problemu Skarpy Warszawskiej. Plany przebudowy Placu Trzech Krzyży z wielkim parkiem sięgającym Wisły to również dziedzictwo przedwojennego myślenia o urbanistyce.

BOS jest krytykowany za nadmierną skalę wyburzeń motywowanych ideologicznie.

BOS wyburzał i należy o tym mówić głośno. Wiele z tych wyburzeń było uzasadnianych wielkimi inwestycjami. Takie działania motywowano potrzebą myślenia perspektywicznego. Dziś budzą one częściowo uzasadniony sprzeciw i mniej uzasadnione niezrozumienie. W pewnych sytuacjach można było ich uniknąć, ale pamiętajmy, że architekci BOS myśleli w perspektywie długiego trwania. Zadanie jakie przed nimi postawiono zdarza się raz na kilka pokoleń. Odpowiedzialność jaka na nich ciążyła była ogromna. Szef BOS Roman Piotrowski na jednej z odpraw kierownictwa stwierdził, że BOS-owcy są „skazani na wielkość”. Wiedzieli, że jeśli dzisiaj nie wyburzą tych kamienic, to nie zrobią już tego prawdopodobnie nigdy.

Możemy użyć ahistorycznego porównania. Czy gdyby dziś przeszedł przez Warszawę jakiś kataklizm, to odbudowalibyśmy bloki Osiedla za Żelazną Bramą? Pewnie znaleźliby się tacy, którzy by to postulowali lub po dziesięcioleciach żałowali, że tego nie zrobiliśmy. Ale większość dzisiejszych mieszkańców byłaby zapewne przeciwna odbudowywaniu gigantycznych bloków w centrum miasta, w bezpośrednim sąsiedztwie Ogrodu Saskiego. Z pewnością można krytykować architektów BOS za ich działania, ale należy starać się zrozumieć kontekst historyczny, w którym przyszło im działać.

Jak społeczeństwo oceniało koncepcję i odbudowę Warszawy?

Dr Andrzej Skalimowski: Odbudowa Warszawy była oceniana na ogół pozytywnie. Była wielkim zbiorowym wysiłkiem, który rozładowywał emocje społeczne. Władze starały się integrować społeczeństwo skupiając je wokół tej sprawy. Pamiętajmy, że po wojnie zmieniły się granice kraju, doszły tzw. Ziemie Odzyskane, odpadły też Kresy będące ważnym elementem tożsamości narodowej. Potrzebny był jakiś wielki, wspólny cel. Dlatego powstał Społeczny Fundusz Odbudowy Stolicy, krytykowany zresztą po latach w niemniejszym stopniu niż BOS.

Mało mamy relacji na temat krytyki odbudowy Warszawy z lat bezpośrednio po wojnie. Zwracano oczywiście uwagę na działania BOS, głównie dotyczące wyburzeń i niedopuszczania kapitału prywatnego do odbudowy. Projektanci z BOS bali się prywatnej własności działek, ponieważ wiedzieli, że doprowadzi to do zachowania i rozprzestrzeniania się zjawisk w rodzaju tzw. parterowej Marszałkowskiej. Oczywiste jest bowiem, że każdy, kto posiadał plac, dążył do jego maksymalnego wykorzystania, najczęściej – jak to po wojnie – w ramach prowizorycznej i mało estetycznej zabudowy. Dekret Bieruta odebrał tym ludziom ich własność, przenosząc ją na gminę. To budziło zrozumiały sprzeciw.

Pamiętajmy jednak, że o takim dekrecie marzył już Stefan Starzyński, bowiem tylko swobodne dysponowanie gruntami pozwalało na przebudowę miasta. Jeden z międzywojennych projektów – przebicie ulicy Bonifraterskiej i połączenie Starego Miasta z Żoliborzem - wyczerpało zasoby miejskiej kasy na dwa lata. Proszę sobie wyobrazić, jak kosztowne byłoby planowanie w skali całego miasta, gdyby trzeba było brać pod uwagę wykup gruntów. Dekret komunalizacyjny zakładał przejęcie terenu w imię wyższej konieczności, ale za odszkodowaniem. Rzecz w tym, że często ich nie wypłacano stosując różne wybiegi prawne, takie jak nieobecność właścicieli czy wydawanie decyzji odmownych. Z czasem już wprost zakładano, że nowy ustrój będzie trwał wiecznie i nie ma potrzeby regulowania tych kwestii. To był błąd i zwyczajna niesprawiedliwość, która rodzi dzisiaj ogromne problemy reprywatyzacyjne.

Jedną z postaci zasłużonych dla odbudowy postaci BOS jest Jan Knothe. Dziś jest on niemal zupełnie zapomniany...

Jan Knothe jest przykładem urbanisty, rysownika, ale również pisarza i dyplomaty zaangażowanego w odbudowę Warszawy. Działał w zespole naczelnego architekta Warszawy Józefa Sigalina wraz ze Stanisławem Jankowskim i Zygmuntem Stępińskim. Ta czwórka odpowiadała za projekty Trasy W-Z i MDM-u. Nie jest więc zupełnie zapomniany, ale powinno się o nim mówić częściej. Co ciekawe nie był zaangażowany politycznie. Można powiedzieć wręcz, że był daleki od komunizmu, ale sprawa odbudowy miasta była przez niego traktowana jako sprawa honoru. Podobnych do niego, aczkolwiek zazwyczaj bezimiennych bohaterów odbudowy było wielu, warto więc o nich w miarę możliwości przypominać.

Knothe miał niezwykły talent wizualizowania koncepcji architektonicznych i urbanistycznych. Dziś zadanie to wykonują programy komputerowe, ale wówczas takie rysunki powstawały na desce kreślarskiej. O inwestycjach decydowało Biuro Polityczne, którego członkowie nie potrafili czytać planów i trzeba było przedstawiać im rysunki. Szkice Knothego robiły na nich ogromne wrażenie.

Rozmawiał Michał Szukała