Według oficjalnych szacunków władz w demokratycznym marszu wzięło udział 1,5 tys. osób, a więc znacznie mniej niż przed rokiem, gdy 1 października protestowały dziesiątki tysięcy ludzi.

Marsz przeszedł ulicami centrum miasta w atmosferze narastających obaw o wolność mieszkańców Hongkongu oraz o jego autonomię w ramach kraju rządzonego niepodzielnie przez Komunistyczną Partię Chin (KPCh).

Lojalne wobec Pekinu hongkońskie władze zdelegalizowały niedawno Hongkońską Partię Narodową (HKNP), która wzywała do niepodległości regionu. Jest to pierwsza partia, której zakazano działalności w Hongkongu od czasu przekazania miasta Chinom.

Tendencje separatystyczne i antychińskie nasiliły się w Hongkongu po fiasku tzw. rewolucji parasolek z 2014 roku, gdy setki tysięcy mieszkańców zablokowały centrum miasta, domagając się pełnej demokracji w wyborze szefa lokalnego rządu. Pekin regularnie podkreśla, że nie będzie tolerować żadnych przejawów separatyzmu w Hongkongu.

Reklama

Po delegalizacji HKNP pojawiają się głosy, że hongkońskie władze mogą pójść za ciosem i zakazać działania innym niewygodnym ugrupowaniom, na przykład demokratycznej partii Demosisto, której współzałożycielem jest lider studenckich protestów z roku 2014 Joshua Wong. Za takim zakazem opowiedziała się niedawno Priscilla Leung, która zasiada w Komitecie Prawa Podstawowego, doradzającym chińskiemu rządowi w sprawach Hongkongu.

Podczas poniedziałkowej demonstracji 21-letni Wong wzywał do obrony wolności zgromadzeń w Hongkongu.

Mieszkańcy regionu wciąż cieszą się znacznie większymi swobodami, niż obywatele Chin kontynentalnych. Hongkończycy regularnie organizują np. przedsięwzięcia upamiętniające masakrę na placu Tiananmen z 1989 roku i oddają cześć nobliście Liu Xiaobo, który zmarł niedawno w Chinach kontynentalnych w czasie odbywania kary za „działalność wywrotową”.

Zgodnie z zasadą „jeden kraj, dwa systemy” Hongkong teoretycznie powinien dysponować szeroką autonomią we wszystkich dziedzinach z wyjątkiem polityki zagranicznej i obronności. Według krytyków zasada ta nigdy nie została jednak w pełni wprowadzona w życie, a Pekin coraz silniej ingeruje w wewnętrzne sprawy miasta. Wielu Hongkończyków obawia się, że region zostanie stopniowo wchłonięty przez Chiny kontynentalne i utraci swój unikalny charakter.

W oficjalnym przemówieniu rocznicowym szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam, która została na to stanowisko wybrana przez lojalny wobec Pekinu komitet elektorów, oceniła w poniedziałek, że region musi wspierać „suwerenność, bezpieczeństwo i interesy rozwojowe Chin”.

Najnowszym symbolem zacieśniania więzów łączących byłą brytyjską kolonię z Chinami kontynentalnymi stało się uruchomione niedawno połączenie szybkiej kolei pomiędzy Hongkongiem a Kantonem w prowincji Guangdong. Hongkońska opozycja demokratyczna bez skutku próbowała zablokować ustawę, zgodnie z którą na części dworca w Hongkongu będą obowiązywać prawa Chin kontynentalnych, egzekwowane przez chińskich policjantów.

Flagowym przykładem wspólnego projektu Hongkongu, Makau i Chin kontynentalnych jest z kolei olbrzymi tunelo-most łączący te dwa specjalne regiony administracyjne z miastem Zhuhai w Guangdongu. Połączenie ma zostać otwarte jeszcze w tym miesiącu.

Z Kantonu Andrzej Borowiak (PAP)