To ciężka i niebezpieczna praca. Realizowana przez brytyjską firmę Scottish and Southern Energy i niemiecką RWE inwestycja Greater Gabbard stanowi jednak przedsięwzięcie prototypowe; oczekuje się ekspansji elektrowni wiatrowych na wodach wokół Wielkiej Brytanii. Ta inwestycja obejmuje 140 turbin: rząd chce, żeby do końca następnej dekady było ich kilka tysięcy, co według szacunków ma kosztować do 100 mld funtów (115 mld euro).

Bilion na inwestycje

Elektrownie wiatrowe i inne formy energii odnawialnej przechodzą – jak to określa Frank Mastiaux z niemieckiej grupy energetycznej Eon – „z etapu butiku na skalę przemysłową”. Planowany przez Wielką Brytanię rozwój farm wiatrowych to tylko część ogromnych inwestycji, jakich wymaga się od unijnej branży energetycznej. W ciągu dekady europejskie firmy będą musiały zainwestować około 1 biliona euro, żeby zrealizować rządowe cele – rozwoju energii odnawialnej i ograniczenia emisji gazów cieplarnianych – a także wymienić starzejącą się infrastrukturę. Te gigantyczne zobowiązania w nadchodzących latach wpływać będą na gospodarkę, politykę i finanse Europy.
UE przoduje w świecie pod względem energii odnawialnej i ustaliła sobie cele ambitniejsze niż inne czołowe gospodarki. W branży energetycznej coraz częściej zaczynają się jednak pojawiać głosy, że te zobowiązania mogą się okazać nie do wypełnienia. Obietnicę w tej sprawie przypieczętowano na szczycie w Brukseli w marcu 2007 r. W UE panował wówczas nastrój – jak to określał Gunter Verheugen, komisarz ds. przemysłuklimatycznej „histerii”. Szczególną uwagę zwracano także na zagrożenia dostaw energii do Europy: przyczyniły się do tego wynikłe w styczniu 2006 r. zatargi między Rosją i Ukrainą, najpoważniejsze w ich długotrwałym sporze o ceny gazu.
Reklama
Efektem były dwa historyczne zobowiązania: europejscy przywódcy obiecali o 20 proc. (od poziomu z 1990 roku) zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych i zwiększyć do 20 proc. udział energii ze źródeł odnawialnych: w obydwu przypadkach – do 2020 roku.

Trzy w jednym

Europejskie firmy energetyczne, zwłaszcza we Francji, Niemczech i Włoszech, już dziś stoją wobec ogromnego zadania wymiany infrastruktury, zainstalowanej po II wojnie światowej. Nowe cele znacznie to zadanie utrudniły. – Sama wymiana przestarzałej infrastruktury jest wystarczająco kosztowna, no a jeśli łączy się ją z ograniczeniami emisji, a potem dorzuca jeszcze zwiększenie udziału energii odnawialnej, to cała operacja staje się kosztowna wprost niewyobrażalnie – mówi Dieter Helm, ekspert ds. energii w New College Oxford.
Najtańszy sposób ograniczenia emisji stanowi zastąpienie elektrowni węglowych gazowymi, które w przeliczeniu na megawat wytwarzają o połowę mniej dwutlenku węgla. Ze względu jednak na unijne zobowiązania co do energii odnawialnej – a także na obawy o bezpieczeństwo dostaw gazu z Rosji i z innych potencjalnie niepewnych regionów – kraje europejskie zobowiązują się inwestować w kosztowne farmy wiatrowe. Choć jednak cele ustalają rządy, inwestycji oczekuje się od sektora prywatnego.

