Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka powiedział w piątek, że kwestia bazy lotniczej Rosji na terenie Białorusi nie jest rozpatrywana, a rozmowy na jej temat określił jako "nieprzemyślane posunięcie PR-owskie". "Ta baza nie jest nikomu potrzebna" - ocenił.

Łukaszenka, który wypowiedział się na ten temat w wywiadzie dla mediów rosyjskich, argumentował, że Białoruś ma kilka baz lotniczych i na nich mogłyby stacjonować samoloty rosyjskie. Przy czym - jak relacjonował - mówił prezydentowi Władimirowi Putinowi, że w samolocie powinien "siedzieć Rosjanin i jeden Białorusin". Zapewnił, że dwa rosyjskie obiekty wojskowe na terenie Białorusi "pełnią swoją funkcję", przypomniał jednocześnie, iż wkrótce mija termin ich wynajmu.

Na Białorusi znajdują się dwa obiekty rosyjskie: radar w Hancewiczach i punkt łączności w Wilejce. Zgodnie z umową z 1995 roku przekazano je Rosji do użytku do roku 2020.

Białoruski prezydent zapowiedział też w piątek, że 25 grudnia w Moskwie będzie rozmawiał z przywódcą Rosji o stratach dla Białorusi wynikających ze zmian, jakie Rosja wprowadza w systemie opodatkowania swego sektora naftowego. Dla Białorusi zmiany te oznaczają, że jej rafinerie będą otrzymywac droższą - obłożoną wyższym podatkiem od wydobycia - ropę naftową. Białoruś może stracić do 2024 roku nawet 10,8 mld USD - mówił Łukaszenka. Dotychczasowe straty dla Mińska w ciągu trzyletniego okresu oszacował na blisko 3,5 mld USD. W tej sytuacji - jak podkreślił - "fundament sojuszu Białorusi i Rosji jest niszczony".

Łukaszenka zapewnił, że jego kraj jest gotowy do dalszych kroków w tworzeniu państwa związkowego z Rosją, ale - jak zastrzegł - pod warunkiem stuprocentowej realizacji podpisanych przez oba kraje porozumień. "Wszystkie sojusze, które nie opierały się na równoprawności, nie istniały długo" - podkreślił. Mówiąc o wartości, jaką mają dla Mińska sojusznicze relacje z Moskwą i zapewnił, że na Białorusi "nigdy nie będzie tak, jak na Ukrainie".

Reklama

Jak poinformował, nie dostrzega problemów z podpisaniem porozumienia z Rosją o wzajemnym uznaniu wiz, ale dokument ten musi jeszcze przejść odpowiednie procedury. Wyjaśnił, że otrzymał umowę w czwartek i nie zapoznał się z nią jeszcze, jednak MSZ w Mińsku oceniło, że dokument uwzględnia postulaty strony białoruskiej.

Łukaszenka wypowiedział się dzień po posiedzeniu władz państwa związkowego w Mińsku, na którym premier Rosji Dmitrij Miedwiediew mówił o dwóch wariantach dalszej integracji. Zdaniem ekspertów białoruskich słowa te nie oznaczały one jedynie propozycji dla Mińska, lecz stanowiły ultimatum.

Miedwiediew powiedział, że istnieją dwa warianty rozwoju projektu integracyjnego Rosji i Białorusi, z których jeden określił jako konserwatywny. Drugi wariant opierałby się na podniesieniu stopnia integracji do stopnia przewidzianego w umowie z 1999 roku, "przy jednoczesnym podniesieniu wzajemnej zależności gospodarek i możliwości udzielania pomocy i wsparcia" w procesie integracyjnym - wskazał.

"Projekt sojuszniczy może być zrealizowany absolutnie inaczej, jeśli dołożymy starań, aby urzeczywistnić umowę podpisaną w grudniu 1999 roku, łącznie z tworzeniem tych struktur, które do tej pory nie zostały stworzone, a które ta umowa zakłada" - powiedział Miedwiediew. Wskazał, że strony mogą dyskutować o tym, "jaki z tych wariantów wybrać" i że ta dyskusja może się odbyć na różnych szczeblach, w tym prezydentów.

Łukaszenka powiedział w piątek, że "niektórzy wprost mówią, iż są gotowi do przyłączenia do Rosji sześciu obwodów białoruskich". Nie sprecyzował, kogo ma na myśli, ale zapewnił, że "rozumie te aluzje: dostaniecie ropę naftową, ale (...) wejdźcie w skład Rosji".

"Jeśli chcą nas podzielić na obwody i wepchnąć do Rosji, to tak nigdy się nie stanie" - podkreślił.