Jaki wpływ ma ogólna sytuacja gospodarcza na kondycję firm

Piotr Soroczyński
Analizując wskaźniki gospodarcze w pierwszych trzech miesiącach, trzeba pamiętać o tzw. efekcie bazy. W ubiegłym roku styczeń i luty były dla przedsiębiorców znakomite, stąd trudno było utrzymać podobne wyniki w tym roku, szczególnie w takim otoczeniu rynkowym. Z kolei w marcu 2008 r. mieliśmy święta, a w tym czasie możliwości prowadzenia biznesu są ograniczone, stąd poprawa wskaźników za ten miesiąc w tym roku. Niestety w kwietniu zobaczymy ich ponowne pogorszenie.
Popyt na nasze towary w dużej mierze będzie zależał od efektów wprowadzenia wszystkich pakietów pomocowych wdrażanych w Europie i Stanach Zjednoczonych.
Reklama
Trzeba pamiętać, że szeroko komentowane wskaźniki są uśrednieniem, a w Polsce mamy sytuację, w której eksporterzy w większości przechodzą bardzo poważne problemy, podczas gdy sytuacja produkujących na rynek krajowy ma się stosunkowo nieźle. Oczywiście z wyłączeniem np. branży budowlanej, która ma kłopoty ze względu na zatrzymanie akcji kredytowej.
Oczekujemy, że druga połowa roku powinna przynieść poprawę sytuacji na świecie, co powinno przełożyć się na wyniki eksporterów. Mimo wszystko nasz eksport będzie o 10–12 proc. niższy niż przed rokiem licząc w euro. Trzeba jednak pamiętać, że zaczęliśmy od kwartału, w którym dwa pierwsze miesiące zakończyliśmy wynikiem o 25 proc. niższym niż przed rokiem.
Przy czym tu ponownie można wyróżnić dwie grupy podmiotów. Te, które eksportują na rynki zachodnie, gdzie spadki są kilku, kilkunastoprocentowe oraz te eksportujące na Wschód, gdzie mamy np. 70 proc. spadek przy eksporcie na Ukrainę czy 40-proc. do Rosji.
Chciałbym też zwrócić uwagę, że wskaźnik wzrostu PKB nawet na poziomie 0 proc. nie oznacza, że firmy nic nie sprzedają. To po prostu informacja, że sprzedają tyle samo co w ubiegłym, bardzo dobrym roku. Nie należy więc przesadzać z pesymizmem. W skali całej gospodarki to oczywiście istotny wskaźnik, ale dla firm decydujące jest to, co się dzieje na ich rynku.
Jarosław Chałas
Obawiam się, że obecny kryzys ma nieco innych charakter, niż to co obserwowaliśmy kilka lat temu. Tamten był głęboki, gwałtowny, ale krótkotrwały. Teraz moi rozmówcy z różnych branż spodziewają się raczej długotrwałego kryzysu, który nie wiadomo, jak głęboki będzie.
Nie wiadomo też, czy to, że póki co jego fala przeszła trochę bokiem i nie objęła naszej gospodarki, oznacza, że wraz z wdrożeniem wspomnianych programów pomocowych za granicą również nasza gospodarka zacznie rosnąć. Tu mam pewne obawy, bo tego typu programy są nastawione na to, żeby pomóc głównie własnej gospodarce. Możliwy jest więc scenariusz, w którym wzrost tamtych gospodarek nie przełoży się automatycznie na natychmiastowy wzrost w Polsce.
Zgadam się, że spadek sprzedaży o 1 proc. to nie problem. Ale równocześnie mamy znaczący spadek marż, co jest istotnym wyzwaniem dla wielu firm, które teraz prowadzą działalność obliczoną na przetrwanie. Minimalizowanie marży zysku jest szczególnie niebezpieczne w kontekście problemów z odzyskaniem płatności. Ewentualnej powstałej w ten sposób straty nie ma z czego pokryć.
Warto też podkreślić jeszcze jedną różnicę. Teraz gdy tylko słowo kryzys zaczęło się pojawiać, od razu wzrosła dyscyplina płatnicza. Miesiąc zwłoki wystarczy, żeby działania zaczęła firma ubezpieczeniowa czy firma windykacyjna. Mamy monitoring spływu płatności. Kilka lat temu tego w ogóle nie było.

