Emocjonalna reakcja skończyła się już godzinę później kiedy indeksy notowały jednoprocentowe spadki. Od tego momentu rozpoczęła się długa i męcząca stabilizacja. WIG20 praktycznie się nie zmieniał i w ciągu kolejnych sześciu godzin całkowita zmienność indeksu zamknęła się w zaledwie 20 punktach. To doskonale oddaje skale panującego marazmu z którego popyt ani podaż nie potrafiły się wyrwać. Obszar 2040 pkt. pełnił rolę półki gdzie rynek postanowił zrobić dłuższy przystanek. Z identyczną sytuacją mieliśmy do czynienia na pozostałych giełdach. Momentami można było odnieść wrażenie, że handel się zatrzymał, bo nie było żadnych zmian.

Podane popołudniu informacje makro z kraju nie wpłynęły na notowania. Inflacja PPI w kraju była mniejsza niż prognozowano, a produkcja przemysłowa spadła o 4,6 proc., czym okazała się o 1,4 proc, mniejsza niż oczekiwano. Nie były to jednak dane na tyle odbiegające od oczekiwań, żeby wywołać najmniejsze ruchy. Co najwyżej potwierdziły fakt, że koniunktura gospodarcza się stabilizuje i daje nadzieje na utrzymanie minimalnego wzrostu PKB w trzecim kwartale.

Obraz sesji zmienił się dopiero w samej końcówce. Wybitnie przyczynili się do tego Amerykanie, którzy nie przejmując się słabymi wynikami parkietów azjatyckich od razu próbowali wyciągnąć swoje indeksy na plusy. Takiego impulsu potrzebował popyt. W ciągu 30 min. wydarzyło się więcej niż przez cały dzień. Indeks zyskał 50 pkt. i wkroczył w strefę luki bessy z piątku. Jedynym outsiderem wśród największych spółek był KGHM, który zakończył dzień stratą 2 proc. Pozostałe walory z WIG20 zyskały, a najlepszy był TVN, który cały 8 proc. wzrost wypracował w ostatnich minutach.

W gwałtownej zmianie sytuacji zabrakło tylko wzrostu obrotów, które zdecydowanie nie potwierdziły determinacji byków. Mimo to kolejne dni powinny upłynąć pod znakiem testu ubiegłotygodniowych maksimów. W końcu trend boczny nadal obowiązuje i po testowaniu podłogi (dolnego ograniczenia) czas na test sufitu.

Reklama