Według analizy DGP drugim słowem, które zdecydowanie zyskało na popularności, była rodzina, którą przywołano ponad trzy razy częściej niż w poprzednim exposé. Wyróżnieni mogą się czuć seniorzy i emeryci – w 2017 r. wymienieni jedynie dwa razy, teraz zostali przywołani dziewięciokrotnie. Duży wzrost odnotowano również przy UE – premier wymienił nazwę tej organizacji (bądź przymiotnik unijny) ponad 20 razy.
Premier zwrócił też dużo większą uwagę na podatki – były wskazywane podczas tegorocznego wystąpienia dwukrotnie częściej – m.in. w kontekście walki z rajami podatkowymi czy reformy systemu.
Premier z podobną częstotliwością co podczas poprzedniego wystąpienia, w grudniu 2017 r., używał słów Polska oraz Polacy. Podobnie w przypadku zdrowia, środowiska, NATO, sądów oraz III RP. W defensywie natomiast były kapitał oraz kapitalizm – wymieniane wczoraj po dwa razy.
Premier rzadziej odwoływał się także do solidarności – dziewięciokrotnie w porównaniu do 16 razy dwa lata temu. Równie rzadko używane było słowo naród – zaledwie siedem razy, podczas gdy w 2017 r. aż 16. ©℗
Reklama

opinie

Smuci ogólny ton. Cieszą jedynie detale
Rafał Matyja politolog
Długie przemówienie premiera w Sejmie jest zawsze okazją do tego, by wyjść poza partyjno-wyborczy przekaz i powiedzieć kilka rzeczy, na które nie ma miejsca w kampanii wyborczej. Do przesady wykorzystał to Donald Tusk, gdy osiem lat temu zapowiedział kilka niemiłych i pominiętych w kampanii zamierzeń – takich jak podwyższenie wieku emerytalnego, reforma emerytur mundurowych czy wprowadzenie podatku od wydobycia miedzi i srebra. Powtórzył tę sztuczkę w drugim exposé wygłoszonym rok później, gdy zapowiedział utworzenie projektu Inwestycje Polskie. Premier Morawiecki nie poszedł w jego ślady. Powtórzył wiele tez PiS-owskiej propagandy wyborczej, słusznie być może sądząc, że kampania się nie skończyła. Nie tylko dlatego, że w perspektywie mamy wybory prezydenckie, ale dlatego że kampania w wydaniu tej partii po prostu nie kończy się nigdy.
Nie usłyszeliśmy najważniejszego – autorefleksji wskazującej na to, że obóz rządzący, ba – sam premier – coś zrozumiał, czegoś się dowiedział, nauczył. Nie chodzi nawet o samokrytykę, ale pewną elementarną refleksyjność. O powiedzenie, że w sferze polityki ekologicznej, reform sądownictwa czy polityki oświatowej widzimy sprawę trochę inaczej niż cztery lata temu. Że wiemy, iż każda reforma – nawet najlepsza – ma swoje cienie i mamy wolę dokonania korekt. Zabrakło też tego, co stanowiło o sile exposé Tuska czy też o znaczeniu słynnych „prawdziwych exposé” Kaczyńskiego wygłaszanych po oficjalnym stanowisku Marcinkiewicza w 2005 r. i Szydło w 2015 r. Wskazania generalnych założeń polityki. Nie retorycznych formułek, ale czegoś, czym, mimo taktycznych zygzaków, rząd będzie się kierował.
Dlatego smuci ogólny ton, a cieszą jedynie detale. Cieszy nacisk na sprawy ochrony środowiska czy bezpieczeństwa pieszych. Każda korekta polityki w tym zakresie będzie korzystna w wymiarze wieloletnim. A w takim – wbrew zaklęciom Morawieckiego i liderów PiS – obejmującym całą epokę Trzeciej Rzeczpospolitej będziemy te rządy oceniać. Exposé jako szansa, by tę ocenę poprawić – została raczej zmarnowana. ©℗ not. TŻ
Nie będzie zmiany modelu gospodarczego
Jakub Borowski główny ekonomista Credit Agricole
Największym wyzwaniem, jakie stoi przed rządzącymi, jest poradzenie sobie z inwestycyjnym dołkiem, który przyjdzie w 2023 r. Wtedy skończy się finansowanie z obecnej wieloletniej perspektywy finansowej UE, a nie będzie jeszcze nowych źródeł z kolejnego budżetu. Znakomita większość prognoz i planów budżetowych rządu skupia się na latach 2021–2022, a to w 2023 r. możemy mieć tempo wzrostu zbliżone do zera.
