Nagranie z porannych ćwiczeń opublikowano na oficjalnym koncie wydziału bezpieczeństwa publicznego Shenzhen w sieci społecznościowej Weibo. Według zamieszczonej tam informacji celem ćwiczeń było utrzymanie ładu społecznego i „bezpieczeństwa politycznego kraju” w związku z przypadającą na październik 70. rocznicą proklamacji komunistycznej ChRL.

Na filmie widać setki funkcjonariuszy ćwiczących rozpraszanie demonstracji, której uczestnicy, ubrani na czarno, wznoszą hasła i trzymają transparenty. Osoby odgrywające rolę protestujących rzucają w kordon policyjny kamieniami i koktajlami Mołotowa, atakują drewnianymi kijami i popychają w jego kierunku zapalone wózki.

Przypomina to zdarzenia z Hongkongu, gdzie od kilku miesięcy trwają masowe protesty przeciwko lokalnej administracji i zgłoszonemu przez nią projektowi nowelizacji prawa ekstradycyjnego. Demonstranci w Hongkongu ubierają się na czarno, a część z nich stosowała podobne metody w walce z policją w czasie ulicznych starć, do których dochodziło w ostatnich tygodniach wielokrotnie.

Tymczasem hongkońska policja zdementowała we wtorek pogłoski, jakoby żołnierze Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej (ALW) zostali wysłani na ulice miasta jako hongkońscy policjanci. „Te plotki są całkowicie bezpodstawne” - napisano w komunikacie wysłanym do mediów.

Reklama

Wśród obserwatorów nasilają się obawy, że komunistyczne władze w Pekinie zdecydują się na pacyfikację protestów w Hongkongu przy użyciu wojska. Wielu ekspertów ocenia jednak takie rozwiązanie jako mało prawdopodobne, między innymi dlatego, że przypominałoby hongkońskiej i światowej opinii publicznej krwawą rozprawę chińskiej armii z prodemokratycznymi protestami na placu Tiananmen w Pekinie w 1989 roku.

Część komentatorów zwraca również uwagę, że ewentualna interwencja chińskiej armii prawdopodobnie przeraziłaby mieszkańców Tajwanu i zapewniła zwycięstwo rządzącej wyspą proniepodległościowej Demokratycznej Partii Postępowej (DPP) w wyborach parlamentarnych i prezydenckich, zaplanowanych tam na styczeń 2020 roku.

Hongkoński garnizon ALW opublikował w ubiegłym tygodniu klip promocyjny, na którym żołnierze ćwiczyli rozpędzanie zamieszek. Dowódca garnizonu Chen Daoxiang potępił protesty, przestrzegł, że przemoc nie będzie tolerowana i oświadczył, że wojsko jest „zdeterminowane, by bronić suwerenności kraju oraz bezpieczeństwa, stabilności i dobrobytu Hongkongu”.

Wcześniej rzecznik chińskiego ministerstwa obrony Wu Qian powiedział, że jego resort bacznie obserwuje sytuację w Hongkongu i przypomniał, że zgodnie z obowiązującymi przepisami garnizon ALW może zostać poproszony przez lokalną administrację regionu o pomoc w utrzymaniu porządku publicznego, jeśli zajdzie taka konieczność. Odmówił odpowiedzi na pytania, jakie wydarzenia mogłyby jego zdaniem uzasadnić taką prośbę.

Chińskie władze wielokrotnie sugerowały, że za protestami w Hongkongu stoją „obce siły”, szczególnie Stany Zjednoczone. Rzeczniczka chińskiego MSZ Hua Chunying wzywała USA, aby „usunęły z Hongkongu swoje czarne ręce” i wyjaśniły, jaka jest ich rola w demonstracjach.

Protestujący w Hongkongu domagają się całkowitego wycofania popieranego przez Pekin projektu nowelizacji prawa ekstradycyjnego, która umożliwiłaby m.in. przekazywanie osób podejrzanych o przestępstwa do Chin kontynentalnych. Żądają również niezależnego śledztwa w sprawie brutalności policji, dymisji szefowej władz Hongkongu Carrie Lam i demokratycznych wyborów jej następcy.

Początkowo krytycy nowelizacji wyrażali swój sprzeciw w pokojowych marszach; w jednym z nich przeszły według organizatorów prawie dwa miliony osób. Nie przekonało to jednak lokalnej administracji do wycofania ustawy, która została jedynie zawieszona. Od czerwca protesty stają się coraz bardziej gwałtowne i obecnie dochodzi do nich niemal codziennie.

>>> Czytaj też: Arktyka to Zatoka Perska przyszłości. Kto wygra bój o ten strategiczny region?