Jak spowolnienie wpływa na terminowość w regulowaniu płatności

Paweł Kowalewski
W praktyce przedsiębiorstw pojawia się kilka problemów, które mogą źle zwiastować na drugą połowę roku. Przedsiębiorcy, chcąc przy spadającym popycie ratować swoje wskaźniki sprzedażowe, zaczęli się kierować w kierunku firm, które „chcą” kupować, a nie które „mogą” kupować, bo je rzeczywiście na to stać. To może skutkować zjawiskiem znacznie przedłużających się terminów płatności, zatoru płatniczego, co może przełożyć się na wzrost liczby upadłości.
Odnotowujemy też, że duże firmy przestały płacić. Co ciekawe, często nie wynika to z ich problemów finansowych, ale pewnej strategii akumulowania gotówki. To znajdzie odzwierciedlenie w liczbie upadłości mniejszych podmiotów. Szczególnie dotyczy to branży budowlanej, gdzie te duże podmioty, otoczone wianuszkiem mniejszych podwykonawców, wstrzymując płatności, powodują poważne problemy kolejnych przedsiębiorców. W danych jeszcze tego nie widać, bo nie wszystkie firmy mają obowiązek przeprowadzania procesu upadłości. Mniejsze firmy po prostu kończą, zaprzestają działalności, stąd rzeczywista liczba upadłości jest wielokrotnie wyższa niż oficjalne statystyki.
Andrzej Osiński
Będą też spektakularne upadłości, ale będą one wynikały z innych czynników niż kryzys gospodarczy. LOT upada nie dlatego, że drastycznie spada liczba przewozów, ale ze względu na zły dobór instrumentów finansowych, które zamiast pomóc zaszkodziły.
Na koniec roku liczba przeprowadzonych sądownie upadłości sięgnie około tysiąca. Ale do tego trzeba dodać jeszcze kilka tysięcy firm, które zaprzestaną działalności. Wiele firm, szczególnie tych mniejszych, po prostu zawiesi działalność, właściciel, jeżeli jest zadłużony, przepisze majątek na członków rodziny, z którymi ma rozdzielność majątkową, i wróci do biznesu za jakiś czas, gdy sytuacja się poprawi.
Piotr Soroczyński
Mówiąc o zjawisku upadłości, zwykle koncentrujemy się na spółkach prawa handlowego. Tymczasem takich firm jest około 80 tys. Osób deklarujących prowadzenie działalności gospodarczej według danych GUS jest około 1,5 mln, a w systemie REGON mamy już prawie 4 mln firm. To właśnie w tym drugim segmencie, szczególnie wśród mniejszych firm, będziemy obserwować zjawisko zamykania działalności. W ostatnich latach pojawiło się ich bardzo dużo, ze względu na wzrost sektora usług dla ludności, np. fryzjer, mycie samochodów, ogrodnik, sprzątanie. Teraz część osób będzie rezygnowało z tego typu usług lub korzystało z mniejszym natężeniem.
W poprzednich latach ten trend miał znakomity wpływ na rynek pracy. Teraz na rynek wyleje się kilkanaście tysięcy osób, które do tej pory same organizowały sobie zatrudnienie. Można przyjąć, że tu skala upadłości będzie proporcjonalna do tej obserwowanej w przypadku spółek prawa handlowego, czyli około 1 proc., to da nam 10–15 tys. zamkniętych firm.
Jarosław Chałas
Ale tu trzeba wziąć poprawkę na to, że nawet w czasie prosperity upadłości zdarzają się, a żywotność małych firm jest krótka i wynosi przeciętnie około dwóch lat. Spora część z tych upadłości będzie efektem zwykłego cyklu życia takich firm.
Ten wskaźnik upadłości dużych firm jest wciąż dobrym miernikiem, bo ich upadłość pociąga za sobą problemy mniejszych kontrahentów.
Jacek Kliszcz
Warto jeszcze przypomnieć, że firmy prowadzone w formie działalności gospodarczej to nie tylko drobne podmioty. Naszą lokalną specyfiką jest, że firmy zatrudniające kilkaset osób, mające 30–40 mln zł kapitału nie są spółkami prawa handlowego. To istotna informacja dla ewentualnej oceny ryzyka niewypłacalności.
Andrzej Osiński
Tym bardziej, że te firmy nie mają obowiązku raportowania swoich wyników. Efekt jest taki, że bardzo długo nie wiadomo nic o ich kondycji finansowej, dopóki rzeczywiście nie zacznie się w takiej firmie źle dziać. Firmy unikają publikacji swoich danych finansowych lub celowo je opóźniają, co nie oznacza, że nie możemy się dowiedzieć na temat ich płynności finansowej. W naszym programie wymiany informacji Dun Trade uczestniczą podmioty, które dostarczają nam cyklicznie co miesiąc wiedzy na temat wartości oraz jakości zobowiązań swoich odbiorców. W ten sposób nawet o podmiotach, które nie publikują danych, możemy się dowiedzieć, jaki jest ich aktualny standing płatniczy i czy regulują swoje zobowiązania na czas. Stąd tak duża popularność tego typu serwisów monitorujących w obecnych czasach.

