Uruchomienie rynku papierów dłużnych Catalyst wielu inwestorom otworzyło drogę do zysków sięgających kilkanaście procent w skali roku. Nie obyło się jednak i bez wpadek.

W trzy lata od startu warszawski rynek obligacji dorobił się 337 serii papierów dłużnych notowanych w złotych, wyemitowanych przez 146 podmiotów. Łączna wartość długu znajdującego się w obrocie wynosi ponad 559 mld zł. I choć z założenia Catalyst miał być platformą obrotu papierami nieskarbowymi, to aktualnie obligacje skarbu państwa stanowią blisko 92 proc. rynku, odpowiadając średnio za około połowę obrotów sesyjnych. Łączna wartość notowanego długu 112 firm (razem z listami zastawnymi) wynosi natomiast 42,77 mld zł. Obligacje 11 miast i gmin zostały podliczone na 2,28 mld zł, a papiery 22 banków spółdzielczych (zaliczanych często do obligacji korporacyjnych) na 0,41 mld zł.

Uruchomienie przed trzema laty platformy do handlu obligacjami dało wielu inwestorom indywidualnym dostęp do papierów ze stałym dochodem znacznie przekraczającym zyski oferowane przez lokaty bankowe czy obligacje skarbowe. Oczywiście długu firm nigdy nie należało i wciąż nie należy traktować na równi z depozytami zakładanymi w bankach. Są to bowiem rozwiązania o różnym poziomie ryzyka, co znajduje odzwierciedlenie w oferowanych zyskach. Podczas gdy średnie oprocentowanie depozytów według Open Finance wynosi od 4,82 do 5,28 proc. (w zależności od terminu), to przeciętny kupon od papierów dłużnych firm, według statystyk serwisu obligacje.pl, jest ponad dwukrotnie wyższy i wynosi 10,68 proc. Rekordziści dają zarobić 15 proc. i więcej. Banki spółdzielcze płacą natomiast średnio 7,92 proc. w bieżącym okresie odsetkowym, a od obligacji komunalnych inwestorzy otrzymują przeciętnie 7,04 proc. odsetek.

Obok relatywnie wysokich zysków zwiększony dostęp do obligacji nieskarbowych umożliwił inwestorom zakup papierów, które po odliczeniu 19-proc. podatku oraz uwzględnieniu inflacji przynoszą kilkuprocentowy realny zysk, co w przypadku bankowych lokat oraz większości papierów skarbowych nie jest zadaniem łatwym. Dzieje się tak, ponieważ zdecydowana większość (ok. 80 proc.) notowanych na Catalyst obligacji ma oprocentowanie zmienne, ustalane na podstawie trzy- lub sześciomiesięcznej stawki WIBOR, której notowania zależą od prowadzonej polityki pieniężnej, a wiec i pośrednio od inflacji.

Obok uregulowania obrotu obligacjami na rynku wtórnym oraz atrakcyjnych zysków dla inwestorów indywidualnych uruchomienie Catalyst ułatwiło firmom pozyskiwanie finansowania. I choć wcale emisja obligacji nie jest rozwiązaniem tańszym od kredytu bankowego, to daje ona większą swobodę. To dlatego papiery dłużne doceniają głównie podmioty z sektorów, które wymagają nietypowego finansowania - banki, deweloperzy oraz firmy windykacyjne. Nie przez przypadek są to trzy najpopularniejsze branże na warszawskim rynku obligacji.

Reklama

Giełdowy rynek obrotu obligacjami nie jest jednak pozbawiony wad. Pierwszy z nich dotyczy niskiej płynności. Średni kwartalny obrót sesyjny (bez transakcji pakietowych) papierami dłużnymi wynosi niespełna 270 mln zł. Niepokoić może, że układ słupków na wykresie z obrotami wcale nie przypomina trendu wzrostowego. A na dodatek około połowę wartości obrotów sesyjnych stanowi handel papierami skarbowymi. Dopiero na kolejnych miejscach znajduje się dług firm, banków spółdzielczych oraz miast i gmin. Co więcej, część handlu odbywa się na rynku hurtowym BondSpot niedostępnym dla inwestorów indywidualnych.

Obok niskiej płynności drugim ważnym problemem warszawskiego rynku obligacji jest nadszarpnięta reputacja przez emitentów, którzy nie wywiązali się ze swoich zobowiązań. Obligacji nie wykupiły na czas firmy Anti, Fojud, Budostal-5, Polsport Group, a ostatnio także Religa Development. Pierwsza z nich spłaca obligatariuszy w transzach. Z kolei pozostałe złożyły do sądu wniosek o upadłość. Właściciele papierów Religi są jednak w lepszej sytuacji, ponieważ papiery były zabezpieczone hipoteką. W trzyletnim okresie istnienia Catalyst inwestorom przyszło się też zmierzyć z opóźnieniami w wypłacie kuponów (np. ZPS Krzętle) czy chociażby zawieszeniem notowań papierów z powodu nieterminowego przekazania raportów (m.in. East Pictures i IMC Impomed Centrum). Nie bez znaczenia dla samego rynku obligacji są również problemy ze spłatą swoich zobowiązań przez największe w kraju firmy budowlane, mimo że nie były one notowane na Catalyst.

Według zapowiedzi przedstawicieli giełdy problem niewystarczającego zaufania ze strony inwestorów częściowo ma rozwiązać podmiot podobny do agencji ratingowej, którego zadaniem będzie ocena emitentów. Mając jednak w głowie dotychczasowe poczynania światowych agencji ratingowych ciężko stwierdzić, czy to wystarczy, aby ustrzec inwestorów przed utratą środków.

Przewidywania, iż kolejne urodziny Catalyst będą stały pod znakiem większej płynności prawdopodobnie byłoby bardziej myśleniem życzeniowym niż uzasadnioną prognozą. Wydaje się, że ten młody rynek skazany jest na dalszy rozwój (szczególnie w okresie ograniczonego dostępu do kredytów bankowych), ale przecież dotychczasowy wzrost liczby emitentów nie był równoznaczny z zauważalnym zwiększeniem obrotów.