Zamknięcie granicy z Białorusią

Prof. Jacek Czaputowicz w rozmowie z serwisem Forsal.pl zwraca uwagę, że związek przyczynowy pomiędzy poszczególnymi wydarzeniami związanymi z wdarciem się rosyjskich dronów na terytorium Polski nie jest dobrze interpretowany. Były szef MSZ wskazuje, że ważnym kontekstem dla pojawienia się rosyjskich bezzałogowców na polskim niebie była wcześniejsza decyzja rządu w Warszawie o zamknięciu granic z Białorusią w związku z planowanymi na Białorusi rosyjsko-białoruskimi manewrami Zapad-2025. Białoruś odebrała ten gest jako bardzo nieprzyjazny, wręcz wrogi. Mińsk protestował i używał argumentu, że Warszawa wykorzystuje swoje położenie geograficzne do wykonywania nieprzyjaznych działań, które blokują istotny dla Białorusi i innych państw, takich jak Rosja i Chiny, przepływ osób i towarów.

Białoruś uprzedziła Polskę o nadlatujących dronach

Kolejnym ważnym elementem, który próbowano pomijać w oficjalnej narracji rządu, był fakt, że Białoruś uprzedziła Polskę o nadlatujących dronach – wskazuje prof. Czaputowicz. Jak dodaje, to, co się wydarzyło, można odtworzyć na podstawie wyjaśnień szefa Sztabu Generalnego, gen. Wiesława Kukuły, który w środę wieczorem w TVN przekazał, że Białoruś z odpowiednim wyprzedzeniem poinformowała Polskę o zbliżających się dronach.

— To było dla mnie zaskakujące, że Białoruś, która eskaluje nam mocno sytuację na granicy lądowej, zdecydowała się na tego typu współpracę — mówił w telewizji gen. Kukuła.

Jak wynika ze słów gen. Kukuły, w odpowiedzi na ten sygnał ze strony Białorusi, Polska również przekazała jakieś informacje Mińskowi. Zatem tutaj widać było współpracę z Białorusią – skomentował prof. Jacek Czaputowicz. - Podejrzewam, że Białoruś mogła nie powiedzieć, czy te drony są uzbrojone, czy nie. Wtedy została podjęta decyzja na szczeblu dowódczym, razem z sojusznikami Polski, żeby się zmobilizować do zwalczania tych dronów - wskazał.

- Tymczasem premier Donald Tusk powiedział w środę rano Sejmie o uzyskaniu informacji o nadlatujących dronach, jednak nie wskazał, skąd ta informacja pochodziła. Przez cały dzień nie przyznawano się do źródła, uczyniono to dopiero wieczorem pod naciskiem dziennikarzy. Zarazem prezentowano narrację, że mamy do czynienia z dezinformacją ze strony Białorusi, podczas gdy to Polska nie udzielała rzetelnych informacji – powiedział prof. Czaputowicz.

Rząd nie udzielał informacji, które przekazał gen. Kukuła, że zostaliśmy poinformowani przez Białoruś i mogliśmy się przygotować na przylot dronów. Wicepremier Krzysztof Gawkowski, zapytany o ten fakt, zakwestionował wiarygodność informacji przekazywanych przez Białoruś. Podobnie minister Radosław Sikorski nie potwierdził faktu wymiany informacji z Białorusią, odsyłając do MON. Jednocześnie sugerowano opinii publicznej, że to Białoruś dezinformuje, nie dostarczając ekspertom rzetelnej informacji – dodał były szef dyplomacji.

Zdaniem prof. Czaputowicza, było to spowodowane obawą, że współpraca z reżimem białoruskim byłaby źle przyjęta przez społeczeństwo i poważała polską narrację o sukcesie związanym z reakcją na przylot dronów.

- Teraz popatrzmy na sojuszników Polski, którzy mają informacje nie tylko z Polski, ale także z Białorusi, która wydała oświadczenie, że wymieniała informacje z Polską i Litwą. Ostatecznie okazało się, że to Białoruś rzetelnie informuje, a Polska unika potwierdzenia przebiegu wydarzeń. Jak się okazało, w tym samym czasie Amerykanie prowadzili negocjacje z Aleksandrem Łukaszenką na temat zwolnienia więźniów politycznych. Dla wszystkich stało się oczywiste, że Polska nie koordynowała działań z Amerykanami.

Polska i NATO bezradne w obliczu potencjalnego ataku dronów?

