Dać głodnym ludziom rybę – to dobry pomysł. Jeszcze lepszy to nauczyć wędkowania. Ale najlepszy sposób na poprawienie ich losu to pomóc im w zbudowaniu całego przemysłu rybnego. Muszą jednak tego dokonać własnymi rękami – tak opowiada o swojej pracy Bill Drayton. Od prawie trzech dekad zarządza organizacją Ashoka: Innovators for the Public, działającą jak fundusz venture capital, która zajmuje się wyszukiwaniem lokalnych przedsiębiorców i finansowaniem realizacji ich pomysłów. To właśnie dzięki niemu takie określenia, jak „przedsiębiorczość społeczna” czy „filantropia inwestycyjna”, weszły na stałe do słownika współczesnego biznesu.

>>> Czytaj również: Zobacz, kto wytwarza najwięcej polskiego PKB

Ashoka pomogła już kilku tysiącom przedsiębiorców z całego świata – Drayton przeznaczył na ten cel niemal 200 mln dol. – ludziom, którzy nie mogli liczyć na kredyty w bankach, bo sami byli zbyt biedni lub których prośby o granty bez słowa wyjaśnienia były kolejny raz z rzędu odrzucane przez rządowe agencje pomocowe. Pracujący dla Draytona ludzie wyszukują obiecujące projekty i dokonują, najczęściej na miejscu, szczegółowej analizy przedsięwzięcia. To konieczne, bo przyszli ludzie sukcesu są często półanalfabetami i nie słyszeli o czymś takim jak plan biznesowy. Gdy spodziewane są obiecujące zyski, zapada decyzja o inwestycji.

>>> Polecamy: Inwestorzy z zagranicy szturmują Polskę - wynika z raportu Ernst & Young

Reklama
Taka działalność wiąże się z ogromnym ryzykiem, ale w ten sposób zarabiają typowe fundusze venture capital: nieustannie węszą w poszukiwaniu okazji do zarobku, wykładają własne środki i liczą na sukces. Są jednak dwie podstawowe różnice między Ashoką a komercyjnym funduszem: organizacja Draytona skupia się na finansowaniu projektów mogących przysłużyć się całym społecznościom, a zarobione pieniądze przeznacza na kolejne inwestycje, bo w statut wpisała działalność na zasadzie non profit.

Spotkanie z guru

Przykład? Chłopi z jednej z wiosek na północy Meksyku chcieli doprowadzić do swoich pól kukurydzy rury nawadniające, by zwiększyć niewielkie plony, a tym samym zarobki. Żadna duża firma nie chciała się tym zająć, bo skala robót była zbyt mała, by jej się to opłacało. I w tym momencie pojawiła się Ashoka. Wsparła finansowo jednego z rolników, który wcześniej próbował założyć małe przedsiębiorstwo i zajmować się irygacją, ale banki nieufnie patrzyły na jego poczynania. Za pieniądze zainwestowane przez Ashokę Meksykanin kupił potrzebne materiały i położył w ziemi rury. To był pierwszy kontrakt, który uruchomił lawinę następnych. Do początkującego biznesmena zaczęły się zgłaszać kolejne zapadłe wioski, których małymi pieniędzmi wzgardziły duże firmy. Biznes zaczął się kręcić i Ashoka nie tylko odzyskała zainwestowane w rozruch przedsiębiorstwa pieniądze, ale jeszcze na nim zarabia. Nie są to rzecz jasna wielkie zyski, ale organizacja Billa Draytona ma kilkuset takich przedsiębiorców pod swoimi skrzydłami. – Na tym właśnie polega przedsiębiorczość społeczna. Niewielkim nakładem udało mi się doprowadzić do zmian, na których skorzystają wszyscy: i ja, i miejscowy biznesmen, i społeczność – mówił Drayton w wywiadzie dla Bloomberga.

>>> Zobacz też: Rostowski: Ci, którzy wieszczyli katastrofę, powinni to odszczekać

