Badanie bazowało na pomiarach rzeczywistych prędkości pojazdów w ruchu miejskim zebranych przez system GPS. Na tej podstawie powstały bardzo precyzyjne mapy natężenia ruchu w największych polskich aglomeracjach. Widać na nich jak na dłoni, gdzie regularnie tworzą się największe zatory. Najgorzej w tym zestawieniu wypada Warszawa, gdzie w godzinach szczytu na odcinku 10 km kierowca traci średnio 13 – 15 minut. Jeśli zsumować te opóźnienia w skali miesięcznej, statystyczny mieszkaniec stolicy traci w nich prawie dziewięć i pół godziny. W innych dużych miastach wcale nie jest lepiej. Gdańszczanin musi się na tej samej trasie liczyć z miesięczną stratą ponad sześciu godzin, wrocławianin stoi przez siedem i pół, a mieszkaniec Krakowa przez dziewięć i pół godziny. Dobrze wypadają tylko Katowice (nieco ponad trzy godziny). Ta wyliczanka wiąże się nie tylko z frustracją kierowców, ale także realnymi stratami dla gospodarki.

>>> Polecamy: We Wrocławiu powstanie nowoczesny system sterowania ruchem

– Weźmy pod uwagę tylko koszt alternatywny, czyli ekonomiczne korzyści, które każdy aktywny zawodowo Polak mógłby zarobić, gdyby nie stał w tym czasie w korku. Łączna strata dla mieszkańców siedmiu miast sięga 16 mln złotych dziennie, co daje kwotę 4,2 mld złotych rocznie – uważa Rafał Antczak, wiceprezes Deloitte.
Antczak dodaje, że nawet jeśli odliczyć od tego koszty wyższego zużycia paliwa, co z powodu podatku nałożonego na benzynę daje wyższe dochody do budżetu, to i tak realna strata dla całej polskiej gospodarki sięgnie 3,7 mld zł rocznie.
Reklama