Możliwie najlepsze relacje z Niemcami nie są celem, lecz narzędziem w realizowaniu polskich interesów narodowych. Tego powinniśmy się uczyć właśnie od naszych zachodnich sąsiadów - mówi w wywiadzie prof. Stanisław Żerko.
Stawia pan tezę, że w 1990 r. kanclerz Helmut Kohl użył wobec Polski szantażu. Rząd Tadeusza Mazowieckiego miał potwierdzić zrzeczenie się roszczeń reparacyjnych w zamian za potwierdzenie przez Berlin granicy na Odrze i Nysie. Jeśli tak było, to ile tak naprawdę warte jest pojednanie polsko-niemieckie?
Szukam bardziej precyzyjnego słowa niż szantaż. Może lepsza byłaby presja? A poważnie mówiąc, Kohl musiał być na początku 1990 r. bardzo zdesperowany, skoro publicznie próbował uzależnić uznanie przez Niemcy granicy na Odrze i Nysie od potwierdzenia przez Mazowieckiego wyrzeczenia się reparacji. Horst Teltschik, główny doradca Kohla, zapisał w dzienniku, który ukazał się zresztą w polskim przekładzie, że Kohlowi chodziło o „żądanie”. Odnotował: „Polska musi zrezygnować z odszkodowań”. Połączenie tych dwóch kwestii było krytykowane przez niemiecką opozycję podczas debaty w Bundestagu 8 marca 1990 r. Polski rząd zignorował to, Kohl do tego nie wracał. Ten incydent odnotowali historycy polscy i niemieccy, ale mało kto o tym wie. Nie wchodząc w szczegóły – w okresie jednoczenia się Niemiec jedną z podstawowych trosk kanclerza było niedopuszczenie do podniesienia sprawy reparacji i odszkodowań za II wojnę.
Mamy rok 2017. Niedawno obchodziliśmy 70. rocznicę zakończenia II wojny światowej. Jaki sens ma dziś podnoszenie kwestii reparacji?
Nie rozumiem, dlaczego nie należy mówić o tym, że Polska została pozbawiona należnych jej od Niemiec reparacji. W imię poprawności politycznej? To sprawa elementarnej przyzwoitości.
Reklama
Ale skoro Niemcy dziś powołują się na porozumienie w sprawie reparacji, które sięga czasów Bieruta, to dlaczego naciskali na rząd Mazowieckiego? Obawiali się, że tamta umowa może zostać podważona?
Niemcy już podczas rokowań w 1970 r. próbowali włączyć potwierdzenie rezygnacji z reparacji do traktatu PRL–RFN, ale strona polska uchyliła się od tego. Po 20 latach Kohl wrócił do tej kwestii. Jest raport korespondenta „Trybuny Ludu” w Bonn Daniela Lulińskiego o wypowiedziach kanclerza na briefingu 13 marca 1990 r., z zastrzeżeniem, że to „off the record”. Kohl powtarzał, że oczekuje, „aby w tych kwestiach rząd premiera Mazowieckiego ogłosił jednostronne oświadczenie” lub też, by szef polskiego rządu skierował do kanclerza „list z takimi zapewnieniami”. Uzasadniał to tak: „Znam Polaków, muszę być ostrożny i nie mogę zostawić sprawy reparacji na stole. Została ona tam pozostawiona 20 lat temu za czasów innych kanclerzy i znajduje się tam nadal”. Z tych słów jednoznacznie wynika, iż miał świadomość, że Warszawa mogłaby z powodzeniem podważyć znaczenie deklaracji rządu Bieruta z 1953 r. „Ponieważ traktat graniczny z Polską będzie miał charakter uregulowania pokojowego, załatwiającego sprawę granicy, to nie możemy jednocześnie zostawiać otwartej kwestii reparacji” – dodawał. Mówił, że mogłyby się do Niemiec zgłaszać kolejne państwa. Podkreślał, że jest „gotów do dalszej znacznej pomocy gospodarczej dla Polski. Rozumiem trudności rządu Mazowieckiego, ale sprawa reparacji musi zostać zdjęta ze stołu”.