Zubelewicz zwrócił uwagę, że w ostatnim czasie doszło do zmian w retoryce Rady Polityki Pieniężnej, które umknęły uwadze komentatorów. Podkreślił on wagę majowej wypowiedzi prezesa NBP, Adama Glapińskiego, który powiedział, że nawet jeśli polska gospodarka znajdzie się w trudnej sytuacji, to "nie bardzo jest jak obniżać stopy procentowe". Zaznaczył również fakt zniknięcia z minutek wzmianki o możliwych obniżkach stóp procentowych.

"Odnoszę wrażenie, że nie dostrzeżono zmian w narracji RPP. Po pierwsze, prezes Glapiński wyraźnie zdystansował się od obniżek stóp, których parę miesięcy temu w szczególnych okolicznościach nie wykluczał. Po drugie, postulat obniżek nie znalazł się w ostatnim komunikacie po posiedzeniu Rady. Po trzecie wreszcie, zmianie uległ układ sił w Radzie" - powiedział członek RPP w wywiadzie przeprowadzonym 21 maja.

"Wypowiedź prezesa NBP była jednoznaczna. Podzielam jego opinię, że stopa referencyjna nie powinna być obniżona poniżej poziomu 1,50 proc." - dodał.

W jego opinii pojawiające się w ostatnich dwu miesiącach głosy niektórych członków RPP dotyczą możliwości ewentualnych obniżek stóp procentowych w maju się osłabiły. "Większość głosów za ewentualnymi obniżkami stóp przycichła z dwóch powodów. Wewnętrznym powodem jest niski poziom stóp procentowych i równoczesna presja na zwiększenie wydatków sektora publicznego. Aktualnie dotyczy ona jednej grupy, ale pojawią się następne, szczególnie biorąc pod uwagę kalendarz polityczny. Procesy te wzmocniła zresztą narracja o wyjątkowo dobrej kondycji budżetu państwa" - powiedział.

Reklama

"Zewnętrzny powód to ceny ropy, które po okresie obniżek znowu rosną, teraz dodatkowo z przyczyn politycznych. Wzrost ten może negatywnie przełożyć się na funkcjonowanie całej gospodarki. Największym zaś zagrożeniem z punktu widzenia dynamiki cen jest jednoczesne wystąpienie wyżej wspomnianych negatywnych czynników" - dodał.

Zubelewicz uważa, że stopy procentowe należało podnieść już dawno temu. "Trzeba było działać wcześniej, ale także teraz warto reagować. Prognozy wskazujące na kombinację rosnącej inflacji i spadającego tempa wzrostu PKB nie są żadnym zaskoczeniem. Podwyższenie stopy referencyjnej do 2 proc. i dalsza stabilizacja na tym poziomie byłaby najlepszym rozwiązaniem" - powiedział.

Zaznaczył, że w ostatnim czasie wzrosły szanse na to, że Rada w pewnym momencie zdecyduje się na podwyżki stóp. "Jeszcze trzy miesiące temu szanse na podwyżki stóp były niewielkie, ale teraz sytuacja w Radzie jest bardzo zrównoważona" - powiedział.

"Reakcja Rady zapewne nastąpi, gdy pojawią się przekonujące dowody wskazujące na splot czynników grożących wzrostem inflacji. Wydaje mi się, że czynniki zagraniczne przykuwają w Polsce większą uwagę niż te krajowe, ale do reakcji Rady konieczne będzie ich równoległe wystąpienie" - dodał.

W jego ocenie podwyżki mogą nastąpić, ale na razie najbardziej prawdopodobny jest scenariusz stabilnych stóp. "Podzielam zdanie prezesa Glapińskiego, że jeżeli trzeba będzie podnieść stopy, to ta Rada to zrobi. Nie ma natomiast mowy o obniżkach stóp procentowych" - powiedział.

"Na razie stopy zostaną stabilne, chociaż – jak już wspomniałem - warto by było je podwyższyć, żeby uniknąć wszelkich zagrożeń związanych z inflacją. Mogliśmy już na początku kadencji wyeliminować te ryzyka na całe sześć lat, ale teraz nadal możemy to zrobić" - dodał.

