Żadne państwo na świecie nie jest lepiej przygotowane do finansowania starzejącego się społeczeństwa niż Dania. Kraj ten stoi jednak teraz w obliczu wielkiej zmiany, na którą większość mieszkańców prawdopodobnie nie jest przygotowana.

Jesper Berg, dyrektor generalny duńskiego nadzoru finansowego (FSA), próbuje ostrzec polityków przed tym, co stanie się, gdy Duńczycy zrozumieją, jakie zagrożenie na nich czyha. Jego zdaniem, ludzie nie zdają sobie w pełni sprawy, że jeśli inwestycje ich funduszy emerytalnych okażą się klapą, stracą pieniądze.

“Ludzie są zadowoleni, gdy jako podatnicy nie tracą swoich pieniędzy z portfeli, ale muszą dopiero zrozumieć, że pieniądze te mogą uciec im jako inwestorom czy depozytariuszom” – mówi Berg. „Mówimy o ogromnych sumach pieniędzy, więc jest to poważna sprawa do dyskusji” - dodaje. Szef FSA poinformował, że spotka się w tej sprawie w marcu z politykami i przedstawicielami branży finansowej.

Duńscy ubezpieczyciele mają w swoich rękach aktywa warte ponad 650 mld dol. To ponad 2,5 razy tyle, co wartość całej gospodarki – wynika z danych UBS. Z aktywami o wartości 118 214 dol. na mieszkańca, plasuje to Danię pod tym względem w światowej czołówce. W Szwajcarii wskaźnik ten wynosi 98 287 dol. per capita, a w Holandii – 79 721 dol.

>>> Czytaj też: KPF: Ponad połowa Polaków nie podejmuje działań by zwiększyć przyszłą emeryturę

Reklama

Zdaniem Berga, zmiana roli nadzoru finansowego po kryzysie z 2008 roku odcisnęła na gospodarce poważne konsekwencje. Nowe zasady oceny wypłacalności nałożone na sektor funduszy emerytalnych oznaczają, że klienci zostają wypychani z programów określonych świadczeń, do programów określonych składek. Wszystko po to, by pomóc funduszom obniżyć wymogi kapitałowe. Dzięki temu ubezpieczyciele pozostają wypłacalni. Otwiera to także przed nimi pole do podejmowania ryzykowniejszych działań. Jednak, co najważniejsze, ryzyko to jest transferowane na każdego emeryta indywidualnie.

Ten rodzaj “prywatyzacji” ryzyka, które jest następstwem globalnej zmiany polityki regulacyjnej, to “nowa rzeczywistość, którą trzeba przedyskutować” – uważa Berg.

W duński głos warto się wsłuchiwać. Kraj ten był pionierem emerytalnych reform, wielokrotnie zajmował pierwsze miejsce w rankingu systemów emerytalnych Melbourne Mercer Global Pension Index, był doceniany za bezpieczeństwo i stabilność rozwiązań.

"Praktycznie rzecz biorąc, ryzyko dla emerytur Duńczyków tkwi w tym, że fundusz emerytalny zainwestuje w coś, co przyniesie ogromne straty i spowoduje, że emeryci stracą swoje pieniądze. Będą więc musieli wyżyć za niższą emeryturę lub dłużej pracować” – mówi Berg. Fundusze emerytalne coraz częściej zwracają się w stronę ryzykowanych aktywów, szukając wyższych stóp zwrotu w erze rekordowo niskich stóp procentowych. Duński regulator zaczął więc bliżej przyglądać się inwestycjom funduszy w mniej płynne aktywa. Jak wynika z analiz, wartość środków na tzw. inwestycje alternatywne wzrosła od 2012 do 2015 roku aż o 66 proc.

Berg podkreśla, że kwestionowanie tego modelu nie jest rolą regulatora, ale rosną obawy o społeczną świadomość jego konsekwencji. “Choć zdaję sobie sprawę, że prywatyzowanie ryzyka jest ekonomicznie atrakcyjne, moją największą obawą jest to, że ludzie nie są tego świadomi, a to może wywołać gwałtowną reakcję” – mówi Berg.

>>> Czytaj też: Rachunki emerytalne PiS zapłacą Kowalski i przedsiębiorcy