Bogaci wybierają St. Vincent. Biedni mogą liczyć na wsparcie organizacji charytatywnych. Łączy ich jedno: chęć zerwania z uzależnieniem od technologicznych nowinek.
Ile razy w ciągu ostatniej godziny zajrzeliście na swój profil na Facebooku? Ile razy zaglądaliście do skrzynki e-mailowej? Nieustannie wpatrujecie się w komórkę, sprawdzając, czy przyszedł nowy SMS? Nie jesteście w stanie oderwać się od ulubionej gry komputerowej? Odpowiedzi na te pytania były do przewidzenia: spędzacie w internecie coraz więcej czasu. Więcej nawet, niż chcielibyście. Jeśli tak jest, jeśli czujecie, że coś was uwiera, gdy nie możecie wziąć do ręki smartfona i zanurzyć się w sieci, to najwyższy czas, by pójść na technologiczny odwyk.
– Zacząłem bawić się w „World of Warcraft” (gra MMO, czyli w tym samym czasie na jednym serwerze w rozgrywce uczestniczą nawet tysiące osób – red.). Na początku spędzałem nad tym parę godzin dziennie, ale w ciągu pół roku tak się wciągnąłem, że grałem nawet 17 godzin na dobę. Szkoła całkowicie przestała mnie interesować. Kiedy zawaliłem drugi semestr, poszedłem na 10-tygodniowy odwyk. Pomogło – napisał 19-letni Alexander na facebookowej stronie Anonimowych Nałogowców Internetu i Technologii (ITAA).
Jego problem wydaje się błahy w porównaniu z przypadkiem Kim Yoo-chula oraz Choi Mi-sun. Ta południowokoreańska para w 2010 r. zagłodziła na śmierć 3-miesięczną córeczkę, bo była zajęta wychowywaniem internetowego awatara (wirtualnego bohatera – red.) w grze Prius Online. Prawdziwe dziecko było karmione średnio co 12 godzin w przerwach między sesjami w grze spędzanymi w kafejce internetowej na przedmieściach Seulu. – To skrajny przypadek, ale właśnie w ten sposób działa internet. Nie istnieje w nim pojęcia końca, to nie telewizyjny program czy kinowy film. W sieci zawsze będzie ktoś online i właśnie ta jej interaktywna natura jest najbardziej uzależniającym czynnikiem – mówi nam psycholog David Greenfield, założyciel Centrum Leczenia Uzależnienia od Internetu i Technologii.
Reklama
Choć negatywne skutki poddania się technologii są od dawna bacznie śledzone i badane przez naukowców, to właśnie w 2010 r., po nagłośnieniu sprawy dwojga Koreańczyków, w Azji Południowo-Wschodniej, USA i Kanadzie zaczęły masowo powstawać kliniki oraz centra leczenia uzależnień od hi-tech. W Chinach, Japonii oraz Korei nałóg technologiczny jest oficjalnie uznawany za zaburzenie psychiczne.