W 1963 roku Bill Drayton usłyszał o Hindusie Vinobie Bhave, uczniu Mahatmy Gandhiego, który pieszo przemierzał kraj i prosił napotkanych ludzi, nawet całe wioski, o przekazywanie mu ziemi. Następnie zbierał ludzi z okolicy, w tym kasty niedotykalnych, i na nowo rozdzielał grunty, by nikt nie pozostał bez skrawka poletka, które mogło wyżywić rodzinę. Niespełna 20-letni Amerykanin, który właśnie spędzał wakacje w Europie, natychmiast wsiadł w czerwono-białego volkswagena transportera i pojechał z Monachium do Indii, by spotkać się z Bhave. – Po zachodzie słońca na jego wezwanie przyszli na łąkę ludzie, wszyscy odświętnie ubrani. Dobrowolnie zgodzili się scedować na niego prawa do ziemi, a on na nowo ją rozdzielił. To było niewiarygodne doświadczenie, które w końcu zainspirowało mnie do działania – opowiadał po latach.
Do tego stopnia, że swoją organizację nazwał na cześć pierwszego cesarza Indii – Aśoki. W młodości był on wyjątkowo okrutnym władcą: po objęciu tronu zgładził przyrodnich braci, nie miał najmniejszej litości dla pokonanych w wojnach przeciwników, wyrzynał buntujące się wioski – zyskał nawet przydomek Amitraghata (rzeźnika wrogów). Jednak ok. 250 roku przed narodzeniem Chrystusa przeżył duchowe przebudzenie, przyjął buddyzm i stał się wyjątkowo gorliwym wyznawcą tej nauki i zasłynął z krzewienia pokoju, tolerancji i pomagania słabszym.
W pewnym sensie życie Draytona jest podobne do drogi Aśoki – on też przeżył przebudzenie, które go zmieniło. Zanim jednak się to stało, wiódł niezbyt skomplikowane życie menedżera z korporacji. Urodził się 68 lat temu w dobrze sytuowanej rodzinie w Nowym Jorku, zdobył licencjat na Uniwersytecie Harvarda (1965), magisterkę na Balliol College w Oksfordzie (1967) oraz tytuł doktora prawa na Yale (1970). Po ukończeniu nauki został doradcą w McKinsey and Co., jednej z najbardziej renomowanych firm konsultingowych na świecie, w której przepracował 10 lat. Podczas rządów prezydenta Jimmy’ego Cartera doradzał Agencji Ochrony Środowiska, dla której m.in. opracował system handlu zanieczyszczeniami. Dziś przygotowany przez niego teoretyczny model po przystosowaniu do europejskich warunków jest stosowany w UE.
Wspomina jednak, że cały czas w trakcie pracy w korporacji miał w pamięci spotkanie z Vinobą Bhave, który „sam nie posiadając nic, potrafił jednak zmienić rzeczywistość”. Też chciał tak działać. – Podczas pracy jako konsultant napatrzyłem się na inercję rządu, który bał się mierzyć z wyzwaniami i najchętniej unikał jakiegokolwiek działania. Za to bardzo często spotykałem przedsiębiorców, którzy podejmowali ryzyko, bo tam, gdzie inni dostrzegali kłopoty, oni widzieli okazję do zrobienia biznesu. Zrozumiałem wówczas, że powinienem zaangażować swój talent i wiedzę do rozwiązywania społecznych problemów, bo to w istocie dobry interes – tak opowiada o narodzinach Ashoka: Innovators for the Public. W 1981 roku ostatecznie porzucił pracę u McKinseya, zrezygnował też ze wspierania Waszyngtonu. Na rozruch swojego pomysłu przeznaczył 50 tys. dol. oszczędności.

Stajnia noblistów

Dziś jego organizacja dysponuje ponad 30-milionowym budżetem i dochowała się dwóch laureatów Pokojowej Nagrody Nobla: Wangari Maathai (2004) i Muhammada Junusa (2006). Kenijka, pierwsza profesor w Afryce Wschodniej, założyła kobiecy Green Belt Movement (Ruch Zielonego Pasa), który dzięki m.in. pieniądzom Ashoki zasadził ponad 30 mln drzew. Przy okazji pracę w szkółkach leśnych znalazło kilkadziesiąt tysięcy Kenijek. O wiele bardziej spektakularny sukces odniósł mieszkaniec Bangladeszu (choć ostatnio jego gwiazda zbladła z powodu oskarżeń o defraudacje), nazywany bankierem biedaków, który pierwszy na wielką skalę z sukcesem uruchomił system mikropożyczek dla ludzi niemających pracy czy domu.
To była jedna z najbardziej ryzykownych inwestycji Billa Draytona, ale eksperyment zakończył się sukcesem, który znalazł wielu naśladowców. – Biedacy są zdeterminowani do działania, nie szczędzą sił, by wyrwać się z nędzy. Na dodatek okazało się, że mikropożyczki są o wiele bardziej skuteczne od wielkich programów pomocowych: nie rozleniwiają ludzi, za to uczą przedsiębiorczości – mówi „DGP” ekonomista Karl Sauer z uniwersytetu w austriackim Innsbrucku. Mikropożyczki mają także inne zalety: pieniądze są efektywnie wykorzystywane, bo są przeznaczane na konkretny cel dla konkretnej osoby i nie rozpływają się po drodze w ramach ogólnych projektów. Biedacy są też o wiele bardziej słowni niż ci, którzy już dysponują pewnym majątkiem – nie przejadają pożyczonych pieniędzy, ale faktycznie próbują za nie rozkręcić biznes, a gdy się im powiedzie, spłacają kredyt.
Nową inicjatywą Billa Draytona jest Hybrid Value Chain (HVC) – w tym projekcie Ashoka ma być już tylko brokerem, pośrednikiem między biznesem a organizacjami zajmującymi się działaniem na rzecz lokalnych społeczności. Pomysł jest prosty. Przedsiębiorcy potrzebują nowych rynków zbytu dla swoich towarów oraz usług, z kolei organizacje wiedzą, czego brakuje ludziom na danym terenie. Ashoka ma komunikować obie strony i ewentualnie negocjować jak najlepsze warunki sprzedaży czy inwestycji. – Mam nadzieję, że się przyjmie. Ten model pomocy jest bowiem oparty na idei zysku, a przecież żadna firma nie przepuści okazji do zarobku. Mój przykład pokazuje, że na przedsiębiorczości społecznej można zarobić – przekonuje Bill Drayton.
ikona lupy />
Fundusz założony przez Billa Draytona jest pionierem filantropii inwestycyjnej. Firma zarabia tylko po to, by zyski przeznaczać na kolejne inwestycje, które pomagają rozwiązać problemy całych społeczności Fot. Mat. prasowe / DGP