Jak podaje The New York Times, zablokowane strony i cenzurowane treści nie przeszkadzają Chińczykom w budowaniu coraz większej internetowej społeczności. Ludzie są sfrustrowani filtrowanymi wiadomościami w mediach, dopasowanym do wizji rządu programem telewizyjnym i ograniczoną liczbą zagranicznych filmów, jakie mogą obejrzeć w ciągu roku. Rozrywki szukają więc w internecie. W Chinach rekordy popularności biją witryny z grami, filmami, muzyką i czatami. Kwitnie także pirackie pobieranie plików. ”Większość mojego wolnego czasu spędzam, korzystając z internetu. Tutaj nie ma dokąd pójść”- mówi gazecie Li Yufei, nastoletni, chiński internauta.

Chińczycy nie mają dostępu do Facebooka i Twittera, ale dużym zainteresowaniem cieszą się lokalne serwisy społecznościowe, jak QQ Zone, Tianya.cn czy Kaixin001.com. Badania przeprowadzone przez Boston Consulting Group pokazują, że Chińczycy są w sieci dużo bardziej skomunikowani ze sobą od Amerykanów.

I w tym aspekcie analitycy dostrzegają słabość zagranicznych firm, próbujących działać w chińskim internecie. Kłopoty Google w Państwie Środka to nie tylko cenzura narzucona przez władze. Amerykański gigant nie umiał sprostać chińskim konkurentom, takim jak Baidu, w zbudowaniu wirtualnej społeczności wokół swojej wyszukiwarki.

W Chinach mało która firma internetowa stawia na specjalizację. Sukces Baidu.com, witryny najczęściej używanej do wyszukiwania informacji w Chinach, to także blogi, gry, fora dyskusyjne, chińska wersja Wikipedii, a wkrótce strona z telewizyjnymi programami.

Reklama

Komunistyczne władze w Chinach dostrzegają potęgę wirtualnego świata. Choć chińska młodzież szuka w Internecie głównie rozrywki, możliwość aktywizowania w sieci dużych grup społecznych martwi Pekin. „Dla rządu przerażającą częścią internetu jest nieprzewidywalna moc organizowania się”- mówi NYT Yang Guobin, autor książki „The Power of the Internet in China”.

ikona lupy />
Baidu biije w Chinach rekordy popularności / Bloomberg