Reuters pisze, że rosyjskie siły zbrojne ujawniły, iż armia turecka poprosiła je, by pomogły chronić jej żołnierzy, atakując "terrorystów w Idlibie". Nie ma bliższych informacji na temat rosyjskich nalotów.

Kontrolowany przez dżihadystyczną organizację Hajat Tahrir asz-Szam (HTS) Idlib jest od końca kwietnia areną wzmożonych walk, które wybuchły w wyniku ofensywy syryjskich wojsk rządowych na tę prowincję. Zarówno prowincja Idlib, jak i sąsiadująca z nią prowincja Hama położone są w pobliżu granicy z Turcją. Prezydent Syrii Baszar el-Asad dwa miesiące temu zapowiedział, że północno-zachodnia część kraju musi być oczyszczona z wywodzących się z Wolnej Armii Syryjskiej rebeliantów i dżihadystów.

Obecna eskalacja walk w Idlibie to największe starcia od września 2018 roku, gdy Rosja i Turcja zawarły porozumienie o utworzeniu tam strefy zdemilitaryzowanej. Zdaniem Damaszku umowa ta nie jest jednak przestrzegana przez Turcję.

Turecki minister spraw zagranicznych Mevlut Cavusoglu oświadczył w czwartek, że nie można powiedzieć, iż w Idlibie ustanowiono pełne zawieszenie broni. Była to reakcja na ostrzelanie tureckiego punktu obserwacyjnego z obszaru kontrolowanego przez syryjskie siły rządowe i ich sojuszników. Wcześniej strona rosyjska informowała, że wspólnie z Turcją doprowadziła do nowego zawieszenia broni w Idlibie między syryjskimi siłami rządowymi a rebeliantami.

Reklama

Cavusoglu podkreślił, że Turcja "zrobi, co trzeba", jeśli ataki będą kontynuowane. Dodał, że oczekuje od Rosji wywarcia presji na rząd syryjski.

>>> Czytaj też: Rosyjski parlament: Polska może być celem w razie ataku na Rosję