Inwestorzy zgłosili do odkupu bony o wartości przekraczającej 3,2 mld zł. Resort zaakceptował oferty za 2,1 mld zł. MF jest zadowolone z wyników. – Są one dobre w kontekście naszych wcześniejszych doświadczeń z przetargami odkupu. Poprzedni odbył się w 2001 roku. Wróciliśmy do tego pomysłu, bo sytuacja płynnościowa budżetu jest dobra. Chodzi o to, żeby zmniejszać zadłużenie szybciej, nie tylko poprzez ograniczanie podaży nowych papierów – mówi Anna Suszyńska z Departamentu Długu Publicznego MF.
Dodaje, że resort zastanawiał się, czy banki – bo bony znajdują się głównie w ich portfelach – będą chciały dodatkowo zwiększać swoją płynność w warunkach nadpłynności sektora. – Jeżeli będzie zainteresowanie rynku tą formą, a sytuacja płynnościowa budżetu będzie dobra, to będziemy prawdopodobnie organizować kolejne aukcje odkupu przy jednoczesnym zmniejszaniu podaży nowych bonów – mówi Anna Suszyńska. Ekonomiści wątpią, aby pieniądze z przetargu banki przeznaczyły na akcję kredytową.
– Może w pewnym stopniu środki zostaną przeznaczone na kredyty, ale w większości będą spożytkowane na zakup innych papierów skarbowych. Ryzyko kredytowe jest cały czas duże i banki niechętnie rozwijają akcję kredytową – mówi Piotr Bujak, ekonomista BZ WBK. Na rynku wtórnym nie widać wzmożonego zainteresowania obligacjami dwuletnimi – a tego spodziewali się analitycy.
Reklama
Dlaczego MF w ogóle zdecydowało się na aukcję odkupu bonów?
– Mogą być dwa powody: MF zdecydowało się na zabieg marketingowy, który miał pokazać, że budżet jest w dobrej sytuacji płynnościowej. Druga możliwość: przetarg został zorganizowany na zamówienie konkretnego inwestora, który potrzebował gotówki ze względu na restrukturyzację portfela – mówi Marek Kaczor z PKO BP. Jego zdaniem MF już wcześniej elastycznie reagowało na potrzeby rynku, tak mogło być i tym razem. Uważa, że inwestorzy nie przejęli się też wizją zmniejszania podaży papierów na rynku pierwotnym w związku z lepszą sytuacją płynnościową budżetu. – Zaplanowana podaż papierów zostanie pewnie i tak utrzymana – mówi Marek Kaczor.