Wydajny, czysty w spalaniu, ma pewne źródła oraz sprawdzone szlaki transportu. Idealne paliwo dla gospodarki redukującej emisję CO2. Wprawdzie wskutek kryzysu jego zużycie w Europie spada, ale perspektywy są obiecujące. W ciągu dekady zużycie gazu w Polsce może wzrosnąć z 14 do 20 miliardów metrów sześciennych rocznie, w innych krajach zachodnich mniej, ale także znacząco. Unia Europejska planuje wprawdzie zwiększenie udziału energii odnawialnej do 20 procent całej zużywanej energii, ale gdyby nawet dokonała tego cudu, co wątpliwe, zapotrzebowanie na gaz nie spadnie. Zebrani w połowie czerwca na Europejskim Kongresie Biznesu w Cannes dyrektorzy operacyjni koncernów energetycznych nie mieli wątpliwości: czysta gospodarka, jeśli chce się rozwijać, musi sięgnąć po gaz.

Gigant obala mity

Gazprom, największy dostawca gazu w Europie, zaciera dłonie z zadowolenia. Jest wprawdzie, według niektórych źródeł, zadłużony na 50 miliardów dolarów, jednak przy obiecujących perspektywach z czasem wyjdzie na prostą. W Cannes szef koncernu Aleksiej Miller triumfował: – Świat zwróci się ku paliwom bardziej wydajnym i przyjaznym środowisku, a gaz ziemny będzie odgrywał w tym procesie znaczącą rolę.
Obalał też mity. Pierwszy, najbliższy polskim sercom, to gaz łupkowy. Zdaniem Millera ma on tylko znaczenie lokalne, wpłynął wprawdzie na rynek amerykański, w Europie jednak nie zastąpi gazu tradycyjnego. Ta pewność siebie ma podstawy. Szacunki amerykańskich firm zakładają, że zasoby gazu łupkowego w Polsce sięgają 1,5 biliona metrów sześciennych. Gdyby rozpocząć ich eksploatację, w 2015 roku wydobycie wynosiłoby miliard metrów sześciennych. To ledwie jedna czternasta obecnego zapotrzebowania na gaz, a będzie ono przecież rosło.
Reklama
Gaz łupkowy jest trudniejszy w wydobyciu niż konwencjonalny, wszystko zależy od składu skał, jedne umożliwiają tanią eksploatację, inne nie. Kolejny problem to gęstość zaludnienia. Na obszarach pustych można dokonywać wielu odwiertów, czego wymaga technologia eksploatacji łupków. Na pokrytych osiedlami już nie – tłumaczył Richard Guerrant, dyrektor marketingu europejskiego oddziału Exxon Mobil.
Drugi mit to gaz płynny (LNG). Jego udział w rynku rośnie, ale jest on zużywany głównie wzdłuż wybrzeży, w niewielkiej odległości od terminali – argumentował Miller. Gdyby transportować go w głąb lądu na duże odległości, cena wzrośnie, trzeba by bowiem zbudować nową sieć transportu. Słowa szefa Gazpromu znów nie są bezpodstawnym czarnowidztwem. Polska chce uruchomić w 2014 roku gazoport, którym docelowo będziemy sprowadzać 7 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie, czyli połowę obecnego zapotrzebowania. Wątpliwe jednak, by był on zużywany na południu kraju, straty na przesyle podbiłyby jego cenę do poziomu wyższego niż tradycyjnie transportowany gaz rosyjski.
Wreszcie trzeci mit: przyszłość energetyki należy do źródeł odnawialnych. Jakich inwestycji trzeba by dokonać, by zastąpić ropę, węgiel i gaz jako główne źródła energii? Europejskie rządy tną wydatki i administrację, żaden z nich nie wyłoży w najbliższych latach setek miliardów euro na rewolucyjne rozwiązania technologiczne, które wciąż nie udowodniły swojej efektywności. Przyszłość, przynajmniej ta niezbyt odległa, nie będzie należała do źródeł odnawialnych, staną się one jedynie uzupełnieniem tradycyjnych dostaw energii.
Dobre samopoczucie Millera umacniają jego europejscy partnerzy. Warto było posłuchać w Cannes ich deklaracji. Przedstawiciele Ruhrgasu, Totalu, Wintershallu i N.V. Nederlandse Gasunie wiązali los swoich koncernów z Moskwą. Czysty układ – oni płacą, Gazprom dostarcza paliwo. Żadnej polityki, mieszania biznesu z imperialnymi celami. Nie obawiają się Rosjan, Gazprom wywiązuje się z zobowiązań, a w polityce wobec Ukrainy i Białorusi kieruje się zrozumiałymi dla wszystkich kryteriami – egzekwuje umowy, odcina paliwo, jeśli odbiorcy nie chcą płacić wynegocjowanych cen, które na ogół są i tak niższe niż te dla odbiorców zachodnich.

Pan dziesięć procent

Kiedy jednak wsłuchać się uważniej w słowa Millera, słychać w nich niepokój. Trzy obalone przez niego mity: gaz łupkowy, LNG i energię odnawialną, łączy jedno – wszystkie wymagają nowych technologii, inwestycji i innowacyjności. Nie jest to rosyjska specjalność. Wejście kilka lat temu przebojem gazu łupkowego na rynek amerykański zmniejszyło zapotrzebowanie USA na gaz płynny, w efekcie jego cena na światowych rynkach spadła, Europa zaczęła więc kupować go więcej i w czerwcu po raz pierwszy łączne dostawy z Norwegii i Kataru na rynek europejski były większe od dostaw rosyjskich.
Każda inwestycja w terminal LNG, gaz niekonwencjonalny, bioenergię czy energię nuklearną, każdy nowy gazociąg pompujący surowiec z innych źródeł niż rosyjskie spowodują, że Europa będzie zaspokajać rosnące zapotrzebowanie na energię, zmniejszając zależność od Rosji. Szef koncernu ma rację, nie dojdzie do rewolucji łupkowej, która zdetronizuje Gazprom. Jego rola będzie malała stopniowo wskutek wielu inwestycji i ruchów cenowych na światowych rynkach. Exxon Mobil szacuje, że w roku 2020 rosyjski gaz będzie zaspokajał tylko 10 procent zapotrzebowania Starego Kontynentu na ten surowiec, tyle co dostawy z Turkmenii czy rejonu Australazji, a kolejne 20 procent wypełni gaz łupkowy z USA. Gazprom stanie się jednym z wielu dostawców, ani mniej, ani bardziej istotnym niż inni. To wciąż niezła perspektywa dla rosyjskiego giganta, daleka jednak od wizji eurazjatyckiego monopolisty. Wiek XXI będzie należał do gazu, ale nie do Gazpromu.