Nessco, która zaczynała od współpracy z firmami z pól naftowych na Morzu Północnym, ma dziś około 150 pracowników i zapewnia usługi telekomunikacyjne zarówno platformom naftowym i gazowym, jak i statkom na całym świecie. Zarządza też połączeniami satelitarnymi z British Antarctic Survey.

Nauka z opóźnieniem

W skromnym gabinecie w głównej siedzibie Nessco – która znajduje się w parku przemysłowym niedaleko Aberdeen – jej dyrektor naczelny, ilustrując swoją wypowiedź ruchami rąk, deklaruje: – Przyjemnie byłoby powiedzieć, że to wszystko zostało zaplanowane i strategicznie przemyślane – ale wcale tak nie było.
Jedyny akcent koloru w gabinecie stanowi oprawiona w ramki trykotowa koszulka, która należała do Denisa Law’a, legendarnego szkockiego napastnika. To klucz do zrozumienia, dlaczego 56-letni dziś Tom Smith porzucił szkołę średnią w Aberdeen bez żadnych kwalifikacji.
Reklama
– Nauczyciele nie uważali mnie za na tyle mądrego, żebym zasługiwał na świadectwo gimnazjum. Pewnie mieli zresztą rację – w tym czasie wszystkie moje ambicje skupiały się na piłce nożnej.
Aberdeen Football Club nie docenił wprawdzie jego talentów, jednak podczas zajęć w koledżu, przygotowujących do szkolenia zawodowego, „trochę go wciągnęła” matematyka i fizyka, co w szkole nigdy mu się nie zdarzyło.
Uciekinier ze szkoły zamierzał pracować w stoczni Hall, Russel w Aberdeen, jednak pewnego ponurego piątkowego poranka zdecydował się to rzucić. – Hall, Russel mieli bajkowo wręcz urządzone warsztaty szkoleniowe, ale potem znalazłem się w samej stoczni i kiedy zobaczyłem wszystkich tych facetów – z których żaden nie miał palców w komplecie – pomyślałem sobie, że to nie dla mnie – mówi.
Wrócił więc do koledżu uczyć się telekomunikacji radiowej, a później trafił do marynarki handlowej i na rozszerzone studia elektroniczne w Southampton, który sponsorowała firma Canadian Pacific.

Praca dla siebie

W latach 70. XX wieku odkrycie ropy na Morzu Północnym spowodowało przekształcenie Aberdeen ze statecznego, regionalnego ośrodka rolnictwa i rybołówstwa w tętniącą życiem europejską stolicę branży naftowej. Uświadomiwszy sobie, że ma akurat takie kwalifikacje, jakich potrzebują niektóre z napływających tam firm, Tom Smith powrócił do „granitowego miasta”, żeby podjąć pracę w firmie Plessy, a z czasem został głównym inżynierem telekomunikacyjnym na należącym do Shella polu naftowym Brent. W 1979 roku zdecydował się rozpocząć pracę na swoim.
– To nie wiązało się z żadnymi aspiracjami do rozwijania firmy – chodziło mi po prostu o samozatrudnienie. Ale z jednego pracownika zrobiło się dwóch, potem czterech; przeszedłem kolejne fazy zarabiania pieniędzy, nie wiedząc, jak to się właściwie dzieje – no i kolejne fazy tracenia pieniędzy, też bez świadomości, dlaczego je tracę. Zacząłem się nad tym zastanawiać i doszedłem do wniosku: OK, może jesteś inżynierem, ale teraz musisz być biznesmenem – relacjonuje pan Smith.
Uznał, że rozwiązaniem jest dla niego samokształcenie. – Zacząłem tworzyć dla siebie własny program MBA, wykorzystując oferty różnych organizatorów szkoleń, takich jak Instytut Dyrektorów, żeby nauczyć się czegoś o marketingu, strategii i finansach.
Firma Nessco sama nie produkuje niczego, łączy natomiast pochodzące od markowych wytwórców urządzenia w systemy, obejmujące satelity, włókna optyczne i cyfrowe radio.
– Niektóre z tych platform czy statków przybrzeżnych to prawdziwe małe miasteczka, potrzebują więc wszystkiego – od cateringu po wytwarzanie energii i systemy telekomunikacyjne – mówi Tom Smith. Ich celem jest wprawdzie poszukiwanie i wydobycie ropy, ale muszą mieć do tego całą infrastrukturę.
– Mamy to szczęście, że w telekomunikacji możemy pracować z całą gamą firm – współdziałamy więc z firmami prowadzącymi rurociągi, z zakładami produkującymi LNG i z rafineriami i to zarówno w miejscach takich jak Peru czy Australia, a także platformy na Morzu Północnym.

