Są tu miłość, przepych i pałace, tak jak powinno być w każdej bajce. Kiedy dziś Kate Middleton i książę William złożą przysięgę małżeńską pod gotyckimi łukami opactwa westminsterskiego, w otoczeniu lordów i dam, przy wiwatach tłumów zgromadzonych od Buckingham Palace do Admirality Arch, będzie to dowód, że bajki mogą być prawdziwe.

Nie chodzi tylko o królewską wybrankę, która w szkole miała ksywkę „czekająca na księcia”, z racji swojego zadurzenia w księciu Williamie. Także o tych, którzy postrzegają unię pomiędzy tronem a dziewczyną z ludu, potomkinią górnika z północno-wschodniej Anglii, jako wspaniały symbol społecznej mobilności. Dowód, że droga od kopalni do pałacu nie jest tylko mitem.

>>> Czytaj też: Ślub księcia Williama i Kate Middleton uderzy w brytyjską gospodarkę

– Królewski ślub to inspirujący symbol – mówi Diane Reay, profesor edukacji na Uniwersytecie w Cambridge, córka górnika. I dodaje, że wszyscy możemy się wspiąć w górę po społecznej i ekonomicznej drabinie.

Reklama

Rodzice panny Middleton poznali się, gdy pracowali w British Airways – ojciec jako dyspozytor, a matka jako stewardesa. Pradziadek matki pracował w kopalni w Durham, która należała do nieżyjącej już królowej matki. Zawód górnika był w tej rodzinie dziedziczny.

Droga z kopalni do pałacu – nawet jeżeli zajęła cztery pokolenia – ożywiła w Wielkiej Brytanii odwieczną dyskusję o klasach. Przejście od zwykłej obywatelki do rodziny królewskiej pokrywa się z debatą na temat społecznej mobilności – a raczej jej braku. W praktyce panna Middleton nie jest żadnym Kopciuszkiem. Jej ojciec pochodzi z zamożnej klasy średniej z Leeds, z rodziny prawników i kupców. Party Pieces, firma obsługująca imprezy dla dzieci, którą założył z żoną, wzbogaciła Middletonów na tyle, że kupili duży dom w bogatej okolicy Berkshire i posiadłość w Chelsea, gdzie mieszkają amerykańscy bankierzy i podupadła londyńska szlachta. Panna Middleton i dwójka jej rodzeństwa chodzili do Marlborough, jednej z najdroższych szkół prywatnych, do której uczęszczała też księżniczka Jorku, kuzynka Williama. Potem poszła na Uniwersytet St Andrews w Szkocji – najlepiej znany z pól golfowych.

>>> Czytaj też: Ślub księcia Williama i Kate Middleton: bukmacherzy zarobią miliony (ZDJĘCIA)

Skoro jednak nie jest to bajka, co mówi nam przybycie panny Middleton do pałacu królewskiego o mobilności brytyjskiego społeczeństwa? Jej mierzenie to niełatwe zadanie. Ekonomiści wolą to robić poprzez sprawdzanie dochodów: czy kolejne pokolenie ma się lepiej w ujęciu realnym niż ich rodzice? Socjologowie patrzą raczej na wskaźniki zawodowe.

Używając danych od Domesday Book z 1086 roku po czasy współczesne Gregory Clark z University of California odkrył, że dystrybucja nazwisk powiązanych ze słabo opłacanymi zawodami – Smith i Shepherd – oraz tymi, które przynależały średniowiecznej szlachcie, zmienia się w dłuższej perspektywie. Problem w tym, że horyzont ten jest naprawdę długi: 150 – 250 lat.

Ostatnio wzmogło się przekonanie, że społeczna mobilność w Wielkiej Brytanii zatrzymała się. Niepokój opiera się na najlepszym wskaźniku – rozwoju edukacyjnym dzieci. Pokazuje on, że w pokoleniu powojennym społeczna mobilność poprawiła się znacznie. Dla tych urodzonych w latach 70., którzy dziś dobiegają czterdziestki, popadła w stagnację lub nawet się obniżyła.

Różnicę pomiędzy pokoleniem lat 50. i 70. można po części wytłumaczyć przy pomocy powieści „Room at the Top” Johna Braina z 1957 roku, która dobrze ujmowała społeczne ambicje epoki. Lata 50. i 60. dzięki przedłużeniu wieku szkolnego wygenerowały wiele urzędniczych miejsc pracy dla prawników, pielęgniarek i nauczycieli oraz spowodowały wzrost usług publicznych – otwierając ludziom drogę do awansu. Stagnacja lat 70. jest często tłumaczona rezygnacją z państwowych testów do gimnazjów na rzecz ogólnych egzaminów. Z kolei wielka ekspansja szkolnictwa wyższego – od zaledwie 3 proc. 18-latków idących na studia w latach 60. do 40 proc. dzisiaj – może wcale nie być pomocna w zwiększeniu mobilności społecznej. Choć więcej ludzi idzie na wyższe studia, to odsetek studentów z klasy robotniczej nie zmienia się znacząco.

Pojawiają się obawy, że dzisiejsze cięcia wydatków w Wielkiej Brytanii mogą zatrzymać mobilność. Stypendia dla nastolatków z biednych rodzin zostały ograniczone o 2/3, a stypendia uniwersyteckie niemal całkowicie zlikwidowane. Poślubienie księcia nie jest rozwiązaniem. Po prostu nie ma wystarczającej liczby książąt.