Jak klienci szukają informacji o kontrahentach

Paweł Kowalewski
Widać znaczący wzrost zainteresowania informacjami na temat kontrahentów. Oczywiście istnieją także firmy, które szukając oszczędności w dobie kryzysu, nie zamawiają tego typu usług, ale większość zamawia przegląd kondycji finansowej wszystkich swoich klientów. Bardzo ciekawym trendem jest wyszukiwanie w poszczególnych branżach dobrych firm, które lepiej niż inne radzą sobie z kryzysem, a nawet wykorzystują słabość konkurentów i zdobywają rynek. Takich firm jest, wbrew pozorom, wiele i teraz sztuka polega na tym, żeby je znaleźć i zaoferować swój produkt czy usługi.
Andrzej Osiński
Zamówienia z działów marketingu i sprzedaży pozostają na podobnym poziomie, ale równocześnie niektóre firmy zmniejszają kontrolę nad tym komu oferują swoje produkty. To w czasie kryzysu zadziwiająca strategia.
Ciekawostką jest odejście od sprawdzania klientów przy dostawie na rzecz kompleksowego zarządzania wierzytelnościami, które polega na monitorowaniu całego portfela dostawców. Do tej pory przed dostawą sprawdzano, czy firma nie popadła w kłopoty lub jest ich blisko. Teraz sprawdza się wszystkich, nawet dobre firmy.
Ale jeszcze popularniejsze jest monitorowanie bieżącej sytuacji kontrahentów. Firmom zależy na otrzymywaniu sygnałów o ewentualnych problemach z płatnościami. Szczególnie dotyczy to branż, gdzie okres oczekiwania na płatność jest dłuższy. Chodzi o uniknięcie sytuacji, w której mamy fakturę z terminem płatności upływającym na przykład za 20 dni i czekamy na jej uregulowanie, podczas gdy kontrahent już przestał płacić. Bez monitoringu dowiemy się tego za 20 dni, co przy odzyskiwaniu należności może mieć istotne znaczenie.
Piotr Soroczyński
To efekt oczekiwań kontrahentów, żeby okres kredytu kupieckiego wydłużać. Chodzi tu nawet nie o złą wolę kupującego, ale po prostu świadomość, że np. nie zdąży się zbyć towaru w ciągu 30 dni, żeby uregulować płatność. Mówi więc wprost, że potrzebuje na to 60 czy 90 dni. Jeśli będzie musiał zapłacić za towar wcześniej, to w ogóle go nie chce, bo wie, że nie będzie miał pieniędzy na uregulowanie faktury. Mamy teraz rynek kupujących, więc sprzedający muszą godzić się na te warunki. Stąd większa popularność usług monitoringu standingu finansowego kontrahentów.