Wchodzimy w trudniejsze czasy, a ich kulminacja przyjdzie pod koniec tej kadencji. Zapowiedź końca konsumpcji na kredyt oznacza de facto zmianę modelu wzrostu gospodarczego na taki z wysoką stopą oszczędności krajowych, którą muszą samoistnie wytworzyć gospodarstwa domowe albo sektor finansów publicznych. Na jedno i drugie się nie zanosi. Nie ma podstaw, aby uznać, że zwiększy się skłonność do oszczędzania Polaków. Ona zależy od dochodów – im są wyższe, tym wyższa jest chęć do oszczędzania, ale to proces rozłożony na wiele lat, na dekady.
W przypadku finansów publicznych musielibyśmy doprowadzić do wyraźnej poprawy salda strukturalnego, czyli takiego, które nie uwzględnia cyklu koniunktury czy jednorazowych dochodów, jak np. ze sprzedaży licencji na 5G czy opłaty przekształceniowej OFE w IKE. Likwidacja albo wyraźne ograniczenie deficytu strukturalnego prowadziłoby do przejścia gospodarki na model, w którym wzrost napędzany jest przez eksport netto.
Jeśli rząd zaciśnie pasa, to siłą rzeczy wymusi na przedsiębiorstwach zorientowanie się na rynki zagraniczne. Żeby konkurować eksportem, będą musiały być wydajniejsze czy bardziej innowacyjne. Jednak wciąż słyszymy, że kontynuowana będzie wypłata 13., a od 2021 r. pojawi się także 14. emerytura. Nie ma więc mowy o celowym zacieśnianiu polityki budżetowej, ograniczaniu deficytu strukturalnego i wymuszaniu większego eksportu. Co za tym idzie, zmiany modelu gospodarczego też nie ma i nie będzie. ©℗ Not. BG
Państwo dobrobytu i repolonizacja Polonii
Prof. Tomasz Słomka politolog z Uniwersytetu Warszawskiego
Fundamentalnym elementem wczorajszego wystąpienia Mateusza Morawieckiego było odwołanie się do idei państwa dobrobytu. Premier zapewniał, że po stworzeniu podwalin teraz zostanie ono ugruntowane. Można sądzić, że będzie to motyw często powtarzany przez obóz PiS. Paradoksalnie, im większe problemy gospodarcze się pojawią, tym częściej rządzący będą używać tego argumentu, przypominając swój dorobek.
Innym elementem jest przesłanie tożsamościowe. Skierowane do zdecydowanego elektoratu – zapewnienie o pielęgnowaniu polskości od kultury po gospodarkę i odwołanie się do konserwatywnego światopoglądu. Widać jednak pewną ewolucję polityczną Mateusza Morawieckiego. Z bardzo zapalczywego ideologicznie neofity w PiS, stał się dziś dużo bardziej pragmatyczną postacią. Premier uszczegóławiał kwestie omówione i zapowiedziane już wcześniej w kampanii przez prezesa PiS. Można przypuszczać, że o ile główne kierunki polityczne i strategiczne decyzje wciąż będą leżały w gestii Jarosława Kaczyńskiego, o tyle premier zajmie się sferą społeczno-gospodarczą i będzie odpowiedzialny za bieżące rządzenie krajem. Świadczy też o tym struktura obecnego gabinetu – jest ona znacznie bardziej technokratyczna niż poprzednia.
Ciekawym aspektem tego wystąpienia była pewna wizja „repolonizacji Polonii” – wezwanie do tego, aby Polacy mieszkający poza granicami aktywnie włączyli się w działania na rzecz państwa. Można sądzić, że rząd w Warszawie chce w ten sposób zrekompensować swoje straty wizerunkowe za granicą, a Polonia miałaby przekonywać do jego pomysłów.
Tradycyjne wezwanie do zgody i współpracy najprawdopodobniej okaże się tylko deklaracją. Z jednej strony premier w ten sposób wyraża przekonanie, że tylko zjednoczony naród może dokonać pewnego skoku cywilizacyjnego i budować pomyślność. Z drugiej to przewrotne podejście, bo w poprzedniej kadencji obóz rządowy walnie przyczynił się do podziałów – np. przez marginalizację opozycji w debatach sejmowych, ignorowanie jej propozycji czy lekceważenie zgłaszanych poprawek. ©℗ not. GK
Premier rzadziej odwoływał się do solidarności i narodu
Słowa kluczowe w exposé (wraz z odmianą i przymiotnikami)