Podaż miedzi kojarzy się zwykle z obrazem ogromnych kopalń odkrywkowych usytuowanych w Chile czy w innym kraju na świecie. Tak naprawdę jednak wiąże się ona w dużym stopniu z czymś zupełnie innym niż samym wydobyciem tego metalu.
Tak zwane „miejskie kopalnie” - czyli po prostu skup złomu miedzianego - zapewniają dostawę czwartej części zużywanego na świecie czerwonego metalu: to więcej niż wydobywa się w jakimkolwiek kraju, nawet w Chile. Na skutek rekordowo wysokich cen o dostawy miedzianego złomu było w ostatnich latach łatwo, co sprzyjało zaspokojeniu gwałtownie rosnącego popytu na ten metal w krajach rozwijających się, zwłaszcza w Chinach. Ale to się już skończyło.

Ceny i zbieracze

- Złom gdzieś zniknął - mówi wyższy menedżer z branży miedzianej, który woli nie podawać nazwiska. - Spadek dostaw jest wręcz dramatyczny - dodaje.
Ian Walker, handlarz złomem z Santiago, który dostarcza surowiec głownie do Indii, obecną sytuację określa słowami „to prawdziwa rzeź”.
Reklama
Zmiany na rynku złomu to jeden z powodów tegorocznej zwyżki cen miedzi. Jak bowiem uważają uczestnicy zakończonej niedawno w stolicy Chile, Santiago, światowej konferencji przemysłu miedziowego, pozbawieni dostaw złomu użytkownicy tego metalu oblegają kopalnie, starając się zastąpić jego ubytek nową produkcją.
Na początku kwietnia ceny miedzi sięgnęły najwyższego od pięciu miesięcy poziomu 4459 dol. za tonę, co oznacza, że w tym roku wzrosły o 43 proc. Choć to cenowe odbicie może być krótkotrwałe, to - zdaniem dilerów - powinno doprowadzić do wznowienia napływu złomu.
Obawa przed takim obrotem spraw przebija z wypowiedzi przedstawicieli branży wydobywczej, choć generalnie bardzo ich cieszy nieoczekiwany - ale bardzo pożądany - wzrost cen powyżej poziomu 4 tys. dol. za tonę, zwłaszcza iż następuje on w sytuacji, gdy świat zmaga się z najgorszą od lat 30. ubiegłego wieku.
- Dostawy złomu to zwykle pierwsza oznaka zmian sytuacji w branży miedziowej - mówi dyrektor jednej z największych firm, wydobywających ten metal. - Zawsze jest tak, że gdy ceny miedzi spadają, to najpierw kurczą się dostawy złomu - i zawsze to one pierwsze odżywają, gdy pojawia się zwyżkowa tendencja cen.
W zeszłym roku ze skupu złomu pochodziło do 8 mln ton podaży miedzi przy światowym popycie na ten metal na poziomie około 23 mln ton: dziś z rynku zniknęło co najmniej 1 mln ton złomu. Gdy ceny miedzi szły w górę, zbieracze złomu brali wszystko - od kabli elektrycznych po samochodziki-zabawki. W zeszłym roku, przy cenach czerwonego metalu sięgających 8940 dol. za tonę, dochodziło nawet do rabunków, a złodziei kusiła możliwość szybkiego zarobku na sprzedaży miedzianego złomu. Gdy jednak pod koniec 2008 roku ceny miedzi spadły do najniższego od czterech lat poziomu 2827 dol. za tonę, dostawy złomu zarówno z odzysku, jak i z kradzieży znacząco zmalały.

Chiny ciągną rynek

Najwięcej miedzi na świecie kupują Chiny, one też najwięcej jej zużywają, tam również wykorzystuje się co czwartą tonę globalnej podaży złomu, pochodzącego - według szacunków branżowych - nie tylko z dostaw krajowych, lecz także z importu z całego świata.
Obecnie, gdy podaż złomu zmalała, Pekin zmuszony jest kupować na światowych rynkach więcej niż zwykle miedzi rafinowanej, co przyczynia się do wzrostu jej cen. Zdaniem dilerów, kolejny czynnik pchający je w górę stanowi uzupełnianie zapasów przez otoczoną tajemnicą rządową instytucję chińską, czyli Biuro Rezerw Państwowych.
Jak mówi Adam Rowley, analityk rynku metali w firmie Macquarie, w zeszłym roku Chiny przeciętnie importowały co miesiąc 460 tys. ton złomu miedzianego, jednak na początku tego roku jego przywóz zmniejszył się o ponad połowę, do około 200 tys. ton miesięcznie.
- Zakładając, że w tonie złomu jest około 30 proc. miedzi, oznacza to, że jej miesięczny import zmalał ze 140 do około 60 tys. ton miesięcznie - mówi Adam Rowley. - To jest główna przyczyna, dla której import miedzi rafinowanej poszedł w górę: musi on zastąpić dostawy złomu, których nagle zaczęło bardzo brakować.
Michael Widmer, analityk rynku metali w banku BNP Paribas, dodaje, że znacznie ograniczona dostępność złomu miedzianego może w przyszłości stanowić wyzwanie dla producentów miedzi rafinowanej. - Przemysł przetwórczy, który zwykle w dużym stopniu korzysta ze złomu miedziowego, musi się przestawić na stosowanie miedzi rafinowanej - mówi. - Sądzimy, że właśnie ograniczona dostępność złomu jest jednym z głównych czynników, wspierających obecny wzrost cen miedzi.

Notowania mogą spaść

Adam Rowley uważa, iż kluczowy problem wiąże się dziś z tym, czy import miedzianego złomu zacznie ponownie rosnąć. - Słyszy się już o podejmowanych przez Chiny bardzo energicznych próbach kupowania złomu w USA, obawiam się więc, że w najbliższych paru miesiącach dojdzie do pewnego wzrostu jego importu do tego kraju - mówi.
Jeśli jego prognozy okażą się trafne, ceny miedzi mogą znowu spaść. Hussein Allidina, szef działu analiz surowcowych w banku Morgan Stanley, stawia na spadek cen o około 18 proc. - Popyt ze strony odbiorców końcowych przecież się nie zwiększa - mówi. Jeremy Brown z firmy maklerskiej Goldwym of Sucden dodaje natomiast: - Nie sądzę, by obecna siła rynku miedzi miała charakter trwały i żeby naprawdę wynikała z kształtowania się jego fundamentów. - Uważa on, że w nadchodzących „tygodniach czy miesiącach” ceny miedzi pójdą znacznie w dół.