Wykluczył możliwość korzystania z niestandardowych narzędzi polityki pieniężnej, jeśli nie dojdzie do nagłych zmian w gospodarce. "Niestandardowe działania mogą być ewentualnie uzasadnione w jakiejś niestandardowej sytuacji – tymczasem projekcja nie wskazuje zauważalnego ryzyka wystąpienia takich wydarzeń w Polsce. Dynamika PKB może być niższa od aktualnej, ale i tak powinna być wyższa niż w strefie euro. Dynamika cen ma być wyższa niż obecnie, ale powinna mieścić się w paśmie odchyleń od celu" - powiedział.

"Myślę, że realnej potrzeby użycia takich instrumentów w ogóle nie będzie, może jedynie pojawić się chęć pochopnego sięgnięcia po takie rozwiązania" - dodał.

Zubelewicz obserwuje działania innych banków centralnych, ale nie wierzy w rychłe zacieśnianie polityki pieniężnej w strefie euro. "Jeśli chodzi o sytuację gospodarczą w Europie, to wysoce niepewne jest wychodzenie z procesu luzowania ilościowego. Sytuacja we Włoszech stanowi wyzwanie dla strefy euro. Myślę, że perspektywy zacieśniania polityki pieniężnej w strefie euro oddaliły się" - powiedział.

"Podwyżki w Stanach, a szczególnie ich perspektywa, wpływają na kurs walutowy, ten zaś oddziałuje szczególnie silnie na ceny żywności i energii. Musimy uwzględniać te działania w swoich przewidywaniach" - dodał.

INFLACJA BAZOWA NIE POWINNA PRZEKRACZAĆ POZIOMU 1,5 PROC.

Członek RPP obawia się o perspektywy inflacji bazowej, gdyż marcowa projekcja NBP wskazuje na jej wzrost do 2,6 proc. w 2019 r. i 3 proc. w 2020 r. "W horyzoncie projekcji mamy inflację zmierzającą wprost do celu, ale przede wszystkim niepokoi wzrost inflacji bazowej. Tempo tego wzrostu może być jedynie trochę wolniejsze od wcześniej przewidywanego" - powiedział.

"Gdy inflacja bazowa rośnie do poziomu dolnego odchylenia przedziału wahań od celu, to w obliczu negatywnych czynników zewnętrznych należy podejmować działania zaradcze. Inflacja bazowa na poziomie 1,5 proc. nie powinna być przekraczana ze względów ostrożnościowych. Inflacja bazowa jest bardzo uporczywa i nie zmienia się gwałtownie, dlatego perspektywy jej wzrostu są dla mnie najbardziej niepokojące" - dodał.

Zubelewicz widzi też pewne zagrożenie ze strony rynku pracy. "Presji płacowej obawiam się ze strony sektora finansów publicznych, ponieważ wzrost płac w tym sektorze nie musi być powiązany ze wzrostem produktywności" - powiedział.

"To, że pensje rosną w sektorze prywatnym jest normalne i nie musi się wiązać ze wzrostem inflacji. Bezinflacyjny wzrost gospodarczy jest możliwy, choć w Polsce obecnie nie występuje. Naturalnym skutkiem wzrostu gospodarczego jest spadek cen. Wzrost inflacyjny pojawi się wtedy, gdy polityka pieniężna będzie zbyt łagodna lub gdy nadmiernie wzrosną wydatki publiczne. Z tych właśnie powodów w Polsce w ostatnich latach inflacja z opóźnieniem podąża za wzrostem gospodarczym" - dodał.

W jego ocenie, podwyższyć inflację mogą również Pracownicze Plany Kapitałowe. "Wdrożenie PPK na pewno spowoduje impuls inflacyjny, bo zwiększy koszt pracy, w tym w sektorze finansów publicznych. Środki te za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych w pewnej części zostaną wytransferowane za granicę, tam, gdzie jest wyższa stopa zwrotu. Dodatkowo, wyższy deficyt budżetowy będzie mieć przełożenie na kurs walutowy" - powiedział.