Jaki wpływ na kondycję firm ma automatyzm w decyzjach instytucji finansowych

Jacek Kliszcz
Pierwsze informacje o kryzysie spowodowały automatyczne obniżenie limitów, czy to kredytowych czy w umowach ubezpieczenia kredytu kupieckiego. Powoduje to wrażenie, że odbiorcy stają się mniej wiarygodni, co pociąga za sobą większą ostrożność w sprzedawaniu towarów w kredycie kupieckim. To jest też wywoływanie poczucia kryzysu.
To powoduje też, że klienci nabierają przekonania, że ubezpieczenia działają tylko wtedy, gdy jest dobrze. Gdy pojawiają się problemy, warunki ochrony ulegają zmianie. Dokładnie wtedy, kiedy najbardziej jej potrzebują! Firmy, które zdecydowały się na taki manewr, nie będą mogły liczyć na zaufanie klientów.
Paweł Kowalewski
To, jakie skutki może mieć automatyzm w działaniu i nerwy, obserwowałem niedawno na przykładzie jednego ubezpieczyciela kredytu. Nagle jeden z początkujących analityków otrzymał informację o braku płatności, czyli tzw. zagrożeniu szkodą. Jej podstawą był spór reklamacyjny. Natychmiast wycofał limit na tego kontrahenta. Ponieważ w tym towarzystwie było ubezpieczonych kilku dostawców tej firmy, automatycznie obniżeniu uległy limity na tego klienta w ich polisach. Gdy tylko dowiedziały się o tym banki, natychmiast cofnęły kredytowanie. Efekt jest taki, że wspomniana firma została z jednej strony pozbawiona kredytowania przez swoich dostawców, z drugiej, w tym samym czasie, przez banki. Tym samym niespodziewanie popadła w spore problemy, zagrożone jest nawet jej przetrwanie na rynku. A przecież w tym przypadku nie było fundamentalnych podstaw do jej upadku, chodzi tylko o rozpoczęcia postępowania reklamacyjnego.
Andrzej Osiński
W praktyce wywiadowni gospodarczych nie jest tak, że jedna faktura opóźniona powoduje automatyczne obniżenie standingu płatniczego i wycofanie limitu dla danego przedsiębiorcy. Badamy pewien trend, czy sytuacja powtarza się, ale reagujemy na tyle wcześnie, żeby poinformować naszych klientów przed najgorszym; czyli całkowitym zaprzestaniem regulowania płatności. To stosunkowo łatwe przy monitoringu całych branż. Jeżeli widzimy, że dłużnik przestaje płacić naraz kilku odbiorcom, to jest od razu sygnał zbliżającego się upadku.
Jacek Kliszcz
Takie sytuacje z obniżeniem limitu stawiają pod znakiem zapytania celowość korzystania z takiego ubezpieczenia na przykład przy kontrakcie realizowanym etapami. Załóżmy, że na pewnym etapie współpracy ubezpieczyciel cofa czy ogranicza limit dla mojej firmy. To przecież powoduje, że z dnia na dzień staję się mniej wiarygodnym partnerem i nie mogę nic z tym zrobić.
Piotr Soroczyński
Właśnie żeby tego uniknąć, w Korporacji zakazane jest automatyczne obniżanie limitów dla kontrahentów naszych klientów. Od kilku miesięcy nasi specjaliści mają mnóstwo spotkań, w czasie których analizują z klientami sytuację i tłumaczą podstawy ewentualnego obniżenia limitów kredytowych.
Taki automatyzm to rzeczywiście istotny problem, bo został zastosowany przez wiele instytucji finansowych. Nagle pojawiły się wytyczne dotyczące wstrzymania lub znacznego obniżenia akcji kredytowej dla określonych branż. To duży błąd, bo w każdej branży są firmy, które w czasach kryzysu, korzystając czasem z mniejszej konkurencji, nie nadążają z realizowaniem zamówień. Na przykład takie ograniczenia spotkały firmy pracujące na rzecz koncernów motoryzacyjnych. Ale spójrzmy na Fiata, który nie nadąża z produkcją i jego dostawcy mają masę pracy. Tymczasem od wielu drzwi odbijają się, bez szans na kredyt, bo ktoś podjął decyzję o wstrzymaniu akcji kredytowej dla wszystkich firm z branży. Wiele dobrze działających firm nagle dowiaduje się, że mają kredyty obrotowe na poziomie 30–50 proc. niższym. Takie decyzje sieją spustoszenie w naszej gospodarce.
Na razie jeszcze skutki takiej polityki łagodzi poduszka finansowa, którą stworzyły sobie przedsiębiorstwa. Jeśli spojrzymy na dane dotyczące depozytów przedsiębiorstw w ostatnich latach, to zobaczymy, że rosły one o 25–35 proc. rocznie. Teoretycznie powinny rosnąć nie bardziej niż PKB, czyli 6–8 proc. rocznie. To masa pieniędzy, która teraz stopniowo topnieje. Na szczęście, szacuję, że tych pieniędzy jest na rok, półtora. A to istotna różnica w stosunku do sytuacji z poprzedniego kryzysu, kiedy były to zapasy wystarczające na miesiąc, dwa.
Spora część upadłości będzie też wynikała nie tyle z jakichś poważnych problemów, ale po prostu kłopotów z zapewnieniem bieżącego finansowania. Do tej pory przy nadmiarze pieniądza na rynku nie było problemu z pożyczką, gdy firma miała spiętrzenie faktur. Teraz pieniędzy nie dostanie i będzie musiała ratować się, wstrzymując płatności dla kontrahentów. To od razu będzie sygnałem, że ta firma ma kłopoty. Rok, dwa lata temu wiele firm upadłoby, gdyby nie takie finansowe kroplówki. Teraz ich nie ma.
Paweł Kowalewski
Tu warto zwrócić uwagę na jeszcze jednej problem. De facto bank stał się wrogiem numer jeden większości przedsiębiorców. Po pierwsze cała sprawa opcji. Przedsiębiorcy bardzo ufali swoim doradcom bankowym, którzy od lat rzeczywiście dobrze ich wspomagali. Podział był jasny: ja znam się na swojej działalności, wy na usługach finansowych i ufam wam w tym zakresie. Teraz to zaufanie zostało stracone.
Mało tego, po pojawieniu się problemów wynikających z opcji banki ograniczają limity kredytowe, ze względu na ryzyko ich niespłacenia przez firmy. I w ten sposób wbijają kolejne gwoździki w wieko trumny, w wyniku kłopotów, w które same przedsiębiorcę wpędziły.
Banki nie tylko wstrzymały kredytowanie, ale też „wyjęły” mnóstwo pieniędzy z rynku, żądając wcześniejszej spłaty kredytów. Efektem jest klasyczny zator płatniczy, ponieważ przedsiębiorcy tracą płynności i opóźniają regulowanie swoich zobowiązań.

