Pana bilans w resorcie skarbu – porażka sprzedaży stoczni w Gdyni i Szczecinie i sukces z ugodą Eureko w sprawie PZU – to remis?
To sprawy, których nie można porównywać.
Dlaczego? Przecież przez lata to były największe wyrzuty sumienia resortu.
Tak, to wieloletnie problemy. Ale spór o stocznie w pewien sposób rozwiązaliśmy przez specustawę i zaspokajanie roszczeń pracowników. To było najważniejsze, by stoczniowcy mogli dostać rekompensaty, odchodząc ze swoich firm. Pierwszy etap sprzedaży się nie powiódł, bo inwestor zrezygnował. Teraz uruchamiamy następny przetarg. Stocznie to czysta decyzja biznesowa, bo to rynek decyduje, czy będzie kupiec, czy nie. W tej sprawie rola resortu jest ograniczona.
A w sprawie Eureko i PZU decyzja była polityczna?
Nie, ale w tym przypadku więcej zależało od nas. Tu chodziło o to, w jaki sposób prowadzi się negocjacje, wybiera terminy, stawia warunki. W przypadku stoczni nikogo na siłę nie można zmusić, by kupił coś, czego nie chce. Porozumienie z Eureko to najważniejsza rzecz, jaką udało mi się zrobić w Ministerstwie Skarbu.
Jaką ma pan gwarancję, że nie będzie powtórki z nieudanej transakcji sprzedaży stoczni, że proces porozumienia nie zostanie zerwany?
Gwarancje są w ugodzie. Zapisaliśmy takie warunki, że żadna ze stron nie jest zainteresowana, by podważyć jej realizację.
Czyli to dotyczy nie tylko Holendrów, właścicieli Eureko, ale i pana następców na stanowisku ministra skarbu?
Tak, bo gdyby przyszedł jakiś szaleniec, który uznałby, że Eureko ma być dalej w PZU, to nie będzie w stanie tego przeprowadzić.
Biorąc pod uwagę, że chce pan w ciągu dwóch lat sprywatyzować większość tego, co zostało w rękach państwa, to renacjonalizacja wydaje sie działaniem pod prąd...
W tym wypadku przede wszystkim trzeba było postępować odpowiedzialnie. Chodziło o to, by naprawić pewne błędy, by odzyskać tę spółkę dla Skarbu Państwa.
Co skłoniło Eureko do ugody? Chcieli 36 mld zł, dostają 4,7 plus jeszcze prawie 4 z odblokowanej dywidendy. Przy takiej rozpiętości oczekiwań i rezultatów trudno nawet mówić o krakowskim targu.
To pytanie bardziej do nich. Ja wiem, jakie cele postawiłem na starcie rozmów, i ani razu nie dałem do zrozumienia drugiej stronie, że mogę te cele zmienić. Od razu założyłem, że Eureko ma z wyjść z PZU i że będziemy ten proces kontrolować. Chodziło o to, by te akcje nie zostały sprzedane w ten sposób, że zmieniają właściciela, a kłopot pozostanie. Kolejny warunek – skasowany arbitraż, tak by nie było ryzyka, że jest ugoda, która zaraz potem zostanie wywrócona w sądzie.
Dlaczego firma, które chce 36 mld zł i ma perspektywę orzeczenia odszkodowania, poprzestaje na kwocie prawie dziesięć razy niższej?
To świadczy o tym, że prowadziliśmy dobre negocjacje.
A może wzięliście ich głodem? Może to, że tak długo nie było dywidendy, spowodowało ugodę?
Na pewno też jest ważne, że ugoda daje perspektywę odblokowania dywidendy i sięgnięcia po te pieniądze, ale one im się należały, bo byli właścicielami prawie 33 procent akcji. Perspektywa wyjścia z PZU na zasadach rynkowych i możliwość inwestycji gdzie indziej to też zaleta.
Aby udało się zakończyć ten dziesięcioletni spór sukcesem, musieliśmy zmienić podejście. Proszę pamiętać, że postawiliśmy twardy warunek: chcemy negocjować z waszymi akcjonariuszami. To moim zdaniem był przełom, bo ktoś u nich spojrzał na ten proces z boku. I może ktoś zaczął uzmysławiać tym, którzy uczestniczyli w tym procesie od lat: dokąd zmierzacie, rysujecie wielkie wizje, pokazujecie wielkie kwoty, ale to miraże, a mamy brutalną rzeczywistość – cztery lata nie dostajemy dywidendy.
A skoro dotarliście do akcjonariuszy, czy to porozumienie nie zawiera jakichś tajnych klauzul dotyczących innych interesów? Mówiło się, że jeden z akcjonariuszy Eureko – Rabobank, który jest współwłaścicielem BGŻ, może dostać coś w zamian.
Nie. Dementuję. To byłoby naiwne. Kwestie BGŻ to zupełnie oddzielny temat.
A gdy w ubiegłą środę przedstawił pan na posiedzeniu rządu szczegóły ugody, odczuł pan ulgę? Jak to przyjęli inni?
Dobrze, skoro dostałem zielone światło. Każdy, kto coś wiedział o tej sprawie, spodziewał się, że warunki ugody będą dużo gorsze.
Oczywiście 4,7 mld zł to są olbrzymie pieniądze. Ale trzeba dostrzec, że uzyskujemy to, co nam się może wcześniej nawet nie śniło.
Co dalej z PZU?
Teraz koncentruję się na wprowadzeniu spółki na giełdę jeszcze w 2010 roku.
A jaką rolę będzie grało PZU w portfelu ministra skarbu? Czy dojdzie do prywatyzacji w ciągu trzech, czterech lat?
Popatrzmy na to realnie. Mieliśmy dziesięć lat szamotaniny wokół prywatyzacji, teraz jest porozumienie, odzyskujemy kontrolę. Dziś nie ma jeszcze odpowiedzi na pytanie, czy prywatyzować i w jakim zakresie. Dziś celem jest, aby PZU stało się spółką publiczną. Dopuszczamy jedynie sprzedaż pakietów akcji, o których mowa w ugodzie.
Co z TVP, czy spotka się pan z nowym zarządem?
Wystąpiłem do zarządu TVP i radia publicznego oraz do szefów rad nadzorczych o spotkanie w tym tygodniu.
A jak się ułoży współpraca? Poprzedni zarząd, przed prezesem Piotrem Farfałem, nie należał do pańskich ulubieńców, prezes Andrzej Urbański nie dostał od pana premii.
Premię uzyskuje się za coś. Zobaczę, jak ten zarząd będzie działał, jak będzie wydawał publiczne pieniądze.
Ale pana koledzy nie kryją, że traktują media publiczne jako lenno PiS i Lewicy. Dla pana też będą przeciwnikiem politycznym?
Ja wypytam zarząd, jakie ma plany, jak chce dbać o firmę, i tak będę to oceniał.