Sąd Najwyższy zakwestionował w czwartek udział w składach orzekających sędziów wybranych przez nową KRS. Ale jak zaznaczył, zasada ta nie działa wstecz. „Nienależyta obsada albo sprzeczność z przepisami prawa zachodzi, gdy w składzie sądu bierze udział osoba wskazana przez nową KRS” – tak brzmiał najważniejszy fragment uchwały.
– Chodzi o to, by na przyszłość od dzisiejszego dnia, gdy dojdzie do wydania orzeczenia, istniał mechanizm sprawdzenia, czy to orzeczenie na pewno może zapaść w takich warunkach, że może być sprawiedliwe. Sądy, które przestają być sądami niezależnymi i bezstronnymi, nie wiadomo, po co są – uzasadniał uchwałę Włodzimierz Wróbel, sędzia sprawozdawca. Nie dotyczy ona jednak orzeczeń, które zapadły przed wczorajszym rozstrzygnięciem SN – co zapobiegnie wywróceniu wyroków, w których wydaniu brali udział sędziowie wskazani przez nową KRS. Sędzia Wróbel przyznał, że nie ma złudzeń, iż uchwałą SN da się zlikwidować zamieszanie i niepewność, wywołane przez zmianę sposobu powoływania członków Krajowej Rady Sądownictwa. – Możemy jedynie próbować kontrolować chaos – tłumaczył sędzia. I dodał, że obecną sytuację może naprawić tylko ustawodawca.
Za przyjęciem takiego rozstrzygnięcia przemawiało według SN przede wszystkim to, że obecna KRS nie jest niezależna. – Organ, który miał gwarantować pozapartyjny dobór sędziów, został zepsuty, dziś nie mamy pewności, kto został sędzią, czy to ci najlepsi z najlepszych. A próby weryfikacji tego mechanizmu kończą się represjami – podkreślał Wróbel. Jednocześnie zaznaczył, że taka kontrola jest konieczna, bo wymaga jej od nas unijny Trybunał Sprawiedliwości. – Musimy to robić, jeżeli chcemy być w UE – mówił sędzia sprawozdawca.
Rozstrzygnięcie SN ma bezpośrednie konsekwencje tylko dla Izby Dyscyplinarnej SN. Uznano bowiem, że nie jest ona sądem, a w związku z tym całe jej orzecznictwo – nawet wyroki, które zapadły przed czwartkową uchwałą – nadaje się do kosza.
Reklama