Jak kryzys zmieni podejście przedsiębiorców do ubezpieczeń

Piotr Soroczyński
Z liczby zapytań dotyczących możliwości ubezpieczenia kredytu kupieckiego widać, że klienci przekonują się do ubezpieczania kredytu kupieckiego. Zainteresowanie ubezpieczeniami widać po wzroście liczby wniosków. Mamy 100–150 proc. więcej niż rok temu. Część klientów pierwszy raz występujących o taką umowę jest zaskoczona tym, że proces ich zawarcia jest bardziej skomplikowany niż w przypadku innych ubezpieczeń, np. majątkowych i życiowych, ile danych trzeba dostarczyć i ile kwestii trzeba samemu przemyśleć przed zawarciem takiej umowy. Tym, którzy korzystają z usług brokera, jest zdecydowanie łatwiej, bo on wie, co warto doradzić konkretnemu przedsiębiorcy. Ale i tak zawarcie takiej umowy trwa kilka tygodni czy nawet miesięcy. Dziś podpisywane umowy to często wnioski z października czy listopada.
Kiedyś klienci wyobrażali sobie, że ewentualne problemy z płatnościami to efekt trafienia na hochsztaplera. Teraz przekonują się, że dotyczy to czasem bardzo rzetelnych kontrahentów.
Jacek Kliszcz
Zainteresowanie jest rzeczywiście większe, ale nie przekłada się ono na wzrost zawieranych umów w takich samych proporcjach. Klienci często są rozczarowani wysokością limitów, jakie proponują im ubezpieczyciele. Zaskoczeni są wymogami dotyczącymi raportowania, postępowania w razie wystąpienia szkody. Widać, że wciąż niewielu przedsiębiorców orientuje się, jak działają takie ubezpieczenia.
Zmienia się też podejście do doboru portfela ubezpieczonych kontrahentów. W poprzednich latach widoczna była tendencja do wyłączenia z ubezpieczenia dużych partnerów, którzy realizowali np. 70–80 proc. obrotów firmy. Chodziło o poszukiwanie oszczędności, bo składkę płaci się właśnie od obrotu. Teraz klienci uświadamiają sobie, że upadłość może dotyczyć też dużych i warto zabezpieczyć większą część obrotów.
Piotr Soroczyński
Jakie korzyści dałoby upowszechnienie się ubezpieczeń kredytu kupieckiego, widać na przykładzie Niemiec. Tam większość firm ma takie ubezpieczenie. To powoduje, że upadłość jednego podmiotu nie powoduje straty innego, bo zostaje ona pokryta przez ubezpieczyciela. Cały system prawny jest tak skonstruowany, żeby w razie upadłości przedsiębiorca mógł uregulować swoje zobowiązania wobec pracowników, urzędu skarbowego. Kontrahenci są zabezpieczeni polisami.
Jacek Kliszcz
Niestety nasz system finansowy nie premiuje w żaden sposób posiadania takiego ubezpieczenia. Nie spotkałem się jeszcze z przypadkiem, w którym dla oceny wiarygodności kredytowej czy generalnie pozycji finansowej ktokolwiek oceniał np. fakt posiadania ubezpieczenia kredytu kupieckiego czy odpowiedzialności cywilnej. A przecież ewentualne problemy z odzyskaniem należności czy konieczność wypłacenia jakiegoś odszkodowania za wyrządzone szkody wpływają na zdolność firmy do regulowania zobowiązań.
Piotr Soroczyński
Warto też zwrócić uwagę na jeden mit, który funkcjonuje wśród przedsiębiorców: że ubezpieczenie kredytu kupieckiego jest tylko dla dużych firm. Tymczasem te duże mają większe możliwości dywersyfikacji ryzyka, czyli rozłożenia należności pomiędzy różne grupy klientów z różnych krajów. Małe firmy, uzależnione od kilku odbiorców, w momencie utraty płatności od jednego z nich mogą wpaść w poważne problemy.