Firmy w kłopotach

Oznacza to ogromne problemy dla europejskich firm energetycznych, które – wobec niedostatku finansowania i spadku popytu – mocno obcięły w tym roku wydatki inwestycyjne. W obecnym stanie rzeczy wydaje się nieprawdopodobne, by ponownie stać je być na poniesienie potrzebnych nakładów.
Branża energetyczna Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch i Hiszpanii przez większość bieżącej dekady inwestowała rocznie około 35 mld euro, a następnie zwiększyła nakłady do 60 mld euro w roku 2008 i 65 mld euro w 2009 roku. Jednak według analiz Citigroup w tym roku te inwestycje spadną do 54 mld euro – tymczasem, żeby wypełnić przypadającą na nie część unijnych zobowiązań firmy z tych pięciu państw muszą do końca dekady inwestować rocznie po 80 mld euro.
Obecnie, gdy ograniczenia finansowania zaczynają łagodnieć, dostawcy energii zaliczani są na rynku do najbardziej atrakcyjnych pożyczkobiorców. Popyt na kapitał będzie jednak ogromny. Zdaniem Iana Tempertona ze „środowiskowej” grupy inwestycyjnej Climate Change Capital brytyjskie elektrownie wiatrowe „będą pochłaniać kapitał przez następne 10 do 15 lat”. – Generalnie biorąc, ta branża musi zainwestować każdego zarobionego pensa – dodaje Ian Temperton.

Skąd brać pieniądze

Akcjonariusze mają świadomość, że te wymogi są zniechęcające. W miarę jak w ciągu trzech lat od brukselskiego szczytu rynkowa wycena europejskich firm energetycznych marniała wraz ze wzrostem świadomości stojących przed nimi wyzwań. – Inwestorzy zaczynają coraz bardziej się obawiać wymaganych od firm użyteczności publicznej wydatków inwestycyjnych. Zgodnie z obecnymi propozycjami powinno z nich pochodzić 25 proc. wszystkich nakładów inwestycyjnych w Europie. Te obawy zaniżają ceny akcji, to zaś budzi jeszcze więcej wątpliwości, czy te gigantyczne programy da się sfinansować – mówi Peter Atherton z Citigroup.
Współpracujący z przedsiębiorstwami bankowcy rozpatrują całą gamę niekonwencjonalnych źródeł finansowania, w tym fundusze majątku narodowego oraz firmy zainteresowane – jak Google – energią odnawialną. W listopadzie 2009 r. China Investement Corp. (fundusz majątku narodowego) postanowiła wydać 2,2 mld dol. na kupno 15 proc. udziałów w spółce, która należy do amerykańskiej firmy energetycznej AES i prowadzi elektrownie wiatrowe. Zajmująca się czystą energią spółka Masdar z Abu Dhabi wsparła London Array – kolejną firmę wiatrową – w momencie, gdy wycofał się z niej Royal Dutch Shell. Teraz o względy spółki z Abu Dhabi zabiegają poszukujące funduszy firmy energetyczne z całego świata.
Ostatecznie jednak o tym, czy branża będzie mieć w ogóle szanse na przyciągnięcie potrzebnego jej kapitału, przesądzą ewentualne zobowiązania ze strony rządów, które zagwarantują inwestorom zwrot z wyłożonych funduszy. – Jeśli stworzy się odpowiednie warunki firmom energetycznym, ich aktywa będą pasować do potrzeb funduszy emerytalnych i innych inwestorów długoterminowych – dowodzi Nick Luff, dyrektor finansowy firmy Centrica, do której należy British Gas.

Opłata z narzutem

Każdy z krajów europejskich ma system subsydiów, takich jak system cen gwarantowanych, który zapewnia ustalone ceny na energię pozyskiwaną ze źródeł odnawialnych: opłacany jest z narzutu do rachunków konsumentów prądu. Skoro inwestycje w te źródła energii mają wzrosnąć, zwiększyć się muszą również subsydia. Oznacza to większe zyski dla firm – i wyższe ceny dla konsumentów.
Może to mieć duży wpływ na wielkość rachunków za prąd. Ofgem, brytyjski urząd regulacji energii, szacuje, że do 2016 roku w przeciętnym gospodarstwie domowym koszt prądu może wzrosnąć o 60 proc., do 2 tys. funtów rocznie. Koszty energii mogłyby więc pochłonąć ponad 10 proc. ich dochodu do dyspozycji.
Uderzenie w europejskich konsumentów wyższymi rachunkami za prąd – i to w momencie, gdy przycisną ich wyższe podatki, potrzebne do wzmocnienia rządowych finansów – mogłoby stać się dodatkowym, silnym hamulcem wzrostu gospodarczego. Zapewne stałoby się również wzbudzającą coraz większe spory kwestią polityczną.
W wielu krajach europejskich rachunki za prąd są już punktem zapalnym. W zeszłym roku Pierre Gadonneix stracił stanowisko dyrektora naczelnego firmy EDF, ponieważ dowodził – ku wściekłości prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego – że ceny prądu muszą wzrosnąć, żeby sfinansować inwestycje. Firmy w Wielkiej Brytanii i Niemczech przyzwyczajone są do gazetowych czołówek, w których wyklina się na nich za wysokie opłaty i nadmierne zyski.