Od Libii po Syberię

Nessco ma obecnie roczne obroty na poziomie 25 mln funtów (29 mln euro), w tym 60 proc. z zagranicy. Rynki międzynarodowe będą dla firmy coraz ważniejsze, bo kurczy się wydobycie z Morza Północnego. Właściciel ma jednak do tego długofalowe podejście.
– Na rynkach międzynarodowych trzeba co najmniej dwóch lat, żeby uzyskać zwrot z kapitału. Podstawowe pytanie brzmi: czy ci zapłacą – i kiedy? Na niektórych rynkach płacą, tylko że termin jest płynny. Włóczę się po różnych zapomnianych przez Boga miejscach na ziemi – po Libii, Syberii, Kazachstanie. Ale siedząc przy biurku, nie pozna się rynku, nawet robiąc mnóstwo analiz. Trzeba tam być – a najlepiej, jeśli trafia tam dyrektor naczelny – mówi Tom Smith.
Nauczył się także sceptycyzmu wobec rynków, których szanse przedstawia się w liczbach, przypominających numery telefoniczne. – Skala rynku to coś trudnego do porównywania. Czy da się na nim zaprezentować pozycję konkurencyjną firmy? Jeśli nie, to raczej nie powinno się tam być.
Nessco nadal się rozwija i mimo recesji zwiększa zatrudnienie. – Właściwie nie chcę, żeby firma za bardzo urosła. Nadejdzie pora, kiedy trzeba ją będzie przekazać komuś innemu, kto zrobi, co uzna za stosowne. Ja jednak lubię znać większość – jeśli nie wszystkich – ludzi w firmie i chcę, żeby wszyscy mnie znali – mówi Tom Smith. – Nigdy nie pociągała mnie anonimowość, jaka cechuje wielkie organizacje, żeby jednak liczyć się na niektórych rynkach, trzeba osiągnąć pewną masę krytyczną i pod tym względem jesteśmy obecnie w dobrej sytuacji.

Trzeba będzie sprzedać

W zeszłym roku Tom Smith i dwóch innych dyrektorów sprzedało kontrolny pakiet firmy konsorcjum, kierowanemu przez Aberdeen Asset Management; transakcja opiewała na 4 mln funtów, a umowa obejmowała też możliwość zaciągnięcia 10 mln funtów długu w Clydesdale Bank. Pan Smith chciał wyciągnąć jakąś korzyść ze swojego biznesu, zanim nastąpią zmiany opodatkowania zysków kapitałowych.
– Nie chciałem odchodzić na emeryturę, chciałem jednak skorzystać z sytuacji, jaka się wtedy wytworzyła. Zawsze podobało mi się Aberdeen Asset Management – no i doszliśmy do porozumienia. Pomijając fakt, że tuż przed transakcją załamały się ceny ropy, nadal idzie nam dobrze – jakoś sobie radzimy, jesteśmy zyskowni, mamy gotówkę w banku, rozwijamy firmę. Ale to jest ostry rynek – mówi.
Tom Smith nadal posiada prawie 25 proc. akcji firmy i uważa, że stanowi „istotny element” jej przyszłości.
– Jesteśmy w pełni świadomi, że to jest gra, z której trzeba będzie wyjść, ale chodzi o to, kiedy – mówi. – Dziś oczywiście wycena firmy poszła w dół, podobnie jak dostępność finansowania. To wyjście z pewnością nastąpi – może za trzy lata, może za pięć – ale nie podejrzewam, żeby trwało to dłużej.
DZIEŃ PRACY PRZEDSIĘBIORCY
Z domu w Banchory Tom Smith jedzie 16 mil do biura w Westhill koło Aberdeen: przybywa tam między 7.30 a 8 rano. – Mam dobry zespół kierowniczy, zostawiam więc mu prowadzenie firmy. Ale często spotykamy się nieformalnie, żeby przypomnieć sobie, co mamy do zrobienia, jakie pojawiają się przeszkody i ułatwienia i co mogę w tych sprawach pomóc. Ogólnie mówiąc, cały dzień zajmują mi pogawędki i zebrania z ludźmi w firmie oraz spotkania i odwiedziny ludzi spoza niej. – Do domu Tom Smith wraca około 7 wieczorem, żeby obejrzeć wiadomości i – jeśli nie ma akurat szczególnie interesujących programów sportowych, gawędzi z żoną albo trochę pracuje. – Właśnie uświadomiłem sobie, że straciłem umiejętność czytania powieści. Mogę przeczytać tylko coś, co jest krótkie, wyraziste i o czymś konkretnym. Lubię życie towarzyskie, więc weekendy są dla mnie ważne – zwłaszcza teraz gdy mam wnuczkę. Jeździliśmy więc do Dublina, żeby obejrzeć Bruce'a Springsteena, a jeszcze przedtem – na kawałek turnieju w Wimbledonie. Trzeba zapewnić sobie trochę czasu na coś innego. Tom Smith podróżuje już mniej niż zwykle. Jak jednak mówi: – Wkrótce zamierzam polecieć do Kuala Lumpur i do Australii, bo mamy ochotę coś tam zrobić. – W kraju jego zainteresowania są inne. – Wraz z żoną jesteśmy członkami Banchory Golf Club – i jest to element naszego wypoczynku.