Jak rząd mógłby pomóc przedsiębiorcom

Piotr Soroczyński
W tej chwili trudno znaleźć jakieś dodatkowe pole aktywnego wsparcia państwa dla ubezpieczeń kredytu kupieckiego czy gwarancji. Państwo może angażować się w tych obszarach, gdzie nie można znaleźć komercyjnej reasekuracji. Trzeba pamiętać, że jesteśmy w strukturach UE czy OECD i obecnie wykorzystujemy wszystkie dozwolone przez te instytucje instrumenty, stosując najniższe dopuszczalne stawki.
Jarosław Chałas
Dobrze by było, gdyby rząd nie podejmował decyzji, które pogarszają sytuację. Na przykład jeśli mamy nowy wymóg zgromadzenia wyższych kwot gwarancyjnych przez banki, to skąd one wezmą pieniądze? Będą starały się je odzyskać z rynku, cofając udzielone kredyty, i zmniejszyć swoją ekspozycję, ograniczając limity kredytowe. Późniejsze straszenie, że skontroluje się nieprawidłowe praktyki, niewiele da. Trzeba myśleć przed podjęciem decyzji, która być może podniesie poziom stabilności finansowej banków, ale może zaszkodzić kredytowanym przez nie przedsiębiorcom.
Warto by też pomyśleć o pozytywnej zmianie w systemie podatkowym w postaci obniżenia obciążeń. To one stymulują rozwój i dają możliwość przetrwania.
Paweł Kowalewski
W przezwyciężeniu kryzysu pomogłoby zazębianie się w większym stopniu usług bankowych i ubezpieczeniowych. Wiem, że funkcjonują oferty łączące np. faktoring z ubezpieczeniem czy kredyt z ubezpieczeniem, ale chodzi mi o większy zakres tej współpracy. Dodatkowo warto by pomyśleć o wsparciu akcji kredytowej np. przez BGK, tam, gdzie komercyjne firmy obawiają się zbytniego ryzyka.
Kumulacja tych rozwiązań mogłaby uspokoić sytuację na rynku. Banki mogłoby łatwiejszy sposób udzielać kredytów, a ubezpieczyciele zyskaliby pewność, że ubezpieczenie kredytu kupieckiego jest bezpieczniejsze, bo firmy mają dostęp do finansowania.
Jacek Kliszcz
Banki powinny przestać traktować ubezpieczenia tylko jako źródło przychodów z prowizji od sprzedaży, ale jako element zarządzania ryzykiem kredytowym. Niestety, jak rozmawia się z analitykami ryzyka, to okazuje się, że posiadanie ubezpieczenia kredytu kupieckiego nie powoduje dodania nawet punktu w ocenie scoringowej. Bankowcy nie potrafią też ocenić dobrze jakości ubezpieczeń. Być może z tego wynika nieuwzględnianie tego elementu przy ocenie ryzyka kredytowego.
ikona lupy />
Depozyty przedsiębiorców (w mld zł) / DGP
ikona lupy />
Rośnie liczba upadłości, a mniej jest likwidacji / DGP