Polska gospodarka szoruje po dnie, na co wskazują dane za pierwsze trzy miesiące. Mamy już ich komplet. Produkcja przemysłowa – spadła średnio o 1,5 proc. Zatrudnienie – spadek o 0,8 proc. Nic dziwnego, że choć płace w firmach rosły średnio o 2 proc., Polacy coraz baczniej pilnują swoich kieszeni. Według wczorajszych danych GUS sprzedaż w marcu wzrosła tylko o 0,1 proc. W I kw. tego roku jej średni wzrost wyniósł 0,8 proc. Przed rokiem było to 13 proc.

>>> Czytaj również: Dalsze cięcia stóp procentowych: gnijąca gospodarka zmusi RPP do cięć stóp

Na dodatek nie nadchodzi wyczekiwane odbicie w strefie euro. To ciąży na naszym eksporcie. Co prawda w styczniu deficyt w handlu zagranicznym był minimalny (ok. 8 mln euro), a w lutym mieliśmy nadwyżkę (602 mln euro), jednak głównie dlatego, że wyraźnie (o ponad 8 proc.) spadł import. Co też ma związek z niskim popytem w kraju.

Ekonomiści, z którymi rozmawialiśmy, są przekonani, że dynamika wzrostu PKB w pierwszych trzech miesiącach roku nie przekroczyła 1 proc. Największym pesymistą jest Dariusz Winek z BGŻ szacujący 0,6 proc. Większym optymistą jest Marcin Luziński z BZ WBK, który spodziewa się 0,8 proc. wzrostu. Ekonomiści PKO BP mówią o 1 proc.

Reklama

Zgoda panuje co do jednego – że sięgnęliśmy dna i od II kw. powinno być tylko lepiej. PKO BP sądzi, że głównie dzięki prywatnej konsumpcji, bo szybko spadająca inflacja zwiększa realne dochody, a dodatkowy popyt spowoduje zwaloryzowanie świadczeń społecznych o wskaźniki wynikające z dużego wzrostu cen w 2012 r. Według Radosława Bodysa, głównego ekonomisty banku, konsumpcja prywatna mogła wzrosnąć o 1 proc. już w I kw. i będzie jednym z czynników ciągnących wzrost PKB w kolejnych miesiącach.

W przyspieszenie konsumpcji wierzy też Dariusz Winek. I nie tylko z powodu niskiej inflacji. Przypomina, że dzięki obniżce stóp spadły raty od kredytów w złotych – co zwiększa pulę pieniędzy, jaką gospodarstwa mają do dyspozycji. Marcin Luziński uważa, że dynamika konsumpcji pod koniec roku może wynosić 1,5 proc. w porównaniu z 0,5 proc. w I kw.

Jest jednak poważne „ale”: jeśli sytuacja na rynku pracy się nie poprawi, zamiast wzrostu wydatków możemy mieć wzrost skłonności do oszczędzania. Widać to w danych za pierwsze miesiące. Wartość depozytów gospodarstw po marcu była o 9,1 proc. większa niż rok temu. A sprzedaż dóbr trwałego użytku wyraźnie wyhamowała – wzrosła tylko o 0,6 proc.

Prognozy wzrostu w drugiej połowie roku mogą się nie sprawdzić z jeszcze jednego powodu – eksport polskich towarów wcale nie musi rosnąć. Dziś większość ekspertów zakłada ożywienie w strefie euro, które wygeneruje popyt. – Wystarczy, że koniunktura w Niemczech się nie poprawi. Nie można wykluczyć, że osłabienie jena, wywołane zapowiedzią jego drukowania przez Bank Japonii, pogorszy konkurencyjność niemieckiego eksportu do Azji. Gorszy wynik niemieckich firm oznacza kłopoty dla polskich eksporterów – mówi Dariusz Winek.

Jeśli nie będzie odbicia w strefie euro, szorowanie po dnie polskiej gospodarki może potrwać do końca roku. Luziński mówi, że wtedy dynamika wzrostu wynosiłaby 0,7–0,8 proc. PKB w IV kw. zamiast 2 proc., które zakłada dziś. Według Winka brak poprawy za granicą oznacza, że nasza gospodarka będzie się rozwijała w tempie 1 proc. PKB lub mniej. Na razie ekonomista zakłada, że wzrost przyspieszy do 1,6 proc. PKB pod koniec roku.

>>> Polecamy: Rostowski: Rządowa prognoza wzrostu PKB na 2013 r. obniżona

ikona lupy />
Warszawa / ShutterStock