Żeby podać nazwisko wynalazcy żarówki, nie trzeba być z wykształcenia historykiem. Trudno wskazać bardziej znany patent Thomasa Alvy Edisona. Problem w tym, że był to patent ukradziony. W każdym razie zapożyczony przynajmniej w takim stopniu, jak wykorzystane przez Samsunga technologie Apple’a.

W 1878 r. żarówkę w Wielkiej Brytanii opatentował Joseph Wilson Swan. Edison skopiował i poprawił jego wynalazek i rok później opatentował w USA jako własny. Ponieważ była to epoka dżentelmenów, obaj panowie wkrótce doszli do porozumienia, by nie wchodzić sobie w drogę. Edison sprzedawał swoje żarówki w Stanach, a Swan w Zjednoczonym Królestwie.

To nie jedyny przypadek porozumienia pomiędzy producentami żarówek. Autorzy filmu dokumentalnego „Spisek żarówkowy” dotarli do dokumentów potwierdzających, że na początku XX w. wytwórcy żarówek doszli do porozumienia i – by zwiększyć sprzedaż – skrócili czas życia swoich produktów. Nagle okazało się, że żarówka średnio przepala się po tysiącu godzin, choć wcześniej istniały modele świecące trzy razy dłużej. Z pewnością postęp mógł przesunąć tę granice dużo dalej. Zwłaszcza, że według Wikipedii trzy żarówki na świecie działają już od co najmniej stu lat. Z tym, że one powstały przed zawiązaniem żarówkowego kartelu.

O ile „spisek żarówkowy” zahamował rozwój technologiczny, o tyle unijna dyrektywa 2005/32/WE stanowi próbę narzucenia postępu drogą prawną. Zakaz produkcji ma doprowadzić do zastąpienia tradycyjnych żarówek przez świetlówki, halogeny i diody LED. Sęk w tym, że wiele osób narzeka na nieprzyjemną barwę światła świetlówek, wyższe ceny i zawartość niebezpiecznej rtęci. Pojawiły się też głosy, że za całą sprawą stoją lobbyści.

Reklama

Unijna dyrektywa spowodowała więc, że żarówki – symbol pomysłowości, po raz kolejny znalazły się w centrum działań na granicy prawa. Kreatywni sprzedawcy szybko odkryli, że mogą klientom zaoferować żarówki, które oficjalnie nie nadają się do użytku domowego. Jeszcze dalej poszli pewni Niemcy, którzy na rynek wprowadzili nowy produkt. Choć do złudzenia przypomina on żarówkę, to tak naprawdę jest urządzeniem grzewczym. 95 proc. energii elektrycznej przetwarza na ciepło (dzięki czemu posiada klasę energetyczną A), a pozostała część jest „marnowana” w postaci wydzielanego światła.

Może warto zastanowić się nad instalacją niemieckiej technologii ogrzewania sufitowego w swoim domu?