Na Węgrzech zawrzało. Rząd wprowadza nowe stawki podatkowe na coraz więcej grup produktów – m.in. na kosmetyki czy papier biurowy. Zapowiedział też specjalny podatek od wielkopowierzchniowych obiektów handlowych i podatek przesyłu danych w sieci. To właśnie ten ostatni pomysł wywołał największy sprzeciw Węgrów. I to mimo zapewnień, że nowe podatki nie przekroczą 700 forintów miesięcznie (ok. 10 zł) dla klientów indywidualnych i 5 tys. forintów (67 zł) dla firm za jedno urządzenie – pisze „Gazeta Wyborcza”. Pomysł węgierskiego rządu skrytykowała też Komisja Europejska.

Oburzeni Węgrzy ruszyli na ulice. Zorganizowana we wtorek wieczorem w Budapeszcie demonstracja była największą od 2010 roku. Brało w niej udział 35 tys. osób. Protestowano tez w Peczu i Debreczynie. To może być początek poważnego kryzysu partii Fidesz. W poprzedniej kadencji rządu Orbana został wprowadzony podatek bankowy i telekomunikacyjny. Obostrzenia zastosowano także dla sektora energetycznego.

>>> Polecamy: Internet to tylko przystawka. Węgry Orbana zaciskają pasa

Jak pisze „Wyborcza”, rządzący Fidesz sięga po nowe podatki, bo węgierski budżet jest rekordowo zadłużony i potrzebuje dopływu gotówki. Wszystko przez hojne wydatki publiczne przed ostatnimi wyborami. Dług gnębi Węgry mimo, że gospodarka wychodzi ze stagnacji. Prognozy zakładają, że PKB Węgier wzrośnie w tym roku o 3 proc. Jednocześnie bezrobocie utrzymuje się na historycznie niskim poziomie i wynosi 7,9 proc. Dług jednak przekroczył alarmujący poziom 85 proc. PKB i jest wyższy od prognoz Komisji Europejskiej. Jeśli sytuacja finansów publicznych się nie poprawi, Węgry mogą zostać objęte unijną procedurą nadmiernego deficytu i będzie im grozić utrata części środków z Funduszu Spójności.

Reklama