Będzie drożej

Koszty wspierania źródeł energii odnawialnej doprowadziły już do cięć niektórych europejskiej programów subsydiowania. Hiszpania w 2008 roku przykręciła śrubę subsydiowaniu energii słonecznej – i w zeszłym roku cała ta tamtejsza branża padła. Niemieckie plany cięć subsydiowania energetyki słonecznej wejdą w życie w kwietniu. – Ludzie chcą „zielonej” energii, czy są jednak gotowi za nią płacić? – pyta szef Eonu, Frank Mastiaux. – To przecież istotny problem – dodaje.
On sam odpowiada, że inwestycje muszą być prowadzone przy zachowaniu maksymalnej oszczędności kosztów, żeby trzymać pod kontrolą obciążenia przechodzące na konsumentów. Jednak większość z tych inwestycji dotyczy nowoczesnego technicznie wyposażenia, gdzie możliwe są opóźnienia dostaw, a w konsekwencji – większe koszty.
Na przykład farmy wiatrowe będzie się w przyszłości budować dalej od lądu, na głębszych wodach i na skalę większą niż kiedykolwiek. Budowa reaktora w Olkiluoto w Finlandii – pierwszego z generacji elektrowni atomowych, jakie będą powstawać w Europie – jest znacznie opóźniona i mocno przekroczyła budżet.
Inne rozwiązanie stanowi efektywność energetyczna. Gdyby konsumenci i firmy ostrożniej korzystali z energii, stosując oszczędniejsze urządzenia, lepszą izolację itp., to ich rachunki za prąd mogłyby zmaleć pomimo wzrostu jego jednostkowego kosztu. Wtedy jednak zagrożony będzie zwrot z wyłożonego przez inwestorów kapitału. Nikt nie wymyślił jeszcze modelu biznesowego, który umożliwiłby firmom osiąganie większych zysków, gdy sprzedają mniej energii.
Nick Luff z Centrica dowodzi, że konsumenci będą się po prostu musieli przyzwyczaić do coraz większego udziału energii w ich wydatkach. Uważa on, że jest potrzeba „edukacji opinii publicznej i biznesu o przyszłych rachunkach za energię”. Pytanie jednak, co będzie, gdy tak wyedukowani ludzie nie będą zadowoleni z tego, czego się dowiedzieli.
Po rozczarowaniu, jakie przyniosły rozmowy klimatyczne w Kopenhadze, rządy krajów europejskich podkreślają, że ich zobowiązania co do ograniczenia emisji i rozwoju odnawialnych źródeł energii pozostają w mocy. Jeśli jednak utrzyma się pęd do odchodzenia od uzgodnień klimatycznych – o czym świadczy np. pat w sprawie ustawodawstwa energetycznego w USA – to konsumenci europejscy będą zapewne głośniej pytać, dlaczego tylko mają ponosić tego ciężary. A wówczas politycy będą musieli zastanowić się, jak obiecać, że ten wynoszący 1 bilion euro rachunek za prąd zostanie zmniejszony.
ikona lupy />
Powstające u wybrzeży Wielkiej Brytanii ogromne farmy wiatrowe to zapowiedź zmian, jakie za cenę ogromnych wydatków mają się dokonać w europejskiej energetyce Fot. Matthias Kulka/Corbis / DGP