Faszyści przebrani w szaty narodowców wołający 11 listopada na ulicach za białą rasą nie tęsknią do czasów Hitlera. Oni chcą powrotu do świata, w których wszystko jest czarne albo białe. Ta sama tęsknota winduje sondaże PiS. Wspólny wróg jest jeden: to cywilizacja światłocienia, gdzie wersji, prawd i poglądów jest wiele - pisze Andrzej Andrysiak.
W minioną niedzielę w Radomsku, moim rodzinnym mieście, brygada Obozu Radykalno-Narodowego zorganizowała demonstrację przeciw imigrantom. Tym razem nie chodziło o przybyszów z Afryki i Bliskiego Wschodu, lecz o Ukraińców. Była to bodaj pierwsza taka manifestacja w kraju. Pięćdziesięciu młodych ludzi, w tym dwie kobiety, przemaszerowało przez centrum, krzycząc: „Młody Polak emigruje, Ukraińców rząd przyjmuje” i „PiS-PO jedno zło”. Na koniec pod urzędem miasta odczytali petycję, z której wynikało, że ukraińscy pracownicy są zagrożeniem dla rynku pracy i zaniżają płace. Nastroje były bojowe. Miejscowy przedsiębiorca, który chyba w ramach prowokacji podjechał pod urząd i zakrzyknął, że potrzebuje od zaraz 30 pracowników, musiał się szybko schować w samochodzie, inaczej mógłby skończyć tę spontaniczną rekrutację poobijany.
Z punktu widzenia niewykwalifikowanego pracownika problem taniej ukraińskiej siły roboczej rzeczywiście istnieje, ale nie to jest w tym przykładzie najciekawsze. Wśród owych demonstrantów wielu było takich, którzy zarabiali – bądź wciąż jeszcze zarabiają – w Wielkiej Brytanii czy Irlandii. Nie przystoi stwierdzać, że nie widzą związku między własnymi emigracyjnymi doświadczeniami i podobnymi pracowników ukraińskich, ale ich żądanie było jasne i precyzyjne: niech ktoś coś z tym zrobi. Weźmie się za to, zdecyduje, rozwiąże.