NIŻSZY CEL INFLACYJNY I MOCNY ZŁOTY MOŻE POMÓC POLSCE WYJŚĆ Z KOSZYKA RYNKÓW WSCHODZĄCYCH

Zubelewicz jest zwolennikiem obniżenia celu inflacyjnego o 0,5 pkt. proc. "Polska gospodarka niepotrzebnie traci na tym, że jest utożsamiana przez inwestorów z poziomem ryzyka podobnym do gospodarki tureckiej. Tymczasem zdecydowanie bliżej nam do gospodarek zachodnioeuropejskich czy nawet do Czech. Jeżeli nasz główny partner handlowy, czyli Unia Europejska, ma cel inflacyjny na poziomie poniżej 2 proc., to my moglibyśmy mieć cel na poziomie 2 proc. +/-1 proc. Nasze aspiracje do szybszego i bardziej dynamicznego rozwoju powinny być uwzględnione w tym paśmie wahań, a dodawanie dodatkowego 0,5 pkt. proc. jest już zbędne. Byłby to krok do wyrwania się z koszyka rynków wschodzących i ważny sygnał, że jesteśmy gospodarką, w której dynamika cen jest pod kontrolą" - powiedział.

"Obecny cel niepotrzebnie straszy możliwością długotrwałego utrzymywania się inflacji na poziomie 3,5 proc. Dziwię się niskiej presji opinii publicznej na to, żeby ceny nie rosły. Niestety, oficjalna polityka NBP zakłada wspieranie umiarkowanego wzrostu cen. W efekcie ceny rosną, a siła nabywcza złotego spada" - dodał.

W jego ocenie, stopniowe umocnienie złotego nie zaszkodziłoby eksporterom. "Z wszystkich analiz wynika, że złoty jest niedowartościowany i spokojnie mógłby być mocniejszy bez żadnych negatywnych efektów dla eksportu. Eksport nie jest celem samym w sobie. Stopniowe i naturalne umacnianie się złotego nie jest niczym złym dla polskiej gospodarki" - powiedział.

"Eksporterzy i importerzy dostosowują się do zmian kursu – z ich punktu widzenia kluczowe jest stopniowe i przewidywalne tempo zmian. Jeżeli polityka pieniężna będzie sygnalizować te zmiany z odpowiednim wyprzedzeniem, to eksporterzy ich znacznie nie odczują" - dodał.

Członek RPP uważa, że umocnienie złotego niosłoby ze sobą szereg innych korzyści. "Na umocnieniu kursu zyskałby sektor finansów publicznych, ponieważ spowodowałby spadek poziomu zadłużenia oraz kosztów obsługi tego zadłużenia. Ponadto, korzystne byłoby to dla przedsiębiorców, którzy mają kredyty w walutach obcych, a jeszcze nie mają przychodów w tych walutach. To samo dotyczy również kredytów konsumenckich. Na umocnieniu waluty zyskaliby również wszyscy konsumenci" - powiedział.

"Możemy pokazać, że dla niektórych inwestorów mamy walutę ciekawszą niż euro – z podobnymi parametrami inflacyjnymi, ale jednak z wyższym wzrostem gospodarczym" - dodał.

WZROST WYNAGRODZEŃ I KOSZTÓW ADMINISTRACYJNYCH NBP NIE DO ZAAKCEPTOWANIA

Zubelewicz odniósł się również do głosowania nad planem finansowym NBP na 2018 r., kiedy jako jedyny z członków Rady zagłosował przeciwko jego zatwierdzeniu.

"Głosowałem przeciwko przyjęciu planu finansowego NBP na 2018 rok, gdyż zakłada on istotny wzrost kosztów działania banku, głównie wynagrodzeń i kosztów administracyjnych, o 159 mln złotych – z 961 mln złotych w 2016 r. aż do 1.120 milionów złotych (czyli o 16,5 proc.) w 2018 roku. W okresie niskiej inflacji oraz wobec braku istotnych zmian w zakresie zadań NBP wzrost kosztów jest, w mojej ocenie, nieuzasadniony" - powiedział.