Pomijając cały rynkowy aspekt atomu - bo to sprawa na oddzielną dyskusję - do budowy elektrowni jądrowych potrzeba woli politycznej, olbrzymich pieniędzy i technologii.
Podpisane w Waszyngtonie memorandum to właśnie dokument woli, ale pieniądze i technologia też się w nim przewijają. Strony wyrażają „wolę rozpoznania możliwości współpracy obejmującej cały przekrój obecnych i przyszłych amerykańskich technologii” oraz „pragnienie określenia ścieżki rozwoju polskiego programu energetyki jądrowej, odpowiadającego na wyzwania takie jak finansowanie […]”.
Stany Zjednoczone są potęgą jeżeli chodzi o energetykę jądrową, ale jest to potęga gasnąca. Działa tam ok. 100 reaktorów energetycznych, ale najmłodsze z nich rozpoczynały produkcję na przełomie lat 80. i 90. Od lat 60. Amerykanie transferowali swoje technologie sojusznikom w rodzaju Japonii, Korei Płd., czy nawet Francji. Wszystkie konstrukcje, budowane przez firmy z tych krajów, mają korzenie w USA. Przedostatnim aktem tego procesu było wejście Japończyków do amerykańskich atomowych potentatów - Westinghouse i GE. Ostatnim - transfer całej najnowszej technologii Westinghouse do Chin. W efekcie na Daleki Wschód przeniósł się cały przemysł ciężki, zdolny wyprodukować najważniejsze elementy energetycznego reaktora. W Ameryce zostały co prawda takie elementy łańcucha, jak projektowanie, software, produkcja paliwa czy serwis, ale to do zbudowania nowej elektrowni nie wystarcza.
Na początku dekady Barack Obama ogłosił renesans atomu w USA. Ale efekt 20-letniej przerwy w inwestycjach okazał się morderczy, zwłaszcza w zetknięciu z zupełnie nową technologią generacji III+. Pomimo gwarancji skarbu państwa budowę dwóch bloków AP1000 w Południowej Karolinie zawieszono, a dwa inne w Georgii mają kilka lat opóźnienia, przy kosztach rządu 25 mld dol. Mieszkańcy stanu chyba po wsze czasy będą spłacać koszty kapitału w specjalnych opłatach na rachunkach. Przy okazji Westinghouse zbankrutował, a Toshiba sprzedała firmę kanadyjskiemu konglomeratowi Brookfield, który najbardziej chwali się inwestycjami w OZE, a o przyszłości AP1000 milczy jak zaklęty. Krajobraz po wszystkim jest taki - AP1000 budują wyłącznie Chińczycy.
Drugi potentat ze Stanów to GEH - joint venture GE i Hitachi. Japończycy budowali zaprojektowane przez GE reaktory ABWR. Najmłodsze mają niecałe 15 lat i to w tej chwili - pomijając chińskie AP1000 - najnowocześniejsze konstrukcje, w których wkład mieli Amerykanie. Na nowszą propozycję - reaktor ESBWR - GEH nie znalazło nigdzie klientów.
Projekt Polityki Energetycznej Polski do 2040 r., który przewiduje budowę energetyki jądrowej, wskazuje na bloki jądrowe o mocy 1-1,5 GW. Mieszczą się w tym przedziale trzy wspomniane konstrukcje. Ale Westinghouse jest już kanadyjski, a AP1000 samodzielnie budują Chińczycy.
Czy Amerykanie mają w ogóle technologie które mogą nam zaproponować? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl.
>>> Polecamy: Szwedzki boom na samochody elektryczne jest zagrożony. Chodzi o problemy z prądem