Terapeuta od Facebooka

Terapeuci w USA oraz Kanadzie wciąż lobbują za wpisaniem uzależnienia od nowoczesnych technologii na listę zaburzeń. Na razie bezskutecznie. Ale nawet mimo że obecnie leczenie nie jest pokrywane z ubezpieczenia zdrowotnego, tylko w Stanach Zjednoczonych z usług centrów odwyku technologicznego korzysta rocznie ok. 0,5 mln osób. Nie odstraszają ich nawet ceny: koszt terapii zaczyna się od 10 tys. dol., a może sięgać nawet 30 tys. Ci, których na to nie stać, korzystają z prowadzonych charytatywnie grup wsparcia wzorowanych na Anonimowych Alkoholikach. Za to w trosce o najbogatszych, tych zawsze posiadających gadżety najnowszych generacji, powstały nawet specjalne luksusowe ośrodki oferujące odwyk hi-tech, jak np. na karaibskiej wyspie St. Vincent. Rzecz jasna nikt nie trafia tam przymusowo i każdy z pensjonariuszy wie, co go czeka. Mimo to niektórzy przeżywają szok, kiedy pracownicy na wstępie zabierają im wszystkie elektroniczne urządzenia. Jedyny sposób łączności ze światem zewnętrznym to książki. I chociaż – jak przyznają ci, którzy skorzystali z detoksu – na początku jest ciężko, warto sobie zafundować chociażby tydzień takich wakacji.
Tragedia pod Seulem przyczyniła się również do rozwoju branży terapii uzależnień technologicznych w Europie – głównie w Wielkiej Brytanii, Skandynawii i Niemczech. W całej Unii Europejskiej działa ok. 50 centrów lub oddziałów w klinikach specjalizujących się właśnie w leczeniu hi-tech nałogu. Londyński Capio Nightingale Hospital, który jako pierwszy w Zjednoczonym Królestwie w 2010 r. stworzył taki oddział dla nastolatków, po dwóch latach działania chwali się tysiącem uzdrowień. Biorąc pod uwagę, że ceny są zbliżone do amerykańskich – placówka może też mówić o sporym komercyjnym sukcesie. Na swojej stronie internetowej klinika oferuje skrojoną na miarę terapię składającą się z trzech elementów: indywidualnej psychoterapii, tech-higieny – czyli rozwijania zdrowych nawyków związanych z technologią, i zajęć z umiejętności życiowych i zdrowotnych. Program trwa około miesiąca i może być realizowany w szpitalu albo w domu u pacjenta.
Psychologowie przekonują, że uzależnienie od nowych technologii jest jak najbardziej namacalne. – Ludzie mają tendencję do lekceważenia problemu, bo hi-tech nie dewastuje naszych organizmów jak narkotyki. Ale przecież nałóg nie jest li tylko uzależnieniem od jakiejś substancji. Wszyscy zgadzamy się, że hazard – a o jego niszczącym wpływie na nas nikogo nie trzeba przekonywać – także jest nałogiem – mówi David Greenfield.
Czy jednak problemy z technologią rzeczywiście są tak poważne, że nie moglibyśmy sobie z nimi poradzić sami i musimy płacić niebotyczne sumy za pomoc? – To zależy od indywidualnego przypadku, ale też od kraju czy kultury, w której funkcjonujemy – uważa Greenfield. – Generalnie wy, Polacy, dzięki waszym traumatycznym doświadczeniom historycznym, o których pamięć jest przekazywana z pokolenia na pokolenie, jesteście twardsi i przez to bardziej odporni na zaburzenia psychiczne. A jeśli już je macie, to psychoterapia nie jest pierwszą myślą, która przychodzi wam do głowy. Uważacie, że sami jesteście odpowiedzialni za swoje problemy i nie chcecie się nimi dzielić. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w krajach anglosaskich – dodaje.

Jak zerwać z tech-nałogiem domowymi sposobami

Wszystkim, których nie stać na wczasy bez prądu na wyspie St. Vincent, proponujemy kilka domowych sposobów na zerwanie z technologicznym nałogiem lub ograniczenie go.

● Wprowadź ograniczenia. Smartfon w zasięgu ręki to krzyk: „weź mnie do ręki”. Połóż komórkę tak, byś jej nie widział, i zaplanuj „przerwy techniczne”, podczas których będziesz sprawdzać e-maile i SMS-y. Przerwy mogą być co godzinę lub co 15 minut. Ważne, żebyś nie sięgał po telefon co chwilę.

● Naturalny sprzymierzeniec. Nasz mózg może sprawnie reagować tylko na ograniczoną ilość bodźców. Przeładowanie powoduje zmęczenie, dezorientację, zagubienie – w zależności od sytuacji. Efekt jest taki, że umysł traci sprawność, mamy problemy ze snem, nie radzimy sobie z najprostszymi zadaniami w pracy. Jednak wystarczy w momencie kryzysu 15-minutowy spacer w parku lub chociażby przewertowanie albumu ze zdjęciami przyrody i nasz mózg odzyskuje świeżość.

● Oszukaj. Mózg człowieka uzależnionego od technologii (i nie tylko), kiedy ten poddaje się nałogowi, produkuje dopaminę – hormon odpowiedzialny za dobre samopoczucie. Warto znaleźć sobie zamiennik takiego stymulatora. Może to być sport.

● Wyłącz smartfona i nie zbliżaj się do komputera w jeden wyznaczony dzień tygodnia. Najlepiej w sobotę. Nikt na tym nie ucierpi, a ty następnego dnia poczujesz się, jakbyś wrócił z dwutygodniowych wakacji.

● Sporządź listę zakazów, np. dotyczących sprawdzania e-maila: nie sprawdzam poczty przed 10.00, a potem jedynie co godzinę.

● Zacznij uprawiać sporty. Nie ma chyba lepszego sposobu na poprawienie ogólnego samopoczucia i psychicznego komfortu niż aktywność fizyczna. Nie dość, że powoduje wydzielanie się dopaminy (między innymi), to podczas meczu w kosza czy treningu bokserskiego masz naprawdę wysoką motywację, żeby nie sięgać po telefon.