W ocenie prof. Jacka Czaputowicza jednak dobrze się stało, że Polska zestrzeliła część dronów. Co prawda użyliśmy do tego celu nieadekwatnych środków - drogich rakiet, ale gorzej byłoby, gdybyśmy w ogóle nie zareagowali. Jednak na dłuższą metę nie zda to egzaminu, bo rakiet jest za mało i są za drogie w stosunku do dużej liczby tanich dronów. To jak w strzelanie z armaty do muchy – podsumował były szef MSZ.

Jego zdaniem Rosja i Białoruś zrobiły nam ćwiczenie, pokazując, gdzie jest nasze miejsce w szeregu w systemie obrony. - Państwa te zmusiły nas do reakcji, a przy okazji pokazały światu kompletną naszą bezradność w obliczu takiej sytuacji. Zademonstrowały, że NATO nie ma zdolności do zwalczania tego typu zagrożeń. W efekcie nasza przestrzeń powietrzna została naruszona, a nasza suwerenność pogwałcona, zaś odstraszanie nie zadziałało. Rosja i Białoruś uznały, że nie nastąpi jakaś ostre reakcje i nie pomyliły się. Myślę, że dało to do myślenia całemu światu – dodał prof. Czaputowicz.

Jak podkreślił, Rosjanie znają nasze słabości. - Zresztą, to nie było pierwsze tego typu działanie, wcześniej te drony wpadały w pole i cisza. Postanowili więc puścić wiele dronów i nas o tym uprzedzić, żeby wymusić jakąkolwiek reakcję. W ten sposób pomogli nam, bo nie jestem przekonany, czy byśmy je znowu zauważyli. Trzeba też przyznać, że drony te były nieuzbrojone i w większości ze styropianu, dlatego nie mogły wyrządzić większej szkody. Mamy jednak do myślenia, co byłoby gdyby było ich kilkaset, i gdyby były uzbrojone. I o to właśnie Rosji chodziło.

Zachód nie pomoże nam w wojnie dronowej. Wiedzę i możliwości ma Ukraina

Zapytany o znaczenie sojuszników, prof. Jacek Czaputowicz odparł, że nasze oczekiwania wobec NATO i państw zachodnich są uzasadnione, gdyż jesteśmy częścią Sojuszu. Prawdziwy problem w obecnej sytuacji polega jednak na tym, że zachodnie państwa sojusznicze po prostu nie mają odpowiednich zdolności, systemów antydronowych. Obecnie trudno jest się tam skierować z prośbą o pomoc. Natomiast właściwe zdolności ma tylko Ukraina, która produkuje 2,5 miliona dronów rocznie. Państwo to ma również zasoby do zwalczania dronów, demonstruje skuteczność powyżej 90 proc. w strącaniu rosyjskich dronów. Należy więc docenić propozycję prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, który zaoferował, że Ukraina może nas przeszkolić w zwalczaniu rosyjskich dronów.

Tu jednak – zdaniem prof. Czaputowicza – pojawia się istotny problem. Czy Polska klasa polityczna, w obliczu kreowania nastrojów antyukraińskich, jest gotowa na zmianę podejścia? Podejmujemy działania antyukraińskie, domagamy nie się ekshumacji, potępienia banderyzmu, deportujemy obywateli ukraińskich, którzy brali udział w koncercie na Stadionie Narodowym, odbieramy niepracującym matkom ukraińskich dzieci dodatki 800 plus, i to w czasie, gdy Ukraina podpisuje umowy z Wielką Brytanią, Danią czy Finlandią na produkcje dronów i systemów antydronowych. Należy więc docenić propozycję prezydenta Wołodymyra Zełeńskiego, który nad tymi działaniami przechodzi do porządku dziennego i proponuje nam pomoc. Jest to szansa dla Polski, Unii Europejskiej i dla NATO – dodaje prof. Czaputowicz.

Reakcja USA na wtargnięcie rosyjskich dronów do Polski

Komentując reakcję USA na ostatnie wydarzenia w Polsce, były szef dyplomacji wskazał, że Waszyngton zachowuje się bardzo konsekwentnie. – Amerykanie chcą być rezerwą wojskową. W razie konfliktu lądowego oni są oczywiście obecni i tą obecnością odstraszają, ale w obecnej sytuacji oczekują, że to my uporządkujemy sytuację. Zdaniem USA to Europejczycy muszą wziąć odpowiedzialność. Z komentarza płynącego ze strony amerykańskiej widać pochwałę działań Polski, ale z akcentem, że to wy macie tutaj działać.

Waszyngton wciąż ma nadzieję na pokój z Rosją, co rozmija się z naszą narracją – podkreślił prof. Czaputowicz.