Inwestorzy otrzymali dokładnie to co chcieli, bo w komunikacie wyraźnie podkreślano, że co prawda sytuacja nadal nie jest dobra, ale się poprawia, inflacja nie jest zagrożeniem, a od przyszłego roku bezrobocie ma spadać. Dodając do tego przedłużenie programu skupu obligacji rządowych można było wnioskować, że raport jednostronnie wspiera byki. Popyt postanowił to wykorzystać i indeksy wystrzeliły w górę, ale istotniejsze jest co stało się potem. W ciągu ostatniej godziny rynek nie tylko stracił całe wzrosty, ale nawet stracił jeden procent. Takie niespodziewanie korekcyjne ruchy w teoretycznie dobrej atmosferze bardzo często oznaczają lokalne przesilenie i kilkudniową korektę. Po ostatnich zwyżkach S&P500 nie byłoby to wcale dziwne. Dziś takim argumentem za sprzedażą może stać się sprzedaż domów. Oczekuje się piątego z rzędu wzrostu, o który może być trudno.

Znacznie lepiej wyglądała środowa sesja na GPW. Zarówno obrót jak i skala wzrostu są czynnikami, które potwierdziły dobrą kondycję rynku. Z uwagi na wtorkowe wzrosty wczoraj nie mieliśmy już tak jednoznacznej rozgrywki, ale początek świetnie oddawał atmosferę wtorkowej euforii. WIG20 dotarł w pierwszym ruchu do poziomu 2300 pkt. ale popytowi nie udało się go przekroczyć.

Dzień był również ciekawy w kontekście danych makro. Informacje z Europy w zasadzie były tylko niewiele gorsze od prognoz, ale za to pozytywnie zaskoczył wzrost zamówień przemysłu, który sięgną w krajach strefy euro 2,3 proc.. Dodatkowo zrewidowano w górę do 4 proc. wzrostu informacje z poprzedniego miesiąca. Natomiast w kwestii makro nasza gospodarka nie miała się specjalnie czym pochwalić. Sprzedaż detaliczna licząc rok do roku jeszcze wzrosła o 5,2 proc. podczas gdy oczekiwano, że czynniki wakacyjno-urlopowo-walutowe podniosą ją do 6 proc. To kolejny miesiąc spadku sprzedaży, która w porównaniu do lipca wypada już znacznie gorzej (-4,2 proc. m/m). Natomiast w kwestii krajowej stopy bezrobocia, to utrzymała się ona na poziomie sprzed miesiąca (10,8 proc.), co nie jest dobrą informacją, bo po pierwsze czynniki sezonowe się kończą, a po drugie w porównaniu do ubiegłego roku mamy wzrost z poziomu 9,1 proc. W takim układzie na koniec roku powinniśmy zobaczyć liczbę większą od 12 proc.

Jeżeli już popyt chciał szukać dobrych danych to łatwo można je było znaleźć w informacjach z USA. Tam liczba wniosków o kredyt hipoteczny w ostatnim miesiącu wzrosła o 12,8 proc., ale nie przełożyło się to na rynkowe zachowanie. Ani rynki zachodnie, ani dolar, ani obligacje nie drgnęły po tych doniesieniach.

Reklama

W połowie dnia popyt podjął jeszcze jedną próbę wyjścia powyżej poziomu 2300 pkt., ale zakończyło się to tylko wyraźnym odejściem od maksimów i największe spółki zakończyły na 1 proc. plusie. Dość ciekawie wygląda porównanie poszczególnych segmentów rynku, ponieważ im mniejsze spółki tym gorszy wynik osiągały. Sugeruje to że w kupno zaangażowały się instytucje a nie gracze detaliczni, co jest zrozumiałe, bo po ostatnim rajdzie chcą zwiększać agresywną alokację, aby nie zostać z tyłu. Jednocześnie osłabiający się złoty nie potwierdza jakoby za wzrostami miał stać zagraniczny kapitał.