W środę 6 czerwca przed południem dla Jarosława Zagórowskiego wybije godzina zero. Punktualnie o 9 prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej dostąpi zaszczytu otwarcia notowań Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie. Już po kilkunastu minutach okaże się, czy inwestorzy połknęli haczyk i kupujących jest więcej niż sprzedających. To może oznaczać, że kurs JSW poszybuje ostro w górę, a wartość firmy będzie rosła jak na drożdżach. Na taki sukces śląskie górnictwo czeka od lat, bo obecna na giełdzie Bogdanka fedruje na Lubelszczyźnie.

>>> Czytaj również: Prywatyzacja JSW, czyli wielka rządowa łapówka dla górników

Szorstka przyjaźń

Jarosław Zagórowski zna zarządzaną przez siebie firmę od podszewki. Jeszcze przed objęciem funkcji prezesa zarządu był związany ze spółką jako przewodniczący rady nadzorczej, a wcześniej – od 30 czerwca 2003 roku – jako członek rady. Na najważniejszym fotelu w spółce zasiadł 19 marca 2007 roku, ale załoga nigdy nie uznała go za swojego człowieka, bo nie dość, że urodził się w Krynicy, to na dodatek nigdy nie pracował pod ziemią.
Reklama

>>> Polecamy: Debiut JSW: Zagranicznym instytucjom przydzielono 30 proc. akcji

W połowie lat 90. – niemal tuż po ukończeniu dwóch menedżerskich kierunków Politechniki Śląskiej w Gliwicach – zaczął pracę w Ministerstwie Gospodarki, a branżowe szlify zdobywał m.in. na stanowisku doradcy podsekretarza stanu w sprawach związanych z górnictwem, energetyką, gazownictwem, paliwami płynnymi i hutnictwem. Jako wicedyrektor departamentu restrukturyzacji przemysłu w resorcie odpowiadał za sektor górnictwa węgla kamiennego. W 2004 roku ukończył też studia doktoranckie na Wydziale Górniczym Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.
Z potężną załogą – jak w każdej górniczej firmie – Zagórowskiego łączy szorstka przyjaźń. Prezes JSW wielokrotnie mówił, że koncernem zatrudniającym ponad 22 tys. pracowników kręci grupka kilkudziesięciu związkowców, która pod płaszczykiem szlachetnej walki o prawa pracowników dba głównie o własne interesy. Po takich deklaracjach sternik JSW musiał już wymieniać w swoim gabinecie szyby, a nawet rozbijać kilofem zamurowane przez protestujących wejście do siedziby spółki w Jastrzębiu-Zdroju.

Rezerw nie brakuje

Pikiety pod jego domem wywołała decyzja, żeby w kryzysowym roku 2009 zmniejszyć fundusz płac czy wprowadzić tzw. piątki bez wydobycia. Eksperci uważają, że ten ruch uchronił spółkę przed miliardową stratą. Fatalny dla branży rok JSW zakończyła z 340 mln zł na minusie. Związki tego nie doceniają. Zwłaszcza że konikiem Zagórowskiego jest podnoszenie efektywności. W niemal każdym wywiadzie podkreśla, że w górnictwie rezerw jest jeszcze bardzo dużo. Związkom takie gospodarskie podejście do firmy nie jest w smak.
– Zagórowski i związkowi liderzy są na siebie cięci. Gdyby mogli, załatwiliby sprawę po męsku, ale to przecież świat biznesu, a nie podwórko – mówi jeden ze współpracowników Jarosława Zagórowskiego.
Wolne chwile Zagórowski spędza na sportowych rozrywkach. Uwielbia jazdę na nartach, ale i windsurfing. Jego prawdziwą miłością są jednak motory. Jak mówi „DGP”, interesują go pojazdy turystyczne o wyrafinowanej konstrukcji. Sternik JSW w swoim garażu trzyma klasowe BMW R1200 Montauk. Taka zabawka kosztuje 70 tys. zł.
Jeśli debiut JSW będzie udany, park maszyn Zagórowskiego może się powiększyć. Nie ma wątpliwości, że premia od Skarbu Państwa – kontrolującego firmę – będzie liczona w dziesiątkach tysięcy złotych.