Szef dyplomacji podkreślił, że brytyjski rząd "jednoznacznie będzie bronił" zawartego przez Wielką Brytanię i Chiny traktatu gwarantującego zasadę "jednego kraju, ale dwóch systemów (polityczno-prawnych)" i ostrzegł przed "poważnymi konsekwencjami" w razie jej naruszenia.
"W Wielkiej Brytanii potępiamy użycie przemocy (...); wiele osób, które stanowczo popierają prodemokratycznych demonstrantów w Hongkongu, było rozczarowanych wydarzeniami, jakie widzieliśmy wczoraj w telewizji. Wzywamy jednak władze, aby nie używały tego jako pretekstu do dalszych represji, ale wykorzystały to do zrozumienia przyczyn, które doprowadziły do głęboko zakorzenionych obaw mieszkańców Hongkongu o to, że ich podstawowe wolności są zagrożone" - tłumaczył Hunt w rozmowie z telewizją BBC.
W poniedziałek wieczorem hongkońska policja przy użyciu gazu łzawiącego oczyściła okolice siedziby lokalnego parlamentu z demonstrantów i weszła do budynku, który wcześniej w poniedziałek przez kilka godzin okupowała grupa protestujących. Jest to kolejny tydzień protestów przeciwko popieranemu przez Pekin projektowi nowelizacji prawa ekstradycyjnego, która umożliwiłaby m.in. przekazywanie podejrzanych Chinom kontynentalnym. Wiele osób odbiera ten projekt jako kolejny przejaw zmniejszania autonomii Hongkongu oraz nasilenia ingerencji rządu centralnego w wewnętrzne sprawy tego specjalnego regionu administracyjnego ChRL.
Władze zawiesiły prace nad projektem w efekcie największych demonstracji w Hongkongu od jego przyłączenia do Chin w 1997 roku. Według organizatorów w marszu przeciw ekstradycji do Chin kontynentalnych 16 czerwca wzięło udział prawie 2 mln osób, czyli mniej więcej co czwarty Hongkończyk.
Z Londynu Jakub Krupa (PAP)