"Prawdopodobnie mamy do czynienia z katastrofą lotniczą" - powiedział w Paryżu szef Air France-KLM Pierre-Henri Gourgeon.

Rzecznik Air France Francois Brousse poinformował, że w samolot Airbus A330-200 "najprawdopodobniej trafił piorun".

"Samolot wleciał w strefę burzową z silnymi zaburzeniami atmosferycznymi, które spowodowały zakłócenia w pracy maszyny" - powiedział Brousse.

Linie Air France podały wcześniej, że po czterech godzinach od startu samolot o godz. 4.14 czasu polskiego wysłał automatycznie wiadomość o zwarciu elektrycznym.

Reklama

Ostatni kontakt radarowy nawiązano z samolotem o godz. 3.33 czasu polskiego, tuż po tym, jak minął archipelag Fernando de Noronha, leżący ok. 350 km od wybrzeży Brazylii.

Przedstawiciele francuskiego rządu podkreślają, że hipoteza o porwaniu samolotu jest wykluczona.

Zaginiony Airbus A-330-200 wszedł do eksploatacji w 2005 roku i ostatni raz przeszedł przegląd techniczny 16 kwietnia. Gourgeon poinformował na konferencji prasowej w Paryżu, że kapitan zaginionego samolotu ma wylatane 11 tys. godzin, w tym 1.700 za sterami Airbusa A300.

Służby brazylijskie rozpoczęły operację poszukiwawczą na Atlantyku, w rejonie archipelagu Fernando de Noronha. Francuski samolot rozpoznawczy wystartował na poszukiwania z Senegalu.

Czarne skrzynki - rejestrator parametrów lotu i rejestrator rozmów w kokpicie - mogące dostarczyć cennych informacji o przyczynach wypadku, najprawdopodobniej znajdują się na dnie morza. Ilość paliwa w zbiornikach oznacza, że nie ma najmniejszych szans, by samolot był jeszcze w powietrzu. Airbus miał lądować w Paryżu o godz. 11.15.

Dla rodzin pasażerów feralnego lotu wydzielono w terminalu paryskiego lotniska de Gaulle'a specjalny obszar, zapewniając im m.in. pomoc psychologów.