Dane z rynku nieruchomości były neutralne. Co prawda ilość rozpoczętych budów domów spadła mocniej niż oczekiwano, bo o 5,9 procent, ale dane ze stycznia zweryfikowano w górę, więc bezwzględna ilość nowych domów była dokładnie zgodna z prognozami. To, że nowych budów było mniej wytłumaczono sobie oczywiście ostrą zimą. Mniej było też (o 1,6 proc) wydanych pozwoleń na budowę, ale mniej więcej tego oczekiwano. Z pewnością nie był to jednak raport, który można by uznać za dobry, mimo że w telewizji Bloomberg komentatorzy tak twierdzili. Niczego nie mogły zmienić dane o cenach płaconych w eksporcie/imporcie. Płacone w eksporcie (bez żywności) spadły o 0,2 procent, a bez ropy w imporcie wzrosły o 0,2 procent. Kierunek bardzo niewłaściwy, ale raport nie należy do tych, które poruszają rynkami. Podsumowując: dane nie miały znaczenia.

Wynik posiedzenia FOMC był zgodny z oczekiwaniami. Zresztą inny być nie mógł, a dopatrywanie się zmian w sformułowaniach mija się z celem. Dla zasady podsumujmy jednak, co znalazło się w komunikacie. Oczywiście stopy się nie zmieniły, a w komunikacie znowu znalazło się stwierdzenie o utrzymaniu ich na bardzo niskim poziomie przez „czas dłuższy”. Znowu jedynie Thomas Hoenig, szef Fed z Kansas City był przeciwny umieszczaniu tego sformułowania. FOMC stwierdził też, że rynek pracy stabilizuje się, a wydatki inwestycyjne „znacznie” rosną. Inaczej mówiąc Fed widzi, że trwa słabe ożywienie gospodarcze. Interesujące było to, że co prawda Komitet potwierdził zakończenie w marcu programu zakupu aktywów bazujących na rynku hipotecznym, ale stwierdzono też, że Fed będzie monitorował sytuację i nie wyklucza dodatkowej pomocy.

Jak widać nie było w tym komunikacie niczego nadzwyczajnego, ale też niczego, co kazałoby sprzedawać akcje. Dlatego też osuwające się przed publikacją komunikatu indeksy po jego publikacji wystrzeliły na północ. Spotkały się ze sporym oporem, ale byki sobie z tym poradziły. Indeksy znowu wzrosły, a wykupienie techniczne rynku jest już naprawdę olbrzymie. To zawsze kończyło się korektą, ale przy tych niezwykle „byczych” nastrojach może ona przyjąć postać trendu bocznego.

GPW rozpoczęła wtorkową sesję tak jak powinna była rozpocząć, czyli wzrostem indeksów. Z początku był on dosyć niepewny, ale już po godzinie WIG20 praktycznie odrobił straty z poniedziałku. Pojawiła się nawet niewielka chęć do sprzedaży akcji, ale zlecenia koszykowe nie dały niedźwiedziom szans – indeks w ciągu paru minut wystrzelił na północ. Po tej demonstracji nic jednak nie nastąpiło. Nie było kontynuacji, więc indeks zaczął się osuwać naśladując w tym ruchu inne indeksy europejskie. Był to tylko jednak odpoczynek, bo przed rozpoczęciem sesji w USA indeksy znowu ruszyły na północ. Jeszcze lepiej niż nasz rynek zachowywała się giełda w Budapeszcie (BUX wzrósł o 3,1 proc.), co kolejny raz sygnalizowało, że jakiś kapitał upodobał sobie Europę Centralną i szybko z tego rynku nie zrezygnuje.

Reklama